Reklama

"Mali agenci": GADŻETY MAŁYCH AGENTÓW

Nic tak bardzo nie podnieca zarówno szpiega, jak i dziecka, jak pomysłowe wynalazki. W MAŁYCH AGENTACH jest ich całe mnóstwo. Są tak zaskakujące, że na pewno rozczulą dorosłych i rozbudzą wyobraźnię dzieci. Co najważniejsze zaś, nie wywołują one agresji, ale odwołują się do dziecięcej potrzeby zabawy, do różnych umiejętności dziecka, jego ciekawości, potrzeby stworzenia strategii, jak przechytrzyć czarny charakter bez używania przemocy. Większość z tych przedmiotów i pojazdów zrodziła wyobraźnia Roberta Rodrigueza, który stał się kimś w rodzaju genialnego „Q” dla dzieci („Q” to słynny wynalazca, postać z filmów z Jamesem Bondem). Jego dziełem są różne środki transportu i urządzenia wywiadowcze, które powodują, że oczy widza otwierają się szeroko ze zdumienia.

Reklama

Niektóre z nich to:

1/ Łódź podwodna zaprogramowana komputerowo, która może się zmienić w motorówkę,

2/ Błyszczący srebrny Samochód Agenta, wyposażone w ekrany i zmyślne urządzenia , który zmienia się w amfibię w ułamku sekundy,

3/ Odrzutowy samolocik, tylko dzieci się w nim mieszczą, z systemem kontrolnym jak w grach wideo, który może okrążyć- glob ziemski w parę minut.,

4/ Kumplowski Ładunek - ładunek odrzutowy, który wygląda jak plecaczek, a działa jak rakieta,

5/ Pas z narzędziami-niespodziankami.

A oprócz tych wielkich, w filmie jest wiele innych mniejszych, mniej spektakularnych, ale równie pomysłowych przedmiotów i urządzeń. Potrafią one zupełnie odmienić zwykłe używane przez dzieci rzeczy, takie jak guma do żucia lub mazaki i stają się wtedy potężną siłą. Większość z tych gadżetów rozpoczęła swój żywot jako rysunki w zeszytach Roberta Rodrigueza. Jak mówi Elizabeth Avellan: „Pracował nad łodzią podwodną przez lata, dopóki nie nabrała właściwego kształtu”. Skończone rysunki trafiały w ręce zespołu profesjonalistów - charakteryzatorów, grafików komputerowych, modelarzy, speców od efektów specjalnych. To oni sprawili, że ożyły pomysły reżysera. Większość pracy włożonej w to, żeby dzieci fruwały z silniczkami rakietowymi na plecach, była wykonana przez komputer. Ale zbudowano też rzeczywiste modele, prawdziwej wielkości, m.in. samolot agenta.

Zdarzało się, że realizacja niektórych projektów przekroczyła granice wyobraźni filmowców, wymagając solidnej znajomości praw fizyki i trygonometrii. Na przykład, kiedy superszybka łódź podwodna przekształca się w łódź motorową, która mknie po powierzchni wody zostawiając za sobą wielką falę, filmowcy nie wiedzieli, jak tę scenę sfilmować. Dzieci trzeba było w tej łodzi podnieść w górę, ale to stwarzało niebezpieczeństwo, że wypadną pod wpływem siły grawitacji. Rodriguez wpadł na pomysł, że łódź musi być kwadratowa. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale parę dni później, kiedy reżyser leciał samolotem do Los Angeles, zobaczył zdjęcia właśnie takiej łodzi. Była to łódź używana w akcjach ratowniczych. Producenci kupili jedną taką łódź i nie tylko zapewniła ona bezpieczeństwo dzieciom, ale i zostawiała za sobą właściwej wielkości falę.

Niektóre z gadżetów były oczywiście łatwiejsze do wymyślenia niż inne. Żeby stworzyć „trzeci mózg”, precyzyjne urządzenie okryte w filmie ścisłą tajemnicą, niezbędne, żeby dzieci-roboty obdarzyć inteligencją, Rodriguez zrobił na planie filmowym imprezę pod hasłem „Malujemy mózg”, z nagrodami dla twórców najwierniejszych przedstawień.

Proces filmowania MAŁYCH AGENTÓW wymagał znajomości najświeższych osiągnięć z dziedziny komputerowych efektów specjalnych. Wiele ujęć z najszybszą akcją powstało w hangarze samolotowym w Austin, w Teksasie. Całą ścianę hangaru przekształcono w wielki zielony ekran, który potem użyto jako warstwę w komputerowych ujęciach i efektach. Gadżety z filmu stworzyły konieczność scen, w których dzieci musiały poruszać się w powietrzu. Dla małych agentów trzeba było zaangażować małych kaskaderów, co nie jest typową sytuacją na palnie filmowym. Kierownik zespołu kaskaderów, Jeff Dashro wyjaśnia: „To zupełnie inna sprawa pracować z dziećmi, szczególnie wtedy, kiedy muszą przefrunąć z pomieszczenia do pomieszczenia czy robić to, czego dzieci normalnie na planie nie robią. Ryzyko niebezpieczeństwa jest wtedy większe i trzeba użyć całej wyobraźnie, żeby znaleźć na to najlepszym najbezpieczniejszy sposób. Z drugiej strony jednak praca z dziećmi daje wiele radości, ponieważ dla nich to nie jest praca, to jest prawdziwa czysta, żywiołowa radość.”

Mali bohaterowie, Alexa Vega i Daryl Sabara, mieli swoich dublerów. Dashro ocenia jednak, że zarówno Daryl i Alexa sami wykonali około 80% kaskaderskiej roboty. Daryl na przykład był wyrzucony na odległość 10 metrów w powietrze, nad parkiem Alamo w San Antonio w Teksasie, podczas sceny, w której walczy on z robotem wyglądającym jak jego siostra, Carmen. „To była taka zabawa, że Aleksa wciąż pytała, czy ona też może to zrobić - wspomina Dashro. - A my musieliśmy ciągle pamiętać, że pracujemy z siedmioletnim dzieckiem. Że robimy sceny kaskaderskie jak dla dorosłych, ale z małymi dziećmi.” „Dzieci były cudowne, doskonale współpracowały, były inteligentne i odważne - dodaje producentka Elizabeth Avellan. - Dla nich było to bardzo ekscytujące, szalone i pełne przygód. Byliśmy rodziną i na planie panowała rodzinna atmosfera. To było dla nich bezpieczne i przyjazne środowisko, dlatego rozkwitły.”

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Mali agenci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy