Reklama

"Misja na Marsa": GRAWITACJA

Tylko dwie sceny filmu rozgrywają się na Ziemi, gdzie panuje normalna grawitacja. Wieloletni współpracownik Briana De Palmy, autor zdjęć Stephen H. Burum mówi: „Sądzę, że dla Briana liczy się przede wszystkim orientacja, to, gdzie znajdują się postacie i jakie położenie względem siebie przyjmują. Wciąż mówi o punktach widzenia”.

Reżyser mówi: „Musiałem sprawić, że widzowie poczują się, jakby sami znaleźli się w stanie nieważkości, gdzie traci się poczucie kierunku. Czułem się, jakbym kręcił film o niewidomym lub głuchym i starał się pokazać widzom, co to znaczy żyć w ciemności lub kompletnej ciszy. Musiałem sprawić, by wypracowali sobie orientację w przestrzeni, jakby sami odbywali podróż na Marsa”.

Reklama

Stephen H. Burum mówi: „Wiedzieliśmy, że musimy stworzyć iluzję, iż nasi bohaterowie znajdują się w stanie nieważkości. Umieściliśmy kamerę na dźwigu sterowanym radiem, mogliśmy więc robić z nią, co tylko chcieliśmy. Zdarzało się, że zależało nam, by widzowie poczuli się zdezorientowani”.

„Szybko przekonaliśmy się, że w stanie nieważkości nic nie dzieje się zbyt szybko. Gdy ktoś rzuci czymś w ciebie, zawsze masz czas, by to złapać” - mówi Tim Robbins.

Aktorzy sami wykonali większość ze swoich popisów kaskaderskich, przed rozpoczęciem zdjęć poddali się więc morderczemu treningowi, musieli bowiem wzmocnić mięśnie brzucha, pleców i nóg. „Zdaje mi się, że wyszkoliliśmy niezłych komandosów” - mówi Tom Jacobson.

„Nie pamiętam filmu, w którym ludzie tyle by fruwali” - mówi Garry Elmendorf. Na planie "Misji na Marsa" wykorzystano udoskonaloną wersję techniki, którą w latach 30-tych zastosował dziadek Elmendorfa przy realizacji sceny z latającymi małpami z "Czarnoksiężnika z krainy Oz". U sufitu studia zawieszono niewielką aluminiową klatkę, ochrzczoną "psią budą", w której ukryto techników. Manipulowali oni ruchami aktorów zawieszonych poniżej na drutach. Elmendorf skonstruował specjalną pompę hydrauliczną, która podnosiła i opuszczała aktorów.

Gary Sinise jako jedyny z aktorów przez 25 sekund przebywał w stanie nieważkości, a było to na planie filmu "Apollo 13". Na planie "Misji na Marsa" czekało go jeszcze trudniejsze zadanie - symulacja stanu nieważkości: „To trudne i wyczerpujące” - mówi. „Wolałbym już pracować w stanie nieważkości, niż wisieć na pasach, na których mnie zawieszano”.

Jerry O'Connell zaczął trenować na pięć miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć: „W życiu nie byłem w lepszej kondycji” - mówi. „Brian De Palma szalał z kamerą i wpadł na pomysł, by ktoś wisiał do góry nogami. Byłem najmłodszy na planie, wybór padł więc oczywiście na mnie”.

Connie Nielsen mówi: „Przez pierwszy miesiąc byłam cała posiniaczona, nie pozostawało mi więc nic innego jak trenować. Nabrałam tężyzny i cała reszta poszła mi jak z płatka”.

Choreografię sceny tańca Connie Nielsen i Tima Robbinsa opracował Adam Shankman, który współpracował ściśle ze Storym Musgrave'em, który mówi: „Musieliśmy zaplanować każdy najdrobniejszy ruch. Mogę zapewnić, że jest to scena w pełni realistyczna. Ruchami aktorów sterowało 16 techników ukrytych w ‘psich budach’”.

Koordynator pracy kaskaderów Jeff Habberstad nie znajduje słów uznania dla aktorów: „Gdy tylko przekonaliśmy się, że aktorzy dobrze się czują w swoich hełmach i uprzężach i nie trapi ich klaustrofobia czy lęk wysokości, szybko uzyskaliśmy efekt, na którym nam zależało”.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Misja na Marsa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy