"Manderlay": BRYCE DALLAS HOWARD
O pracy z Larsem von Trierem, swojej roli, osobistych doświadczeniach z rasizmem i uczuciach związanych z zastąpieniem Nicole Kidman w roli Grace mówi Bryce Dallas Hoiward:
Lars jest jednym z moich trzech ulubionych filmowców wszechczasów. Gdy dowiedziałam się, że mam przesłuchanie, byłam bardzo zaskoczona tym, że jestem w odpowiednim wieku - odpowiednia pod jakimkolwiek względem - do grania w jego filmie. Właściwie to dostałam histerii, bo po zobaczeniu Przełamując fale zaczęłam po cichu planować, że – w pewnym momencie – zacznę go śledzić i spróbuję jakoś dostać się do któregoś z jego filmów.
Pierwszy raz zobaczyłam Przełamując fale na kasecie wideo. Dostałam na jego punkcie prawdziwej obsesji, obejrzałam go chyba z 20 razy. Gdy usłyszałam, że mam lecieć do Kopenhagi, że poznam Larsa von Triera i będę z nim pracować, choćby przez te kilka godzin... było to dla mnie zupełnie niewyobrażalne. Nie w moim wieku, nie w takiej roli, w życiu!
Jakie to uczucie poznać Larsa von Triera i zostać zaakceptowaną do roli Grace?
Przyjęłam tę rolę bez dwóch zdań. Uważam, że Lars jest geniuszem i bardzo chciałam wziąć udział w jego twórczości, w jego filmie. Jednak denerwowałam się, bo słyszałam tyle plotek o nim, jego stylu pracy, i tak dalej... Tyle że, wiesz, mam serdecznie dosyć ludzi, którzy są bardzo mili, a tworzą gnioty. Dlatego uznałam, że zniosę wszystko, jeśli tylko polepszy to jakość mojego aktorstwa. A tak się dzieje w przypadku wszystkich aktorek, które z nim pracują.
Dlatego, gdy po przyjeździe do studia w Szwecji zostałam otoczona opieką i spotkałam się z niezwykłą troską o moje samopoczucie... to było dziwne. Nie byłam na to przygotowana. Hartowałam się, powtarzałam sobie: „Ok, jestem pewna siebie, nie będę się przejmować. Chodzi tylko o pracę, trzeba się skupić na pracy.” A okazało się, że nie chodziło tylko pracę, lecz także o związek z naprawdę niezwykłą osobą.
Jak postrzegasz tę Grace, Grace z Manderlay?
Cóż, nie jestem pewna. W pewnym sensie każdego dnia staje się ona nową osobą. Przeczytałam scenariusz kilka razy, lecz nie analizowałam go zbytnio. Miałam przeczucie, że Lars chce coś stworzyć i starałam się być tak otwarta, jak to tylko możliwe. Teraz...w piątym tygodniu zdjęć, Grace, którą Lars stworzył za moim pośrednictwem jest bardzo... cóż, ma bardzo silną wolę. Jest niesamowicie zdeterminowana i bardzo uczuciowa, a jej problemy wynikają z tego, że czasem życie uczuciowe wchodzi w paradę jej determinacji.
Wszystko jest z nią w porządku, jest bardzo dobra w byciu uczuciową, i bardzo dobra w byciu zdeterminowaną – jednak gdy te dwie rzeczy zaczynają się mieszać, Grace ładuje się w gigantyczne kłopoty. Jest też bardzo dziecinna i niewinna. Jest optymistką i w wielu kwestiach ma idealistyczne poglądy.
Tak więc mamy naturę dziecka i niewinność, przemieszaną z potrzebą bycia intelektualistką, a do tego wszystkiego dochodzi jeszcze potrzeba kontroli. Ona myśli, że ma ogromną samokontrolę, co przyprawia ją o kłopoty. W pewnym sensie jest ... ślepa i desperacko próbuje poradzić sobie w życiu za pomocą innych zmysłów.
Lars von Trier powiedział, że oczekuje silnych reakcji ze strony wielu Amerykanów. Uważa, że znienawidzą Manderlay. Czy po przeczytaniu scenariusza miałaś jakieś zastrzeżenia?
Nie, żadnych. Teraz jednak, gdy gram w tym filmie, wiem już, że to bardzo bolesny temat; gdy czytałam scenariusz w domu – będąc białą Amerykanką – nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo. Po prostu uważałam, że to ważna historia, którą należy opowiedzieć, że to stanowisko powinno zostać przedstawione. Ale potem, gdy tu przyjechałam i dowiedziałam się więcej o niewolnictwie i po prostu – nawet nie chodziło o rozmowy – poprzebywałam z tymi wszystkimi aktorami... Człowiek w pewnym sensie zyskuje świadomość tego, jak prawdziwy jest to problem.
Tak więc: zastrzeżenia? Nie, nie, nie, absolutnie żadnych!
Niektóre rzeczy trzeba zmienić, a według mnie tak właśnie należy się za to zabrać. Nikt już teraz nie słucha polityków, ludzie chodzą za to na filmy. A gdy idą do kina, nie są z góry nastawieni defensywnie, podczas gdy tak właśnie jest, gdy słuchają polityków. Filmy są medium, za pomocą którego można przekazywać nowe treści i różne punkty widzenia, więc według mnie jest to naprawdę ważna sprawa.
Po zniesieniu niewolnictwa w Ameryce nie nastąpiło zrównanie ras, lecz – zwłaszcza na Południu – segregacja i rasizm. Czy masz jakieś osobiste doświadczenia z rasizmem?
Pierwszy raz zrozumiałam, czym jest rasizm, gdy byłam w Louisianie. Wielu członków mojej rodziny pochodzi z Południa. Jechałam akurat samochodem ze znajomymi mojego dziadka. To wspaniali ludzie, naprawdę cudowni, a ja świetnie się bawiłam. W pewnym momencie jednak przejechaliśmy koło szkoły i zobaczyliśmy młodą, czarną matkę pchającą wózek, w którym siedziała jej bardzo jasnoskóra córeczka – oczywiste było, że jej ojciec jest biały. I wtedy jedna ze znajomych dziadka, kobieta, którą naprawdę lubiłam i szanowałam, powiedziała: „Ech, to obrzydliwe!”. Spytałam, o co jej chodzi, a ona odparła: „Sprowadzanie na ten świat mieszanych dzieci... Mieszanie dwóch ras jest obrzydliwe. Nie mam nic przeciwko tej młodej matce, ale żeby rodzić dziecko mieszanej rasy... To niesprawiedliwe, to okrutne...”
Byłam zupełnie zdezorientowana. Wydało mi się to dziwaczne, ponieważ wychowałam się w środowisku, w którym nigdy nawet nie myślało się o kolorze skóry. To była naprawdę surrealistyczna sytuacja. W efekcie wytworzyło się we mnie ogromne uprzedzenie do Południa. Momentalnie jedna uwaga rzuciła cień na nich wszystkich tych ludzi. I nadal to czuję.
A jeśli chodzi o moje rasistowskie myśli, to każdy chyba ma nadzieję, że ich nie ma, ale ostatecznie wszyscy, włącznie ze mną, wykształcili jakieś stereotypy, więc... rzadko chodzę ulicami Harlemu o 3 nad ranem, bo mam jakieś wyobrażenia o tej dzielnicy. To żenujące, ale nawet po nakręceniu tego filmu chyba bym tam nie poszła. Mówię sobie, że bym to zrobiła, ale wiem, że zjadłyby mnie nerwy. I mogłabym sobie tłumaczyć, że boję się nie z racji koloru skóry mieszkańców tej dzielnicy, lecz z powodu poziomu przestępczości, ale przecież nie mam pojęcia jakie są współczynniki przestępczości dla konkretnych obszarów. To wszystko zasłyszane opowieści, przecież nigdy tam nie byłam.
Scena seksu między Grace i Timothym – czy według ciebie jest to scena miłosna, upokorzenie, czy wręcz gwałt?
Jeśli o mnie chodzi to nie uważam tego za gwałt, ani za scenę miłosną. Widzę ten akt jako katharsis, ale z technicznego punktu widzenia jest to z całą pewnością scena miłosna. Grace jest jej dobrowolną uczestniczką. Timothy naprawdę ją pociąga, jest bardzo czuły. Jednak dla mnie w scenie tej nie chodzi o sam akt, o stosunek, lecz o to, że ona wreszcie popuszcza sobie wodzy. Ma ogromną samokontrolę i umiejętność tłumienia swych uczuć, a w tym momencie po raz pierwszy wydobywa się z tego kieratu i w pewnym sensie po raz pierwszy wyraźnie widzi otaczający ją świat.
Potem zaczynają się zamieszki i giną ludzie, lecz tuż przedtem, gdy Timothy i Grace kochają się – jest to ta jedyna, krótka chwila, gdy czuje się jakąś nadzieję... tak, według mnie chodzi tu o nadzieję, to scena pełna nadziei. No a zaraz potem ta nadzieja jest miażdżona.
Jak myślisz, dlaczego Timothy zakrywa twarz Grace, gdy się kochają?
Ja to postrzegałam jako jakąś tradycję afrykańskiego plemienia Munsi, czy coś w tym stylu, możliwe jednak, że był to zabieg umożliwiający Grace bycie w tej chwili samą - w przeciwieństwie do bycia z nim. W ten sposób ona uzyskuje swoje katharsis, ponieważ nie jest to akt, w którym uczestniczy wspólnie jeszcze kimś. To tak, jakby była tam sama.
Jak byś porównała ten scenariusz i ten film do Dogville?
Myślę, że ten scenariusz jest o wiele mocniejszy i podstępnie wplotłam to w rozmowę z Larsem. Rozmawialiśmy o trylogiach, a ja powiedziałam „To zabawne, że w trylogiach najlepsza jest zawsze druga część”. Myślę, że tak jest też tym razem. Pod względem dramatycznym jest to lepszy film. Jest o wiele więcej konfliktów dramatycznych, cała historia jest o wiele bogatsza, a także – według mnie – bardziej prowokacyjna...
Dogville jest niesamowitym filmem, oglądałam go z zapartym tchem. Manderlay wzięło jednak to, czym było Dogville, i wzbogaciło o kolejne elementy. Według mnie tok fabuły jest tu o wiele bardziej wciągający i intrygujący. Jednocześnie zaś nowy film, podobnie jak jego poprzednik, jest wnikliwy i prowokacyjny.
Myślę, że Manderlay może być niesamowitym filmem komercyjnym. Dzieło Larsa nie będzie komercyjne, ale można by wziąć ten scenariusz i nakręcić z niego wielką epicką produkcję. W Dogville według mnie chodziło o coś innego. To było osobiste, było bardzo ważne dla metody Larsa. Tym razem jednak... No wiecie... Myślę, że Manderlay jest doskonałe.
Ostatnie pytanie: czy obawiałaś się wcielenia w Grace po Nicole Kidman?
Nie, w żadnym wypadku. Nie uważam ich nawet za tę samą postać. To zupełnie inne role i mam nadzieję, że aktorka, która zagra Grace w trzecim filmie Larsa, Wasington, zda sobie sprawę z tego, jakie ma szczęście.
Wiem, że nie będę mogła zagrać Grace w tym filmie, bo tak już jest. Nie może znów wziąć mnie, ale szczerze mówiąc myślę o tym każdego dnia. To będzie dla mnie wielka strata, będzie mi bardzo smutno, ale jakoś sobie z tym radzę... a przynajmniej próbuję.
Pewnego wieczora Lauren [Bacall] wspomniała o Wasington i powiedziała, że trzecią Grace powinna być Cate Blanchett. Lars spuścił wzrok, a to dobry znak...