"Mali agenci": W ZAMKU FLOOPA
Żeby ocalić rodziców, Carmen i Juni muszą dostać się do zamku Floopa, baśniowego labiryntu, który znajduje się na drugim końcu świata. To właśnie tam Floop i Minion opracują nad tym, jak przejąć władzę nad światem. To właśnie tam uwięzieni zostali rodzice Carmen i Juniego. W królestwie przyprawiających o zawrót głowy sztuczek, figli, psikusów, rzeczy, które niezupełnie są tym, czym się wydają. Zadanie zbudowania na planie filmowym zamku przypadło scenarzyście Cary White’owi i jego asystentce Jeanette Scott, którzy w ścisłej współpracy z Robertem Rodrigezem tworzyli w hangarze w Austin, w Texasie, korytarz za korytarzem, a wszystkie pełne nieprawdopodobnych kształtów i jaskrawych kolorów. Projekt wnętrz i zewnętrza budowli powstał pod wpływem inspiracji słynnym hiszpańskim architektem Antonim Gaudim, jego architektonicznym stylem opartym na śmiałych ornamentach, falistych liniach, zabawie z konwencjami.
„Byłem pod silnym wpływem Gaudiego, jego stylu jak ze snu, od kiedy zacząłem pisać scenariusz - mówi Robert Rodriguez. - W 1996 r. pojechałem do Barcelony i tam zobaczyłem wiele budynków zaprojektowanych przez Gaudiego. Jego kreatywny rozmach rzucił mnie na kolana. Chciałem, żeby Floop wykazywał to samo zamiłowanie do surrealizmu. Żeby był kimś, kto zwykły przedmiot potrafi przekształcić w coś niezwykłego. Taki miałem plan i taki plan przedstawiłem dla mojego zespołu projektantów. Podjęli to wyzwanie i stworzyli w zamku Floopa prawdziwą ucztę dla oczu.”
Kolejną inspiracją dla projektantów była trójwymiarowa książka dla dzieci, taka, którą się otwiera, a wtedy wyrastają z niej budowle i postacie. W zamku Floopa przedmioty zdają się wychodzić ze ścian i podłóg - okna-układanki, opadające sufity, kunsztownie rzeźbione trony, ściany oparte na optycznych iluzjach.
„Naszym słowem-kluczem, przewodnikiem dla projektantów było słowo ‘kapryśny’ - wyjaśnia Jeanette Scott. - Nie chcieliśmy rzecz jasna tworzyć czegoś zwykłego, przeciętnego, ale nie chcieliśmy też, aby scenografia była straszna. Nasz koncept polegał na tym, żeby łączyć nasze możliwości z tym, co mógł wyprodukować Floop.” Tak powstały lampy na nogach manekinów, ściany zrobione z fluorescencyjnego pleksiglasu, meble o dziwacznych kształtach.
„Mam mały kompleks Piotrusia Pana, więc to był projekt dla mnie - przyznaje scenograf Cary White. - Wymagał on oglądania wszystkiego oczami dziecka. Słowo ‘Floop’ stało się dla nas czasownikiem. Kiedy omawialiśmy elementy scenografii, mówiliśmy na przykład, że trzeba je jeszcze ‘podfloopować’, ponieważ nic, co Floop ma w swoim zamku nie jest zwykłe, normalne. Jeśli przyjrzeć się scenografii, to nie ma w niej ani jednej prostej linii. Wszystko jest fikuśnie zaokrąglone". Pokój Przemian, gdzie agenci są zmieniani w Fooglisy, ma wygląd, jak to określa White „rurowy”. W pokoju tym znajdują się meble wykonane z poskręcanego metalu i stoły laboratoryjne, które doskonale pasują do rozwichrzonego tworzenia, jakie ma tam miejsce.
Projektanci musieli też zdecydować, jakiego typu rzeczy Floop może powiesić na ścianach swojego zamku. Mogły to być tylko trójwymiarowe portrety, które powodują, że widz zastanawia się, czy go oczy nie mylą i pejzaże, które wydają się wlewać wodospadem do sali.
„Pasowało to do koncepcji zwodzenia ludzi i tworzenia złudzeń - wyjaśnia Scoot. - Wszędzie, gdzie pójdziesz, znajdują się obrazy rzeczy, które mogą, ale nie muszą, być prawdziwe.”
Kostiumy, zaprojektowane przez Deborah Everton, także sycą oczy feerią kolorów. Projektantka nie szukała do nich inspiracji w książkach historycznych, co zrobiłaby przy innym filmie, ale w książkach dla dzieci, tam szukając źródła magicznej wyobraźni dziecka.
Największą satysfakcję sprawiły dla Everton stroje Floopa, który jest po trosze czarodziejem. Musiały się one zmieniać razem ze zmianą ról Floopa - są inne, kiedy Floop jest gwiazdą telewizyjnego programu, inne kiedy jest diabolicznym i szalonym geniuszem, inne, kiedy staje się bohaterem. „Jego stroje przechodzą od komiksowych po surowe, od surowych po zwiewne i piękne. Projektowanie ich była wielką przyjemnością, ponieważ Alan potrafi w cudowny sposób nosić je wszystkie i zawsze wygląda w nich perfekcyjnie” - przyznaje Everton. Prawie wszystkie postacie zmieniają swój wygląd, równolegle z przemianą, jaką ulegają. Dzieci początkowo wyglądają jak zwykłe dzieci. Juni to chłopiec, który nie zwraca uwagi na to, co nosi i to ubranie wydaje się być trochę za luźne. Carmen zaś wygląda jak grzeczna, schludna uczennica. „Ale kiedy nakładają one stroje agenta - mówi Everton - nagle widzi się je w nowym świetle. Chciałam, żeby te stroje mocno się wyróżniały. Smoking Juniego ma piękny materiał z Gwatemali, ręcznie malowany, z którego uszyto jego kamizelkę i muszkę. Stroje Ingrid i Gregoria Cortezów są utrzymane w tym samym stylu - typowa mama i typowy ojciec, a potem wytworni, jak z żurnala mody agenci. Projektowanie strojów dla Fooglisów okazało się ulubioną zabawą projektantki: „Uwielbiam Fooglisy. Są strasznie pocieszne i urocze. Rzadko kiedy projektuje się ubrania wykonane z tak różnych gatunkowo, kolorowych, dziwnych tkanin. Nie stwarzały one żadnych ograniczeń dla wyobraźni.”