"Mama": REŻYSER O FILMIE
Od czasów mojego debiutu opowiadam o miłości. W mojej twórczości przewinęły się już motywy nastoletniości, transseksualizmu, alienacji i homofobii. Pojawił się też Jacksson Pollock i lata 90. Była szkolna stołówka, francusko-angielskie słowa, skrystalizowany Stendhal, dojenie krów i syndrom sztokholmski. Ustami moich bohaterów używałem slangu i siarczyście kląłem. Mówiłem po angielsku i gadałem bzdury. Zawsze tak jest, kiedy o czymś mówisz. Zawsze istnieje ryzyko, że powiesz bzdurę. Dlatego właśnie zawsze trzymam się tego, co wiem. Albo tego, co jest - mniej lub bardziej - mi bliskie.
Poruszam tematy, które znam na wskroś albo o których wiem wystarczająco dużo. Tak jak znam przedmieścia, na których dorastałem, tak jak wiem, czym jest strach przed innymi lub czym jest stracony czas, który poświęcamy miłości, chociaż wiemy, że ta nigdy się nie spełni. Są to tematy niezwykle mi bliskie, o których daję sobie prawo głośno mówić. Ale najwięcej wiem o swojej matce, która jest dla mnie największą inspiracją. Mówiąc to, mam na myśli matkę w ogóle, figurę, którą reprezentuje. To do niej zawsze wracam. To ją chcę widzieć jako zwyciężczynię każdej bitwy. Jej chcę udzielać porad, żeby mogła rozwiązać swoje problemy. To dzięki niej zadaję sobie wiele pytań. To jej krzyk chcę słyszeć, kiedy panuje cisza. To ona ma mieć rację, kiedy wszyscy się mylą. Ostatnie słowo należy zawsze do niej.
Kiedy przygotowywałem "Zabiłem moją matkę", czułem, że chcą ją ukarać. Teraz, pięć lat później, poprzez "Mamę" szukam jej zemsty. Może lepiej nie pytajcie.
Xavier Dolan, maj 2014