Reklama

"Mars": REALIZM MAGICZNY

Film doskonale balansuje pomiędzy melodramatem, a absurdalną komedią, co obrazuje już sam pomysł na kalambur z nazwą miasteczka. Fabuła Marsa jest doskonała w swej prostocie i przypomina nieco lermontowskiego „Tamana”; znudzony wizytator ze „stolicy” przychodzi i odchodzi, dezorganizując „spokojne życie” krymskiego miasta. W sercu samej fabuły jest Święta Trójca postsowieckiego kina: marzenie, pragnienie i przemieszczenie. Każdy pragnie uciec od własnych dylematów: Mar(k)sjanie marzą o tym, żeby opuścić prowincjonalny raj i dostać się do Moskwy (albo, najlepiej, do Paryża lub Nowego Jorku), podczas, gdy Borys ucieka z Moskwy, od swej kariery boksera i szefa - gangstera. W przeciwieństwie do licznych ostatnio rosyjskich filmów o postimperialnym kryzysie tożsamości, Mars nie jest zbyt nostalgiczny. Przemieszczenie i tęsknota nie celują w jakiekolwiek czasowe, przestrzenne, albo kulturowe „normy”. Wizualna strona filmu w dużej mierze składa się z sekwencji snu, retrospekcji i wybiegów w przyszłość. Ze swoimi nieco somnambulicznymi postaciami, Mars wskazuje na społeczne i indywidualne psychozy, ale przedstawia je jako aberrację „bez powodu”.

Reklama

Mars utrzymany jest w poetyce realizmu magicznego. Wyraźna stylistyka dużo zawdzięcza Amelii Jeuneta, jednak Melikian dba o to, żeby nasycić narrację bardziej słowiańską wrażliwością. Jak Jeunet, w głębi serca jest ona wizjonerką i myśli głównie w kategoriach pojedynczych ujęć takich jak kapelusz płonący na krawędzi klifu, czy sekwencja sennego, zmysłowego „ślizgu” Grety pośród zakurzonych półek bibliotecznych. W filmie, obok ducha Felliniego, czuć wpływ malarza Marka Chagalla: zakończenie filmu jest przeniesione w całości z jednego z jego obrazów: Greta odziana w jaskrawoczerwoną suknię, unosi się na dachami śpiącego miasta, nareszcie szczęśliwa. Mars to wielka metafora, pełna ogromnych pluszowych zwierzaków, z miss rosyjskiego warkocza przyczepioną do namalowanego nieba oraz plakatów anonsujących „Maraton Marks-Engels”. Pluszaki używane są jako środek płatniczy: ich miękkie brzuszki połykają portfele i wypluwają z siebie lizaki, jako plecaki delikatnie obejmują swoich właścicieli i trzymają ich najbardziej strzeżone skarby. Zaburzony jest nawet sposób widzenia kolorów przez dwójkę głównych bohaterów: Grigori widzi świat jako niebieski, natomiast Boris jako różowy (jednak jego wspomnienia z meczów bokserskich są monochromatyczne). To powoduje, że od początku jesteśmy zniechęcani do jednostronnego czytania tego filmu: film Anny Melikian odrzuca redukcję znaczenia do jednego obrazu, bez względu na to, jak byłby dobry. Czy Mar(k)s reprezentuje przeszłość Rosji, czy jej schizofreniczną teraźniejszość? Odpowiedź będzie się zmieniała w zależności od widza.

Mocną stronę filmu stanowi również jego ścieżka dźwiękowa: oprócz muzyki Alekseja Aigi usłyszymy piosenki Merleny Dietrich, Dalidy i „poppy tango” w wykonaniu instrumentalnej fińskiej grupy Alamaailman Vasarat. Scenie miłosnej między Borysem i Gretą towarzyszy ballada „Comet”, wykonywana przez samego Goshę Kutsenko.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Mars
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy