Reklama

"Miś Yogi": PARK JELLYSTONE

Produkcja zaczęła się w lesie stanowym Woodhill State Forest. Ta nowozelandzka, popularna wśród rowerzystów, lokalizacja o powierzchni 36 tysięcy akrów, znajduje się na zachód od Auckland.

"Bardzo zależało mi, aby aktorzy znaleźli się w środowisku naturalnym, zwłaszcza, że jest to film z postaciami animowanymi. Mogliśmy użyć zielonego tła i wykorzystać efekty komputerowe, ale chcieliśmy uchwycić ducha otwartej przestrzeni, więc wyciągnęliśmy sprzęt na zewnątrz, w miejsce, gdzie piękno naprawdę istnieje" - mówi Brevig.

"Na szczęście, bo nasza produkcja rozpoczęła się w listopadzie, trafiliśmy na wiosnę w Nowej Zelandii i mogliśmy skorzystać z cudownej pogody i zapierających dech w piersiach widoków" - mówi De Line.

Reklama

"Nie oznacza to oczywiście, że Woodhill nie potrzebowało delikatnego podrasowania, żeby stać się parkiem Jellystone. Dla przykładu Brevig podaje, że mieli do dyspozycji plantację sosen, uprawianych do wycinki, co oznaczało, że drzewa rosły w idealnych odstępach. Aby nadać miejscu charakteru, projektant planu David R. Sandefur i projektant architektury obrazu i terenów zielonych Russell Hoffman dodali dostępne w niektórych miejscach cedry japońskie, które przypominają kalifornijskie sekwoje, blisko 10 tysięcy paproci oraz innych elementów runa leśnego, wiele wywrotek pełnych kamieni, kłód, bel i igieł sosnowych. Aby uzyskać efekt bujnej roślinności, posadzono setki wyhodowanych roślin doniczkowych i iglastych.

Jezioro, nad którym Yogi prezentuje przezabawną jazdę na nartach wodnych i pokaz fajerwerków, znajduje się w rezerwacie Whakamaru w centrum Wyspy Północnej w sąsiedztwie miast Rotorua i Taupo. Pełną napięcia scenę spływu górskim szlakiem, w której zobaczymy Yogiego, Boo Boo, Strażnika Smitha i Rachel walczących z rwącą tonią, sfilmowano w pobliskiej rzece Waikato, gdzie, dzięki współpracy z lokalną elektrownią wodną, stworzono niebezpieczne bystrza. Każdego dnia, gdy otwierano zastawki tamy Aratiatia, filmowcy korzystali z dwugodzinnego "okna" i wodowali tratwę.

"Wiele osób może potwierdzić, że sceny kaskaderskie podczas spływu wykonywałem sam" - z pozorowaną brawurą opowiada Tom Cavanagh. "Nie odegrałem ich dlatego, że jestem takim śmiałkiem. Po prostu tratwa z kaskaderami się wywróciła, a my popłynęliśmy drugą. Czy to było mądre? Nie. Czy było fajnie? Tak... w przerażający sposób".

"To było nieco szalone, ale też cudowne. Widoki były przepiękne i myślę, że to były najlepsze chwile podczas nagrania" - dodaje Faris.

Scenę dokończono, używając techniki blue screen. "Mieliśmy sporo materiału znad rzeki, ale nadal trzeba było dograć jeszcze kilka ujęć. Potem musieliśmy nanieść Yogiego i Boo Boo. Musieli wyglądać na przerażonych, trzymać się tratwy ze wszystkich sił, więc umieściliśmy ich między Strażnikiem Smithem a Rachel i zmontowaliśmy kilka zabawnych ujęć " - mówi kierowniczka ds. efektów specjalnych Betsy Paterson.

Innymi miejscami w Jellystone wartymi polecenia są jaskinia niedźwiedzi i posterunek strażnika, którymi osobiście zajął się Sandefur. "Kreskówka była mocno stylizowana i surrealistyczna. Sceneria była nieco abstrakcyjna i zawierała niemal całą paletę barw. W żadnym razie nie przypominała realnego świata. Teraz, jednakże, niedźwiedzie występują w realnym świecie, przy czym ich środowisko, jak np. jaskinia, chcieliśmy przygotować z dbałością o szczegóły, które pojawiły się w kreskówce. Pogodzenie tych dwóch elementów było nie lada sztuką" - wyjaśnia.

Oczywiście wszyscy fani Yogiego dobrze wiedzą, co wyróżnia dom, który miś dzieli z Boo Boo. Mówimy tu o jedynych w swoim rodzaju ulepszeniach zrobionych przez Yogiego w akcie kreatywnej przeróbki rzeczy znalezionych i podkradzionych z parku. Legowisko niedźwiedzi Sandefur umeblował, jak sam określa: "fantastycznymi przedmiotami zaprojektowanymi ze zwykłych rzeczy, które, teoretycznie, można by podebrać z kamperów, przyczep kempingowych lub od personelu pracującego w parku. Chciałem, aby miały w sobie nutę fantazji, ale nie mogłem przecież wstawiać tam rzeczy, które by do siebie nie pasowały".

Do zbudowania wynalazków Yogiego Sandefur zatrudnił ekipę ze szkoły projektowania Rube Goldberg. Przedmioty, które zobaczymy w filmie, to np.: wyrzutnia-ciast, Zwijacz Koszy 2000 czy szybowiec ze skrzydłami z poszyć namiotowych o napędzie nożnym, wirnikiem zrobionym z wioseł i podwoziem skonstruowanym z czerwonego wózka. "Te ustrojstwa stworzone przez Davida są naprawdę genialne i zrobione tak, by sprawiały wrażenie, że naprawdę działają... choć nigdy tak nie jest. Bo z wynalazkami Yogiego zawsze jest jakiś problem. Nigdy nie przemyśli ich do końca i za każdym razem coś idzie nie tak" - mówi Brevig.

Kolejnym znanym fanom miejscem jest posterunek Strażnika - chata z bali, sprawiająca wrażenie 200-letniego budynku, którą zbudowano na planie od podstaw. "Każdy, kto ją widział, chciał ją nabyć" - mówi Cavanagh, który znalazł się pośród potencjalnych nabywców. Kiedy zakończono produkcję, chatę sprzedano i przewieziono do firmy z Rotoruy, zajmującej się obsługą kolei turystycznej.

Zgodnie z wymaganiami projektowymi Sandefura, projektantka kostiumów Liz McGregor zamiast projektów retro chciała osiągnąć styl opierający się wpływowi czasu. "Miałam przed sobą wygląd Strażnika Smitha z kreskówki i wzór mundurów Służby Parków Narodowych. Zdecydowałam, że warto je połączyć. Wszystkie oznaczenia zostały zrobione na podstawie emblematów SPN, ale w taki sposób, by miały w nazwie Jellystone" - dodaje.

Podczas przygotowań do filmowania Misia Yogiego Brevig odwiedził kalifornijski Park Narodowy Yosemite. Jego zdaniem Jellystone jest wyidealizowanym połączeniem wszystkich parków rozsianych po całym świecie i wszystkiego, co oferują odwiedzającym. "Jedną z bardziej interesujących rzeczy w naszym parku jest to, że sprawia wrażenie, jakby czas się w nim zatrzymał. Chcieliśmy to oddać w filmie" - mówi.

Od pierwszego kadru widzowie powinni poczuć, że są w parku Jellystone - świecie Yogiego - najcudowniejszym parku krajobrazowym, jaki można sobie wyobrazić, zamieszkałym przez dwa niedźwiedzie, które zrobią wszystko, by tak zostało.

"Mam nadzieję, że wszystkie osoby, które przyjdą na seans, poczują to samo, co czuły, oglądając kreskówkę, i podzielą się tym wrażeniem ze swoimi pociechami" - dodaje Brevig.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Miś Yogi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy