"Miasto 44": EFEKTY SPECCJALNE
Specjalista od "Incepcji" i "Casino Royale"
Efekty specjalne w polskich filmach fabularnych nigdy nie budziły zachwytu widzów, dlatego, aby stworzyć naprawdę wielkie kino Michał Kwieciński, producent filmu "Miasto 44", postanowił poszukać specjalisty za granicą. "Nasza kinematografia jest stosunkowo mała, a więc i firm specjalizujących się w efektach nie jest za dużo. Efekty są drogie, więc takie firmy nie miałyby racji bytu" - tłumaczy Kwieciński. Tak zrodził się pomysł zatrudnienia, na wzór światowych produkcji kinowych, supervisora od efektów specjalnych, czyli specjalisty, który pomaga zaplanować wykorzystanie efektów w filmie, a następnie doradza przy wyborze odpowiedniej firmy wykonującej efekty komputerowe. Do zaangażowania supervisora zainspirował producenta "Miasta 44" Janusz Kamiński - operator "Listy Schindlera" i "Szeregowca Ryana" Stevena Spielberga, który uważa, że "taka osoba po prostu musi być".
Taką osobą został Richard Bain, który w porozumieniu z Akson Studio wybrał czeską firmę UPP, współpracującą m.in. przy ostatniej części "Szklanej pułapki", "Mission: Impossible - Ghost Protocol", "Kronikach Narnii", czy "Wanted. Ścigani". Richard Bain był dla producenta gwarantem sukcesu, ponieważ miał wielkie doświadczenie wyniesione z takich produkcji jak "Nędznicy" Toma Hoppera, "Casino Royale" Martina Campbella, "King Kong" Petera Jacksona, czy - według Kwiecińskiego "absolutnie niezwykłego" filmu - "Incepcji" Christophera Nolana. "Richard Bain stoi za wieloma tytułami, w których efekty nie są jedynie tłem, ale pełnią również funkcję dramaturgiczną. Poszliśmy tym tropem i dlatego postanowiliśmy zaprosić do współpracy właśnie jego" - opowiada szef Akson Studio. "Richard jest fantastycznym specjalistą, a do tego ma żonę Polkę, co ośmieliło mnie, aby się do niego zwrócić. Ten film w ogóle dał mi odwagę do robienia rzeczy, o których wcześniej nie śmiałbym nawet pomyśleć. Przy okazji tego filmu przekroczyliśmy pewne bariery zahamowań i kompleksów." - mówi Kwieciński.
Współpracę z Richardem Bainem i Czechami z UPP wspomina również operator Marian Prokop: "Na początku musieliśmy wspólnie ustalić jaki film chcemy zrobić, jak duży będzie procent zdjęć z użyciem VFX (animacji)". Marian Prokop opowiada: "David Vána i Martin Dolezal - supervisorzy z UPP - byli z nami przez cały czas, nawet kiedy nie byli w danym dniu niezbędni na planie. To dawało duży komfort pracy. Materiały, które potem stopniowo od nich spływały, robiły wrażenie. Podczas ostatniego etapu zdjęć do części "czerniakowskiej" wykorzystywaliśmy dużą lokalizację na południu Polski, która miała wymiary 300x300 m - były to pozostałości starego zakładu produkcyjnego. Scenografia pracowała ciężkim sprzętem około miesiąca, tworząc nowe ulice i niszcząc niektóre zabudowania. To, co scenografia stworzyła na terenie tego zakładu stanowi pierwszy i drugi plan Czerniakowa na ekranie. Pozostałymi, dalszymi planami - i nie tylko - zajęło się UPP" - mówi operator. Z kolei nasi sąsiedzi byli pod wrażeniem green screenu, jaki stanął wzdłuż ul. Stalowej w Warszawie, która dzięki niemu w filmie "zagrała" ul. Marszałkowską. "Ma 300 m! To najdłuższy green screen, jaki widziałem w swoim zawodowym życiu." - zachwycał się David Vána z UPP.