Reklama

"Miłość w Nowym Jorku": O PRODUKCJI

Wielu mieszkańców Nowego Jorku uważa, że Manhattan najpiękniejszy jest jesienią. Joan Chen wybrała tę porę roku jako tło dla romansu Willa i Charlotte, starając się uchwycić metaforyczny związek między stanem przyrody, a stanem duszy bohaterów. Nie będąc mieszkanką NY, Chen postanowiła filmować miasto jako osoba postronna: „ Kamera staje się obserwatorem, który właśnie przyjechał do NY i natyka się na Willa i Charlotte. Usadowiony przed ich oknami, śledzi rozwój ich miłości. Ponieważ wciąż patrzymy przez szyby, film pełen jest odbić i refleksów światła, co wizualnie wzbogaca obraz”. Chen intensywnie współpracowała z nominowanym do Oscara operatorem Changwei Gu, by wspólnie osiągnąć efekt migoczących lustrzanych odbić, podobnych do przelotnych obrazów na powierzchni szkła lub wody, albo w oczach zakochanej osoby. Changwei Gu :” To tak, jakby anioł unosił się nad Manhattanem, rozpościerając przed nami piękną i smutną historię miłości. Obserwujemy Willa, Charlotte i miasto poprzez refleksy okien, szkła, luster. W końcu jest to opowieść o wewnętrznej refleksji”. Ten styl pracy kamery wzbogacił także wątek erotyczny filmu.Gary Lucchesi: ”Kiedy oglądasz scenę miłosną poprzez fazowane szkło, widzisz obraz nieco zniekształcony, za to bardzo emocjonujący i prowokacyjny”.

Reklama

Chen nazywa swoje podejście do Nowego Jorku „dziewiczym”. „Kiedy kręciłam swój pierwszy film, pojechałam do Tybetu, który mnie zachwycił. Każdego dnia fascynowało mnie co innego. Tak samo czułam się w NY: tłumy ludzi na ulicach, budynki historyczne sąsiadujące ze współczesnymi lustrzanymi wieżami. Kręcąc film za każdym razem postrzegałam miasto w zupełnie nowy sposób. Czasami było dla mnie ścianą szkła na tle wąziutkiego nieba, czasami wyspą świateł i cieni”. „To nie jest Nowy Jork Woody Allena ani Nowy Jork Martina Scorsese, ale piękny wizerunek miasta widziany oczyma Joan” - zauważa Amy Robinson. Wraz z jesiennymi zmianami w krajobrazie, śledzimy zmiany w bohaterach. „’Jesień w Nowym Jorku’ to film o transformacji. O tych wszystkich rzeczach, które przytrafiają się w życiu, a na które nie ma się wpływu. O mężczyźnie i kobiecie, którzy nie powinni być razem, bo on jest za stary, a ona za młoda, a jednak zakochują się w sobie. O miłości, która zaskakuje nas i zmienia” - podsumowuje Amy Robinson.


Twórcy filmu pragnęli w rzetelny sposób opisać przepaść pokoleniową dzielącą Willa i Charlotte, a równocześnie w sposób przekonujący pokazać jak została przekroczona. „Na początku Willa i Charlotte traktujemy jako typowy przypadek starszego mężczyzny podrywającego młodą kobietę,” - przyznaje reżyser Joan Chen - „ale potem to nie ma znaczenia. Przeżywają miłość i wiek nie ma tu nic do rzeczy. To stan duszy, do którego jesteśmy zdolni zarówno w wieku 20 jak i 45 lat”.

Producent Amy Robinson: „Film przedstawia typową współczesną sytuację - starszy, dobrze ustawiony facet ma romans z młodą dziewczyną. Ale to, co dzieje się dalej jest już nietypowe”. Robinson zafascynowana była tym, że scenariusz nie tylko nie łagodził różnic dzielących bohaterów, ale wręcz je eksponował. Większość opowieści o miłości oparta jest na przyciąganiu przeciwieństw - silne osobowości ulokowane na dwóch biegunach magnetycznie przyciągają się i odpychają równocześnie.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Miłość w Nowym Jorku
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy