Reklama

"Marzyciele": KINOMANI

Dla Bertolucciego i Adaira Paryż na zawsze pozostanie nierozerwalnie związany z miłością dla kina, która w obu przypadkach zrodziła się w Filmotece.

"Przybyłem do Paryża po maturze, miałem 18 lat" - mówi Bertolucci. "Moi rodzice dali mi trochę pieniędzy i przyjechaliśmy razem z moim kuzynem. Odkryliśmy Filmotekę Francuską, o której wcześniej czytałem. To było w szczycie kina Nowej Fali, kiedy takie filmy, jak 400 batów (1959) Francoise Truffaut, czy Do utraty tchu (1960) Jean-Luca Godarda ożywiły światowe kino swą energią, ambicjami intelektualnymi i zacięciem politycznym. Reżyserzy Nowej Fali urodzili się wychowali w Filmotece Francuskiej, pod opieką jej ewangelicznego założyciela Henri Langloisa".

Reklama

"Filmoteka Francuska nie była zwykłym muzeum" - mówi Adair. "Wynikało to z polityki Langloisa. Pokazywał wszystko, co miał i odmawiał składowania filmów w bezpiecznych archiwach. Nawet, jeśli był to film rzadki lub w kiepskim stanie, pokazywał go, inspirując całe pokolenie młodych ludzi, którzy stali się namiętnymi miłośnikami kina, namiętnymi krytykami filmowymi lub pełnymi pasji reżyserami filmowymi. To w Filmotece Jean - Luc Godard, Jacques Rivette, Claude Chabrol i Alain Resnais, oglądając filmy w hurtowych ilościach, nauczyli się swojego fachu".

Dla Adaira, który przybył do Paryża trochę później niż Bertolucci, lata fascynacji Filmoteką zbiegły się ze szczytem niepokojów społecznych, wywołanych przez wyrzucenie Langloisa.

"To było niesamowite" - wspomina Adair. "Z jednej strony stali nawiedzeni kinomani z plakatami Films pas flics (Filmy nie gliny), a z drugiej atakujące ich roboty, z gazem łzawiącym i pałkami. Francoise Truffaut bili po głowie, Jean-Luca Godarda nieźle poszturchiwali, a żona Yvesa Boisseta wylądowała w szpitalu. Mnie tylko gonili. To był szok, który znalazł się na pierwszych stronach gazet, a obecność gwiazd starszego pokolenia, takich jak Jean Marais - gwiazda filmów Jeana Cocteau, czy Jean Renoir, który był wtedy po siedemdziesiątce, nadawała mu wyższą rangę".

"Gdy myślę o Marzycielach, to jest to dla mnie film o trzech utopiach" - mówi Adair. "Po pierwsze chodzi o utopię polityczną, kiedy naprawdę wierzysz, że coś się zmieni. Jest również utopia filmowa. Mówimy o czasach, kiedy ludzie darzyli kino taką namiętnością, z jaką dzisiaj odnoszą się do piłki nożnej. Teraz, w dobie video i DVD, można wszystko obejrzeć i pasja zanikła. Na przykład, jeśli wtedy przegapiło się pokaz filmu Nicholasa Ray’a w Filmotece, to była strata na całe życie".

"Była też trzecia utopia: seksualna. Lata 60. nastąpiły po najbardziej nijakiej i konformistycznej dekadzie XX w. Nagle młodzi ludzie zaczęli odkrywać swoje prawa i wolność seksualną. Chodzenie na filmy było czynnością seksowną, a nie dziwaczną. Truffaut był kinomanem, a równocześnie był przystojny i w dobrym stylu. Kino było dla nas doświadczeniem prawie-erotycznym. Filmy, które oglądaliśmy pochodziły ze starego Hollywood i były bardzo wstrzemięźliwe. Nawet jeśli były sugestywne, a czasem nawet sprośne, to nigdy nie mogły mówić o tych sprawach wprost. Nawet małżeństwa spały w oddzielnych łóżkach. Gry, w jakie grają bohaterowie Marzycieli, miały uwolnić to, co było ukryte w filmach. To czego nie widzą w filmach, robią w zaciszu domowym".

"Marzyciele są próbą zbadania relacji między widzem i filmem w czasach przed dyktaturą mass mediów, gdy kino było formą tworzenia mitu, który musiał być rozdarty, rozłożony na czynniki pierwsze i sprowadzony do ziemi".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Marzyciele
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy