"Miasto 44": PRZYGOTOWANIA
Połączyć stare z nowym
Pierwszym adresem, pod który udał się Jan Komasa po otrzymaniu propozycji napisania scenariusza, było Muzeum Powstania Warszawskiego. Placówka ta to nieprzebrana skarbnica wszystkiego, co jest związane z tym wydarzeniem historycznym, w swoich zbiorach posiada materiały filmowe, oryginalne skany najprawdziwszych ujęć z Powstania, pamiątki po powstańcach, które stale są donoszone, ponad 8 tys. godzin nagranych wywiadów z powstańcami. Twórca "Sali samobójców" bardzo ceni współpracę z tą instytucją: "Muzeum bardzo nam pomogło, zaraziło nas wieloma koncepcjami, wspierało. Miałem tam nawet swój własny gabinet z dwoma komputerami podłączonymi do archiwaliów. Mam wrażenie, że przez tych 8 lat zaliczałem fakultet pt. Powstanie Warszawskie." - opowiada Komasa i dodaje: "Tak jak muzeum, i nasz film ma połączyć stare z nowym. Z całego serca wierzę, że nam się to udało."
Przygotowania do realizacji "Miasta 44" obejmowały nie tylko długie godziny spędzone nad książkami, poświęcone przeglądaniu albumów czy spotkaniom z ekspertami. Aby poczuć klimat tamtych dni reżyser postanowił dołączyć do jednej z grup rekonstrukcyjnych: "Za każdym razem, gdy przystępuję do jakiegoś projektu, nim cokolwiek nakręcę, muszę wcześniej napełnić się nim, dowiedzieć się, jak noszą się ludzie z danego okresu, jak mówią, gestykulują. Chciałem również poczuć, niejako wywołać wokół siebie, czasy okupacji i Powstania. Dlatego przebrałem się za powstańca i brałem udział w różnych inscenizacjach. To była prawdziwa podróż w czasie i niesamowite wrażenie - chodzić w butach, które rzeczywiście obcierały powstańców, w tych ubraniach, które na początku gryzły. Ale to wszystko za chwilę przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie."
Bohaterowie "Miasta 44" przechodzą drogę, jaką podczas Powstania Warszawskiego pokonało Zgrupowanie "Radosław", złożone m.in. z harcerskich batalionów "Zośka" i "Parasol". Powstańcy przeszli od Woli przez Starówkę, kanałami do Śródmieścia, aby następnie bohatersko walczyć na Czerniakowie. "Wybraliśmy w sumie najtrudniejszą i najdłuższą drogę, ale to właśnie w Zgrupowaniu "Radosław" było najwięcej młodych ludzi, tam najwięcej się działo, bo walczący znajdowali się na pierwszej linii ognia. Z tego wyłonił się film drogi, w którym żadna scenografia nie pojawia się dwa razy. W każdej ze scen zniszczenia są coraz większe. W ten sposób chcieliśmy pokazać stopniową zagładę miasta." - tłumaczy Komasa.
Kolejnym krokiem było poszukiwanie świadków tamtych wydarzeń, nie tylko powstańców z "Radosława", ale również cywilów. Udało się nawiązać kontakt z około 30 osobami, które na planie pełniły funkcję konsultantów, stanowiąc cenne źródło wiedzy i informacji, podpowiadając różne rozwiązania, a nawet sceny, jak np. słynna godzina "W". "Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim: jak się prowadzi akcję, jakich komend się używa, jak się do siebie zwracano: czy wg rangi, pseudonimu czy per ty? Również jak zwracano się do kobiet i jakie były stosunki towarzyskie? Jak np. było odbierane to, że kobiety nagle zaczęły chodzić w spodniach? Czy były jakieś tarcia między powstańcami a cywilami? Czasami nie były dla mnie ważne same informacje, ale sposób ich przekazywania przez powstańca, jego gesty. Te spotkania służyły napełnieniu mojej głowy różnego rodzaju "witaminami", które wykorzystywałem, bądź nie, przy pisaniu scenariusza, a potem w pracy z aktorami." - opowiada reżyser.
Dla wielu powstańców wydarzenie z 1944 roku było najważniejszym przeżyciem i jedyną wielką rzeczą, jakiej dokonali. Po wojnie spychani na margines życia, nie mieli szans zrobić kariery. Symboliczny uścisk dłoni, swoisty order dla nich i znak, że ktoś jeszcze o nich pamięta przyszedł po latach, w postaci Muzeum Powstania Warszawskiego. "Mam nadzieję, że 'Miasto 44' będzie tego przypieczętowaniem, że zobaczą w nim siebie, poczują, że wreszcie spełniło się to, o co walczyli. Gdy pisałem scenariusz, nie wiedziałem jeszcze, że ten film jest ważny dla tak wielu pokoleń Polaków. I to nie dla ekspertów, polityków, ale przede wszystkim dla zwykłych, rozsypanych po całym świecie ludzi." - reasumuje Jan Komasa.