"Mali agenci 3D": SPECJALNY RAPORT TECHNICZNY
Krótka historia techniki 3D i jej rola w tym filmie.
Stworzenie symulacji prawdziwego świata przy zachowaniu prawdziwych kształtów i powierzchni przedmiotów, oraz głębi ich ruchu zawsze było marzeniem ludzi. Na długo przed tym jak Mali agenci podbili trójwymiar, naukowcy, artyści, fotograficy, i twórcy filmów starali się znaleźć sposoby na to, by w poruszające się obrazy wydały się ludzkiemu oku identyczne z rzeczywistością, w pełni oddające przestrzeń, formę i strukturę rzeczy, a nie płaskie tak jak płótno, czy ekran.
Już w starożytnym Rzymie artyści eksperymentowali z technikami, które miały sprawić, dzięki wykorzystaniu perspektywy malarskiej i pracy nad jego głębią, obraz “wyskakiwał” z ram. W 1838 roku nadszedł moment przełomowy. Fizyk Charles Wheatstone stworzył pierwszy na świecie wizjer stereoskopowy, dzięki któremu każdy kto miał ochotę mógł zobaczyć obrazy w trzech wymiarach. Wheatstone oparł swój wynalazek na starej prawdzie naukowej, która mówi o tym, że nasze prawe i lewe oko oglądają świat pod odrobinę innym kątem. Gdy patrzymy na jakiś przedmiot, mózg w magiczny sposób łączy w jedno te dwa różne obrazy, co pozwala nam na dostrzeganie głębi i odległości.
Idąc krok dalej, Wheatstone stworzył specjalny wizjer, który w tym samym czasie wyświetlał dwa różne obrazy, prezentujące przedmiot z dwóch różnych kątów – jeden obraz był przeznaczony dla oka lewego, drugi dla oka prawego. Oglądane jednocześnie te dwa obrazy dawały efekt „stereo”, czyli wrażenie jednego obrazu z pogłębioną perspektywą. Stąd pochodziło też wrażenie, że nie patrzymy NA obrazek, ale wchodzimy w jego środek. W 1854 roku założono London Stereoscopic Company (Londyńskie Towarzystwo Stereoskopowe), gdzie powstały fantastyczne trójwymiarowe zdjęcia Wodospadu Niagara i Nowego Jorku. Stały się one inspiracją dla milionów osób.
W dwudziestym wieku filmowcy zainteresowali się możliwością wykorzystania w swych filmach zasad stereoskopowych, co ich zdaniem miało wzmocnić siłę przekazu tych obrazów. Budując kamerę, która posiadała dwa obiektywy oddalone od siebie na odległość podobną do tej między ludzkimi oczyma, czyli około 7 centymetrów, twórcy wczesnych obrazów trójwymiarowych mogli kręcić dwie taśmy filmowe z dwoma różnymi obrazami jednocześnie. Jedynym problemem było to, że w trakcie projekcji widzowie mieli wrażenie, że widzą podwójnie. Ten problem rozwiązano tworząc specjalne okulary ze szkłami różnego koloru. Jedno oko ogląda obraz patrząc przez czerwone szkło, drugie przez niebieskie. Gdy używamy tych okularów, szkła filtrują przeciwne obrazy, a potem mózg łączy je w jedno. Efektem jest jeden obraz i wrażenie, że oglądasz go w trójwymiarze.
Powstanie aparatury do tworzenia i oglądania trójwymiarowych obrazów wywołało wielkie poruszenie wśród reżyserów i widzów w Hollywood. W latach pięćdziesiątych kina wypełniły się widownią chętną zobaczyć jeden z wielu trójwymiarowych obrazów, jakie w tamtych czasach powstały. Były to często horrory, takie jak: “Bwana Devil” i “Potwór z czarnej laguny”. W rzeczywistości, w okresie świetności techniki 3D, rocznie kręcono 30 filmów trójwymiarowych! Jednak przez większą część tego czasu technologia trójwymiarowa nie była zbyt zaawansowana i nie pozwalała na przezwyciężenie niedoskonałości obrazu, który powodował ból głowy i oczu u widzów. Mimo wszystko filmowcy byli przekonani, że w technologia trójwymiarowa kryje w sobie ogromny potencjał. W latach osiemdziesiątych, technologią trójwymiarową wzbogacono tak głośne i popularne obrazy, jak “Szczęki”, “Piątek trzynastego”.
Postęp techniczny, jaki obserwujemy w ostatnich latach w konstrukcji kamer filmowych, technologii optycznej i generowaniu przez komputer efektów specjalnych, jak również wyścig w odtworzeniu przed oczami widzów wirtualnych obrazów identycznych z realnymi, przyczyniły się do tego, że trójwymiar przeżywa nowy renesans. Jesteśmy świadkami tego, jak pomysłowi filmowcy testują właśnie możliwości nowej technologii.
Gdy Robert Rodriguez zdecydował o tym, że trzecia część przygód Małych agentów będzie filmem trójwymiarowym, w pierwszej chwili pomyślał, żeby w tym celu skonstruować od początku zupełnie nową kamerę, która byłaby połączeniem bardzo dokładnej cyfrowej kamery, pozwalającej na płynne stylowe zdjęcia, będące już znakiem rozpoznawczym reżysera, oraz kamery trójwymiarowej. Ku ogromnemu zaskoczeniu odkrył, że lepsza od projektowanej przez niego wersja kamery już istnieje!
W rzeczy samej, reżyser James Cameron zamówił już wcześniej do swojego niewiarygodnego trójwymiarowego dokumentu „Głosy z głębin” właśnie taką mobilną kamerę. Aparatura Camerona łączyła w jedno obrazy pochodzące z dwóch różnych obiektów o bardzo dobrych parametrach, które rozmieszczono w odległości 7 centymetrów od siebie (odległość miedzy prawym okiem a lewym). Choć nie była nigdy wcześniej wykorzystywana do kręcenia filmów fabularnych, o kinie familijnym nie wspominając, miała w sobie prawie wszystko to, o czym marzył Rodriguez i dużo więcej. Sprzęt skonstruowano w taki sposób, że możliwe stało się krzyżowanie się ze sobą obiektywów, podobnie jak to robią ludzkie oczy, a wszystko po to, by ograniczyć stres dla wzroku. Kolejną zaletą nowej kamery było to, że okazała się niezwykle podatna na przeróbki. “Jeśli chodzi o kreowanie nowych systemów, jakich nikt wcześniej nie tworzył, Jim nie ma sobie równych. Kręcąc film dwoma kamerami możesz go później wyświetlać na wiele różnych sposobów. Możesz go pokazać w IMAXie, w parkach rozrywki, w kinach wyposażonych w specjalne okulary, lub nawet w telewizji, gdzie ekran jest zupełnie płaski”.
“Największą troską każdego twórcy trójwymiarowych obrazów jest to, że nie widzisz na żywo końcowego efektu”, mówi Rodriguez. “Nie masz możliwości, by jako filmowiec kontrolować na bieżąco to co widzisz, co jest bardzo ważne przy trójwymiarze. To dlatego inne filmy trójwymiarowe są takie statyczne. W trakcie zdjęć trzeba było unieruchomić kamerę, znaleźć punkt zbiegania się dwóch obrazów, a potem dopiero kręcić. Klęska wielu z tych filmów wzięła się stąd, że pracowano bez podglądu na żywo. Nowy system pozwala nam uniknąć tej pułapki. Ponieważ zdjęcia są niezwykłej ostrości, mogliśmy zainstalować w naszym studio w Austin w Teksasie wyjątkowy system monitorowania całości: ekran o wielkości 120 na 90 centymetrów, na którym mogliśmy zobaczyć w super ostrości końcowy efekt – oczywiście tylko pod warunkiem oglądania go w specjalnych okularach”! Ta aparatura umożliwiła reżyserowi poświęcenie całej uwagi dwóm najważniejszym w trójwymiarze problemom: zbieżności i ostrości. Zbieżność odnosi się ustalenia punktu, w którym dwa krzyżujące się obrazy dadzą maksymalną ostrość. Odwołując się do zbieżności możemy stwierdzić, czy jakiś obiekt będzie za ekranem, przed ekranem, czy gdzieś w połowie między tymi punktami. Było to niezbędne przy kreowaniu wrażenia latających Małych agentów, głów robotów unoszących się w powietrzu, rozpędzonych ropuch, rozbryzgującej się lawy, szybkich pojazdów kierujących się w stronę widzów, czy też kopii przebijających ekran.
To wyzwanie miało dla Rodrigueza specjalny posmak przygody. “Kręcenie filmów jest samo w sobie zabawą z obrazem, jednak korzystanie aż z trzech wymiarów jest po prostu niesamowite”, mówi reżyser. “Myślę, że powrót do tradycyjnych metod może mnie nieco rozczarować, bo zdjęcia trójwymiarowe to przedstawianie całego świata takim jaki jest, pełen kolorów i głębi. Musisz zdobyć się na zupełnie nowe podejście, gdy obraz przed tobą nagle przestaje być taki płaski. Musiałem od nowa analizować wszystkie elementy: ustawienie kamery, światło, dekoracje, pozycje, ruchy i dialogi aktorów, tak by wszystko dobrze wypadło w trójwymiarze. Strona wizualna stała się z pewnością najważniejszym elementem filmu”.
Dodaje: “Myślę, że to nasi aktorzy stanęli przed najtrudniejszym zadaniem. Musieli przecież odtwarzać całą akcję na tle zielonego ekranu. Nie było ścian, planów zdjęciowych, nie było nawet rekwizytów, które mogłyby im pomóc. Wszystko musiało wyglądać jak część gry wideo, dlatego każdą najmniejsza rzecz generowaliśmy w komputerze. Jeśli mieli szczęście istniał szkic planu, który mogłem im pokazać, najczęściej jednak musieli wszystko sobie po prostu wyobrażać. Chciałem, by nasza praca z aktorami była tak samo swobodna, jak w innych moich filmach, w których nie korzystaliśmy z żadnych efektów specjalnych. Znając się dość dobrze na możliwościach, jakie oferuje nam komputer, wiedząc dokładnie czego możemy od niego oczekiwać, dawaliśmy sobie wolną rękę. Na planie było bardzo dużo improwizacji. Aktorzy mogli proponować różne rozwiązania sytuacji i wypróbowywać swe pomysły na bieżąco – byli niezrównani jeśli chodzi o spontaniczną improwizację i wiele pomysłów wykorzystanych w filmie to ich dzieło.
Stosowanie techniki 3D zmusiło Roberta Rodrigueza do świeżego spojrzenia na wszystkie efekty wizualne pojawiające się w filmie – zwłaszcza kolor i perspektywę. Wczesne trójwymiarowe filmy kręcono na czarno-białej taśmie. Polichromowane obrazy 3D to ciągle ląd nieznany i wymagają ogromnej uwagi przy korekcji koloru. Rodriguez już w trakcie zdjęć dokonywał korekcji koloru, dzięki czemu mógł na bieżąco poprawiać kolory z każdej klatki, sprawdzając jak odbiera je oko. Jedna rzeczą, z którą Robert musiał się pogodzić, był fakt, że trzeba było ograniczyć stosowanie jego ukochanego koloru – czerwieni (niebieskie szkło stosowane w okularach do oglądania trójwymiaru nie przepuszcza czerwonego światła). “Uważam, że czerwony jest kolorem, który dosłownie wyskakuje z ekranu i naprawdę bardzo lubię go używać. Jednak jak masz na sobie okulary do trójwymiarowych obrazów nie widzisz prawdziwej czerwieni, tak więc musiałem zmienić swoje nastawienie. Nauczyłem się lubić fiolety”, reżyser zauważa. “W końcu wiedziałem już tak dużo o tym, jak różne kolory i kształty wypadają w trójwymiarze, że stało się dla mnie jasne, że wiele z kostiumów będę musiał zrobić sam, gdyż zajmie mi to mniej czasu niż wytłumaczenie komuś wszystkich tych detali. Było to jedno z najbardziej przyjemnych zadań, jakie przypadły mi na planie Małych agentów.”
Rzeczywiście, ponieważ większość z niewiarygodnych wynalazków, cybernetycznych pojazdów i szpiegowskich gadżetów wykorzystywanych w "Małych agentach 3D: trójwymiarowy odjazd" powstało wewnątrz komputera, kostiumy pozostały jednym z niewielu namacalnych elementów scenografii. Na nich skupiła się uwaga Rodrigueza, który poza tym napisał jeszcze muzykę do filmu. Reżyser był mocno zaangażowany w projektowanie każdego z ubiorów, począwszy od sportowych, śmiałych w formie i fantastycznie kolorowych kombinezonów, jakie noszą Juni, Carmen i dziadek Cortez na stylowym srebrnym fartuchu laboratoryjnym, jaki ma na sobie Salma Hayek, skończywszy. Najtrudniejszym wyzwaniem był z pewnością kostium Zabawkarza: połączenie aksamitu, złotej lamówki i skóry węża. Ma on odzwierciedlać złożoną osobowość tej szalonej postaci. “Przy takim filmie jak nasz, dociera do ciebie znaczenie, jakie ma dla aktora jego strój. Była to dla nich jedyna rzecz, na której mogli się oprzeć tworząc swojego bohatera. Wszystko inne to zielony ekran! Bardzo często musieliśmy kręcić aktorów osobno, nawet jeśli była to scena zbiorowa. Musieli więc grac w pojedynkę”.
Jeśli chodzi o głębię obrazu, Rodriguez chciał uniknąć scenicznej perspektywy, która była często plagą trójwymiarowych produkcji z przeszłości. Akcja miała się rozgrywać na wielu różnych płaszczyznach. “Nasz pomysł zakładał, że widzowie poczują się osaczeni przez intensywny obraz rodem z gry komputerowej. Postawiłem sobie jeden warunek; na każdym ujęciu musieliśmy mieć kilka płaszczyzn odległości: pierwszy plan, środkowy plan i tło”, wyjaśnia reżyser. “W większości przypadków okazywało się, że prostota i przejrzystość obrazu to najlepsze podejście do całości. To sprawdza się najlepiej przy technice 3D, a prostota projektu jeszcze bardziej podkreśla fakt, że dzieci są zamknięte w świecie, który jest animowany, nie prawdziwy”.
Cały ten czas Rodriguez pracował na tym, by uniknąć jednej rzeczy: przewidywalności. „Myślę, że połowa zabawy przy tym filmie wynika ze złożenia trójwymiarowych scen. We wcześniejszych filmach 3- można było znaleźć od dziewięciu do dziesięciu dobrych trójwymiarowych ujęć. U nas są ich setki i nie zawsze można je przewidzieć”, mówi reżyser. “Zaczęliśmy od zasady, że w grze wideo dosłownie wszystko może się zdarzyć, tak więc wszystko może się zdarzyć również na ekranie. Oglądany w specjalnych okularach trójwymiar cudownie współdziała z efektami komputerowymi, tak więc mogliśmy ciągle zwiększać emocje”.
Przy stwarzaniu chaotycznego świata, w którym dosłownie wszystko jest możliwe, pomagała Rodriguezowi świetna drużyna specjalistów do spraw efektów specjalnych. Trwali przy reżyserze w gotowości, by w każdej chwili zabrać się za projektowanie, składanie i odtwarzanie nowych postaci. Ponieważ animacji komputerowej nie da się nakręcić specjalną trójwymiarowa kamerą, specjaliści rozwiązali ten problem projektując każde ujęcie dwa razy: pierwszy raz tak jakby je widziało prawe oko, drugi, tak jakby je widziało oko lewe. Komputer potem łączył dwa obrazy i oto przed oczami mieliśmy trójwymiarowy świat wirtualnej rzeczywistości. Rodriguez zauważa: “Jedną z zalet posiadania własnej drużyny od efektów specjalnych jest to, że można na bieżąco pracować nad pomysłami, nie czekając miesiącami, żeby się dowiedzieć, czy się sprawdzą. Przy okazji kręcenia serii o przygodach Małych agentów zdałem sobie sprawę z tego, że im większa jest twoja wiedza techniczna, związana z procesem tworzenia filmów, a szczególnie z tematem efektów specjalnych, tym więcej wolności masz później w realizowaniu własnych pomysłów”.
Być może jeszcze bardziej zadziwiające od efektów, jakie udało się uzyskać Rodriguezowi i jego drużynie jest to, jak to zrobili: całość pracy nad zaawansowaną technicznie produkcją zajęła im kilka miesięcy. „Dla mnie praca przy tym filmie, to jak wejście do najbardziej szalonej, szybkiej, wymagającej gry wideo, jaka istnieje”, mówi Rodriguez. “Nigdy wcześniej jednak tak się nie bawiłem. Praca pod presją czasu pozytywnie działa też na kreatywność. Nie roztrząsasz pewnych problemów, tylko od razu decydujesz się na pomysły, które się naprawdę sprawdzają, odrzucając całą resztę. To bardzo wydajny sposób pracy, który daje ci też dużo twórczej wolności, bo cały dzięki łatwym rozwiązaniom kontrolujesz budżet. Niski budżet daje ci totalna swobodę twórczą, czyli coś, na czym mi naprawdę zależy”.