"Merida Waleczna": O PRODUKCJI
Podglądanie Szkocji
Zespół twórców "Meridy Walecznej" przemierzył Szkocję w poszukiwaniu najlepszych plenerów, w jakich ta imponująca, pełna przygód historia mogłaby się wydarzyć. Pierwsza podróż odbyła się latem 2006 roku. Filmowcy wrócili do Szkocji jeszcze raz w październiku 2007. - Bardzo głęboko zanurzyliśmy się w kulturze i szkockich legendach - wspominała Sarafian. - Spotykaliśmy ludzi i rozmawialiśmy z nimi. Jedliśmy jak oni, zachwycaliśmy się plenerami i doświadczyliśmy tamtejszej pogody, która stale się zmieniała.
- Ludzie są tam gościnni, ciepli i przyjaźni, od razu nas zaakceptowali - opowiadał Andrews. - Są wspaniałymi bajarzami. Nigdy wcześniej nie byłem tak zachwycony opowieściami o bohaterach i przerażony historiami o duchach. Bardzo zależało nam na pokazaniu w "Meridzie Walecznej", że każda z postaci jest bajarzem, a każde miejsce ma swoją historię.
Filmowcy zwiedzili charakterystyczne miejsca w Edynburgu, przeszli się Królewską Milą (najstarsza, historyczna ulica miasta, łącząca zamek z Opactwem i Pałacem Holyrood) i skosztowali haggisu - specjału szkockiej kuchni, przyrządzanego z owczych podrobów (wątroby, serca i płuc). Wzięli też udział w zgromadzeniach w Lonach i Braemar, gdzie oglądali Highland Games, przyglądając się szczególnie uważnie zawodom łuczniczym, bo podobne miały pojawić się w "Meridzie Walecznej". Odwiedzili też szkockie Muzeum Narodowe w Edynburgu, gdzie obejrzeli tradycyjną broń, tkaniny oraz ozdoby, by zapewnić filmowi odpowiednią dozę realizmu.
- Dużo czasu spędziliśmy przy kamiennym kręgu koło Callanish - wspominała Sarafian. - Mieliśmy wrażenie, że to doskonałe miejsce na ważne wydarzenie z filmu. Krąg znajduje się na szczycie wielkiego klifu i w tle widać tylko niebo. To było zachwycające! Nie można się było oderwać od tego widoku. Podczas obu wyjazdów miałam duże kłopoty z zagonieniem artystów z powrotem do autobusu.
Zamek rodziny DunBroch łączy w sobie elementy kilku zamków szkockich; najbardziej podobny jest do zamku Eilean Donan w regionie Highland oraz do zamku Dunnottar położonego na południe od Stonehaven w Aberdeenshire. I to właśnie ruiny średniowiecznej fortecy Dunnottar stały się punktem zwrotnym w przygotowaniach do filmu. Twórcy planowali umieścić zamek naszych bohaterów nad jednym z jezior regionu Highland, ale zainspirowani Dunnottarem zdecydowali się zmienić go w nadmorski przyczółek.
W Glen Affric, dolinie górskiej położonej na południowy zachód od Cannish, znajduje się największe nagromadzenie starych sosen, jezior, wrzosowisk i wzgórz. Dla filmowców pragnących chłonąć urok Szkocji, były to prawdziwie magiczne miejsca. - Naprawdę wspaniale było się tam znaleźć i oddychać chłodnym, świeżym powietrzem - wspominał Steve Pilcher. - Mech w Szkocji był niesamowity. Wkładając weń dłoń, nurkowało się na 30 centymetrów, a on potem wracał do pierwotnego kształtu jak gąbka. Wrzos na wzgórzach wygląda dziko, ale jest bardzo miękki, co dodaje mu kobiecej subtelności. Kontrastem jest szorstkość skał, szczególnie w lesie.
- Czułam się, jakby ktoś wokół nas założył zielony filtr - opowiadała Tia Krattner. - Słońce świeciło i wszystko wokół było skąpane w zieleni. Jeśli miałabym opisać Szkocję jednym słowem, powiedziałabym: zieleń. Ale Krattner, której praca polega na odwzorowywaniu barw i tekstur, zauważyła w okolicy także szerszą gamę kolorów: - Wrzos mienił się kolorem lawendy, purpurą i karmazynem. Był wszędzie. Potem dowiedzieliśmy się, że kwitnie tylko przez miesiąc w roku, więc mieliśmy szczęście.
- Robiliśmy zdjęcia, szkice, filmowaliśmy, opisywaliśmy, prowadziliśmy dziennik podróży - wspominała Sarafian. - Przywieźliśmy to wszystko do Stanów, wprowadziliśmy do komputerów i zaczęliśmy zadawać sobie pytania: Kim są ci ludzie? Co to za kraj? I jak się to ma do historii, którą chcemy opowiedzieć? Bardzo ciężko pracowaliśmy, żeby uchwycić w filmie magię, piękno i chropowatość Szkocji. I dodawała: - Nasz film to zupełnie nowy poziom komplikacji wizualnej. W "Meridzie Walecznej" nie ma nic łatwego. Wymagaliśmy od artystów, żeby wznieśli się na nowe wyżyny swoich możliwości, śrubując wyższe standardy technologiczne.
Pilcher podjął wyzwanie. - Kocham naturę i fantastykę! Uwielbiam, kiedy te dwa elementy występują razem. Szczególnie podoba mi się, kiedy dzika natura przywołuje aurę tajemnicy i magii. Chciałem uchwycić tę paletę kolorów i faktur, które zobaczyliśmy w Szkocji. W animacji fascynuje mnie, że potrafi wywołać wrażenie wyolbrzymiania rzeczywistości. Chcemy, żeby widzowie odczuli wszystko bardziej, niż gdyby to im się przydarzyło w prawdziwym życiu. Możemy swobodnie decydować o formie, kolorze i teksturze i sprawić, by były bardziej wyraziste. Pozwala nam na to kostium fantasy.
Dla Tii Kratter tym, co wyróżnia "Meridę Waleczną" jest wygląd filmu - wyrafinowane kolory i skupienie się na naturze. - Kiedy pracowałam przy "Autach", wszystkie powierzchnie były lśniące, wypolerowane, a kolory jasne, pastelowe. W "Meridzie Walecznej" otoczenie jest mroczne, zróżnicowane, pełne subtelnych odcieni - przede wszystkim zieleni, podkreślonej fioletami w drugim planie. Nic nie jest tu lśniące, wszystko jest postarzone i chropowate. Tekstura jest specjalnością Kratter, nieważne, czy dotyczy tkanin, ciasta, czy zamkowych podłóg. - Moje biuro wyglądało jak pokój rekwizytora z filmu fabularnego, pełen książek i różnych wyszukanych przez mnie przedmiotów. Kratter eksperymentowała z różnymi tworzywami, by osiągnąć odpowiedni wygląd filmu. - Jedna z rzeczy, które zaobserwowaliśmy w Szkocji to to, że wszystko tam jest wielowarstwowe. Na kamieniach, drzewach i zamkach są warstwy roślinności.
Każde drzewo tworzono od podstaw. Powstały różne wersje jarzębu, brzóz i sosen szkockich, które dołączono do katalogu elementów razem z kamieniami, balami drewna i wszystkim, co można znaleźć w lesie. Z tego skomponowano wielowarstwowe krajobrazy. Zasady te dotyczyły także postaci. Widzimy dużą różnorodność tekstur, wzorów i warstw pokazujących ich związek z naturą.
Zdaniem Pilchera ten związek nie jest przypadkowy. - Zawsze mówiłem, że scenografia, tło i otaczająca przyroda to najlepsi aktorzy drugiego planu, jakich można sobie wymarzyć. Jeśli uda nam się zrobić to dobrze, wzmocnimy wymowę filmu. Drogę wskazał Walt Disney. Tło w takich filmach, jak "Bambi" czy "Pinokio" subtelnie wspomaga budowanie nastroju, charakterystykę postaci. Uzupełnia je. Delikatna zmiana światła może całkowicie zmienić odbiór sceny przez widzów. Zostawia u nich niezatarte wspomnienia. Wychodząc z kina, zabierają ze sobą kolekcję obrazów, które zostają w ich głowach. Im lepiej wykonamy naszą pracę, tym silniej obrazy zapadną w pamięć. Jeśli wyjdziecie z kina i powiecie: oto prawdziwa Szkocja, jeszcze żaden film jej tak nie pokazał!, to znaczy, że nam się udało.
Warstwa po warstwie
Jednym z największych wyzwań filmu "Merida Waleczna" było wykreowanie strojów, które do złudzenia przypominałyby ubiory i tkaniny, które były dostępne w dawnej Szkocji. Przy takiej liczbie postaci, było to zadanie, z jakim dotąd nie zmierzył się żaden twórca animacji komputerowej. - W "Potworach i spółce" Boo jest ubrana w t-shirt - mówiła producentka Katherine Sarafian. - A w "Toy Story 2" mama nosi ciasne legginsy. To wszystko, na co pozwalała technologia w tamtych latach. W "Meridzie Walecznej" król Fergus ma na sobie aż osiem warstw: kolczugę, zbroję, kilkuwarstwowy kilt, pas, pochwę na miecz i płaszcz z futra niedźwiedzia. Merida musi być w stanie jechać konno w swojej spódniczce i jeszcze strzelać z łuku. To wszystko musiało zostać zaprogramowane w komputerze tak, by każda warstwa poruszała się jak w naturze i współgrała z innymi warstwami. Naszym niezwykłym artystom udało się to dzięki nowej technologii i nowemu oprogramowaniu.
Projektowanie kostiumów w filmach animowanych jest zaskakująco podobne do tego w filmach aktorskich. Wszystko, poza modelowaniem, krojeniem i szyciem, dzieje się w komputerze. Każdy projekt zaczyna się od serii szkiców, które są inspirowane opowieścią - charakterem postaci, ich statusem społecznym, rolą w scenie i innymi szczegółami, które są brane pod uwagę podczas przygotowywania garderoby. Fergus jest wojownikiem, który ma niewyrównane porachunki z niedźwiedziem. W związku z tym kolczuga, zbroja i płaszcz z niedźwiedzia nie tylko znakomicie do niego pasują, ale też określają jego osobowość.
Sarafian wspominała: - Stroje były bardzo ważne w naszym filmie. Określały charaktery postaci i pozwalały uchwycić ducha Szkocji. Chcieliśmy, by miały chropowatą fakturę jak szkocka ziemia oraz wiele warstw, co było powszechne w tamtych czasach.
- Kiedy wybraliśmy się na dokumentację do Szkocji - wspominała Tia Kratter - zauważyliśmy, że wszystko składa się z wielu warstw. Kiedy wtykasz dłoń w mech, wchodzi ona coraz głębiej. Pomysł na wielowarstwowość narodził się z obserwacji natury, porostów żyjących na drzewach i kamieniach. Chcieliśmy to zastosować, projektując wygląd postaci. Na przykład Fergus ma warstwę na warstwie, a na tym kolejne warstwy ubrań, a każda ma inną fakturę, wzór i tkaninę, także dużo skór i wełny.
- Przy tym filmie udało nam się osiągnąć coś, czego nigdy wcześniej nie udało się zrobić przy animowaniu ubiorów - mówił Colin Thompson, odpowiedzialny za cieniowanie postaci. - Philip Child, artysta zajmujący się cieniowaniem i kolorowaniem postaci, stworzył nowy program, który mapuje ubrania jak na globusie z południkami i równoleżnikami. Na tej podstawie możemy układać fałdy jedna na drugiej. Działając jak cyfrowy projektant tkanin lub krawiec, komputer przetwarza projekty Tii i tworzy faktury takie jak juta, pepitka i jodełka. Bardzo ważne dla filmowców było, by właściwie ukazać fakturę materiału, ze wszystkimi niezbędnymi luzami i chropowatością. Odkryliśmy, że tworzenie w komputerze tkanin wyglądających na kosztowne, jak jedwab, jest bardzo proste, ale wykreowanie czegoś takiego jak juta, jest niezwykle skomplikowane.
Tworząc królewską suknię dla Elinor, Tia Kratter eksperymentowała z różnymi rodzajami tkanin i ozdób. - Tkanina na jej suknię to wysokiej jakości delikatny jedwab, który jest bardzo mocnym materiałem, dokładnie tak jak sama Elinor. Wzięłam jedwab, pomalowałam go na metalizowane kolory i wtedy zaczęła się najlepsza zabawa. Przyklejałam drobne kawałki złota w kształcie liści, które dodały swobodnego szyku do bardzo zorganizowanej i powściągliwej osobowości Elinor.
Projekty Kratter przekazano artystom od cieniowania, którzy musieli wymyślić, jak sprawić, by wyglądały równie dobrze w komputerze. Po dopasowaniu strojów do postaci, dodano kolory i fakturę. Oprogramowanie musiało "rozumieć" strukturę materiału i splot tkaniny, by wszystko wyglądało i poruszało się jak w rzeczywistości.
Ale to nie było łatwe. Jedna ze specjalistek, Claudia Chung, wspominała: - Symulacja kiltów była niezwykle trudna do przeprowadzenia. To przez fałdy i zakładki. Jeszcze nigdy nie robiono tego w takiej ilości. Kilty składają się z kilku warstw materiału, który nie chciał się dobrze układać w komputerze. Zaczynał drgać i płynąć. Najtrudniejszą postacią był król Fergus. Wcześniej, przy fartuchach i stroju szefa kuchni w "Ratatuj", mieliśmy do połączenia trzy warstwy, góra cztery. Kilt Fergusa kosztował nas wiele, wiele pracy.
Twórcy filmu wprowadzili nawet "piątek z kiltem", kiedy to kilku członków zespołu, między innymi reżyser Mark Andrews, nosili kilty w pracy. Filmowano ich, a materiał wideo analizowano. Pomagało to artystom wczuć się w szkocki klimat. - Mam teraz cztery kilty - wyznał Andrews, który już wcześniej zaczął kompletować szkocką garderobę. - Jeden jest tradycyjny. Dwa inne są krótsze, zwyczajne - mogę je nosić w pracy lub na oficjalne okazje. Mam też kilt sportowy do Highland Games. Mam więc kilty na każdą okazję.
Burza włosów
Kiedy reżyserka Brenda Chapman wyobrażała sobie Meridę, wiedziała, że będzie to dziewczyna uduchowiona, uparta i pełna pasji. Wiedziała też, że będzie mieć nieposkromioną burzę rudych włosów. - Dzikie, rude włosy Meridy ukazują jej charakter. Zdradzają, kim jest. Mama zawsze stara się zapanować nad włosami córki, ale Merida woli, jak opadają luźno. Przez całą moją karierę widziałam, jak wiele postaci zaczyna swój byt z kręconymi włosami, ale potem się im je prostuje, by ułatwić pracę rysownikom. Nie miałam pojęcia, jak upiorne było moje żądanie, żeby Merida miała kręcone włosy. Na szczęście ekipa techniczna Pixara postanowiła sprostać wyzwaniu. I otrzymaliśmy dokładnie to, co było nam potrzebne.
- Włosy są trudne - przyznawał dyrektor techniczny Bill Wise. - A kręcone jeszcze trudniejsze. To skomplikowany element do symulacji. Kiedy pracowałem nad "Iniemamocnymi", długie, proste włosy Violet stwarzały problemy. W tamtym czasie nikt nie robił niczego podobnego w animacji komputerowej, ale my musieliśmy znaleźć na nie sposób. Kiedy zacząłem pracę przy "Meridzie Walecznej" byliśmy przekonani, że żaden program nie poradzi sobie z symulacją kręconych włosów, zachowujących swoją objętość. Reżyserowie chcieli, żeby włosy ruszały się i oddziaływały wzajemnie na siebie w prawie realistyczny sposób, jednocześnie pozostając w określonej przestrzeni. Nie chcieli, żeby włosy wyglądały jak sprężynki. Chcieliśmy, żeby falowały, cały czas zachowując swój kształt. Musieliśmy napisać zupełnie nowy kod symulacji włosów.
Claudia Chung twierdziła, że w przeciwieństwie do prostych włosów, kręcone muszą zajmować pewną przestrzeń, by uwidoczniły się fale. A zaprojektowanie takiej przestrzeni w komputerze nie jest łatwe. - Symulacje są oparte na fizyce. Współpracowaliśmy z bardzo silną ekipą badawczą Pixara, by zbudować model fizyczny włosów Meridy. Jeden z artystów uznał, że kręcone włosy przypominają kabel telefoniczny, kiedy się nim porusza. Tak, jego zdaniem, poruszają się włosy Meridy i to miało stanowić podstawę modelu. Ale tak nie wyglądają naturalne włosy. Zespół animatorów chciał uzyskać fale w kształcie liter C i S. Falujące włosy powinny bezwładnie podążać za ruchem głowy. Ostatecznie odkryliśmy, że włosy Meridy są dużo mniej wrażliwe na grawitację, niż w przypadku innych postaci. Merida nie tylko jest znakomitą łuczniczką i świetnie się wspina, ale dodatkowo jej włosy zaprzeczają prawom fizyki.
- Włosy Meridy to ogromne osiągnięcie - dodawała Chung. - Zawsze myślałam, że departament twórczy wymyślił dla Meridy zbyt wydumane włosy, z różnej długości falami. Ale mam znajomą, która ma burzę kręconych włosów i stwierdzam, że włosy takie jak u Meridy naprawdę istnieją.