Reklama

"Marzyciele": OD KSIĄŻKI DO FILMU

Po przeczytaniu powieści Gilberta Adaira "The Holly Innocents" (1988), Bernardo Bertolucci miał mieszane uczucia. Jako zdeklarowany frankofil, czuł zbyt silny osobisty związek z burzliwymi wydarzeniami 1968 roku w Paryżu i obawiał się, że próby przełożenia ich na język filmowy zubożą zarówno jego własne wspomnienia, jak i doświadczenia innych.

"Nakręciłem bardzo mało filmów, ponieważ każdy film jest częścią mojego życia" - mówi reżyser ‘Ostatniego tanga w Paryżu’, ‘Konformisty’ i ‘Ostatniego cesarza’. "Jednak książka Adaira przywołała piękne wspomnienia "nie tyle wypadków 1968 roku, rozruchów i przemocy, lecz raczej ducha tych wydarzeń".

Reklama

Dla Bertolucciego, byłego poety, którego miłość do filmu została rozbudzona przez kino francuskie lat 30., a wzmocniona przez francuską Nową Falę - filmy z późnych lat 50. i wczesnych 60., duch tamtych czasów był oszałamiającą mieszanką wielu elementów. "W latach 60. tkwiła jakaś magia, w tym znaczeniu, że... żyliśmy marzeniami. Łączyliśmy kino, politykę, jazz, rock’n’roll, seks, filozofię, narkotyki i pochłanialiśmy to wszystko w stanie permanentnego przedawkowania".

Zainspirowany powieścią, reżyser przekazał ją producentowi Jeremy’emu Thomasowi, z którym współpracował od "Ostatniego cesarza". Po przeczytaniu Thomas stwierdził: "Może z tego wyjść bardzo poruszający film. Dobrze byłoby zrobić film w Paryżu, z człowiekiem, który nakręcił tam KonformistęOstatnie tango w Paryżu. Zróbmy trzeci paryski film".

Thomas zadzwonił do agenta Adaira. Gdyby był kimś innym, najprawdopodobniej usłyszałby definitywne "nie". Niezadowolony z powieści, częściowo opartej na jego osobistych doświadczeniach, Adair odrzucił już kilka lukratywnych ofert innych producentów, między innymi z powodu wielkiego sukcesu ekranowej adaptacji jego powieści "Miłość i śmierć na Long Island". Polecił swojemu agentowi, aby w ogóle go nie informował o ofertach producentów. Jednak, kiedy zadzwonił Thomas w imieniu Bertolucciego, agent nie mógł się powstrzymać. Adair doszedł do wniosku, że tematyka i duch jego książki muszą być wyjątkowo istotne dla Bertolucciego, który sam nie raz poruszał je w swojej dotychczasowej twórczości.

Adair nie tylko zabrał się za pisanie scenariusza, ale i drugiej wersji powieści do jej nowego wydania. "Nie jest identyczna z filmem. Nie sądzę, że powieść i film powinny być jak bliźnięta, a już na pewno nie jak bliźnięta syjamskie".

Doświadczenia Adaira i Bertolucciego z lat 60. są bardzo podobne. Adair też przyznaje, że jest frankofilem. Przyjechał do Paryża zaraz po ukończeniu uniwersytetu. Bertolucci pojawił się w Paryżu parę lat wcześniej, po swoim filmowym debiucie w 1962 r. Przy udzielaniu pierwszego wywiadu powiedział dziennikarzowi: "Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, wolałbym mówić po francusku". Na pytanie dziennikarza: "Dlaczego? Przecież wszyscy jesteśmy Włochami" - odpowiedział po francusku: "Francuski jest językiem kina. Kino mówi po francusku".

Adair był w Paryżu, kiedy zwolniono ze stanowiska Henri’ego Langloisa, szefa Filmoteki Francuskiej, co doprowadziło do wściekłości rzesze kinomanów i studentów, którzy gromadzili się na jego pokazach rzadkich filmów. Złorzecząc na rząd, steki młodych ludzi wyszły na ulice, początkowo w obronie jednego człowieka, a potem - by wywalczyć o wiele więcej.

Adair: "To było bardzo ważne wydarzenie. Po raz pierwszy młodzi ludzie wystąpili przeciwko państwu i w dodatku wygrali, bo Langlois został przywrócony na stanowisko. Wiele osób twierdzi, że była to przygrywka do późniejszych rozruchów w maju '68, podobnie jak zamach na arcyksięcia Ferdynanda był początkiem I wojny światowej. W powietrzu unosił się zapach buntu i nagle wszystko wybuchło. Byłem tam od początku do końca i chciałem to opisać. The Holly Innocents z pewnością nią nie jest powieścią autobiograficzną, choć można w niej odnaleźć wątki autobiograficzne, raczej jest to opowieść o pewnym okresie, który wpłynął na całe moje życie".

Film ledwie dotyka realiów historycznych tamtego okresu. "To opowieść o trójce młodych ludzi w 1968 roku" - mówi Thomas. "W tamtych dniach Paryż był wylęgarnią idealizmu: politycznego, obyczajowego i moralnego. Prądy te dały się też odczuć w Londynie, pamiętam je, miałem wtedy 19 lat, ale nie były tak silne, jak w Paryżu".

Adair podkreśla, że film nie jest lekcją historii. "To raczej utwór kameralny o amerykańskim studencie w Paryżu, który zaprzyjaźnia się z francuskim rodzeństwem. Tak rozpoczyna się ich podróż do samopoznania na tle wiosny: wiosny w Paryżu, wiosny politycznego przebudzenia i wiosny ich życia. To, co dzieje się wewnątrz domu w pewnym sensie odzwierciedla to, co dziej się na zewnątrz".

Bertolucci: "Ludzie pytają mnie, czy to film o '68 roku. Odpowiadam im, że istotnie akcja rozgrywa się w 68, że oddaję ducha tamtych czasów, ale nie interesują mnie barykady i walki uliczne. Raczej ogólnie doświadczenie tamtych dni. Byłem tam i są to niezapomniane doświadczenia. W młodzieży było tyle nadziei, jak nigdy wcześniej i nigdy potem. To był ostatni raz, kiedy działo się coś tak idealistycznego i utopijnego".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Marzyciele
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy