Reklama

"Mali agenci 3D": GŁÓWNY WRÓG MISJI

Poznajcie Zabawkarza.

W filmie "Mali agenci 3D: trójwymiarowy odjazd" jeden z najdłużej działających i najbardziej szalonych wrogów organizacji OSS, Zabawkarz, wychodzi z ukrycia, by siać zniszczenie wśród wielbicieli gier wideo. Podobnie jak film, również ta postać jest wielowymiarowa i pełna rozumu, a nawet kilku rozumów, którym ciężko się ze sobą porozumieć. Myśląc o nowej postaci Robert Rodriguez nie miał wątpliwości, kto powinien ja zagrać: Sylvester Stallone. „Świat gry wideo, jaką stworzyliśmy jest tak ekstremalny i pełen trudnych fizycznych przeszkód, że od razu pomyśleliśmy, że tylko ktoś taki jak Stallone mógłby go całkowicie skontrolować” mówi scenarzysta-reżyser. „Co więcej trafiła nam się okazja, by przedstawić bohatera filmów akcji w zupełnie świeżej, komediowej konwencji. Spotkałem Stallone’a lata temu. Właściwie od początku towarzyszył naszej historii – był w pokoju, gdy w 1997 roku przekonywałem Boba Weinsteina do zrealizowania pierwszej części przygód Małych agentów. Było to na Festiwalu Filmowym w Wenecji, w trakcie przyjęcia premierowego do filmu Copland. Wcześniej tego dnia spędziłem ze Sly’em wiele godzin, z przyjemnością odkrywając, że strasznie z niego zabawny i sympatyczny facet. Od tamtej pory zawsze chciałem zrobić film z jego udziałem, nigdy nie myślałem jednak o filmie akcji, tylko zawsze raczej o komedii. Jako Zabawkarz Stallone dał z siebie wszystko i zwalił nas z nóg. Nie schodził z planu zdjęciowego – codziennie był kimś innym. Kręciliśmy jedną wersję jego osobowości, kończyliśmy pracę, a na drugi dzień zaczynaliśmy kręcić kolejną. To było bardzo trudne i emocjonujące”.

Reklama

Stallone, jak większość rodziców, poznał pierwsze dwie części przygód Małych agentów za sprawą swoich maluchów. Postać Zabawkarza była jednak dla niego zupełnym zaskoczeniem. „Przystępując do pracy nad filmem byłem totalnie zakochany w przygodach Małych agentów, uznając je za świetną bajkę z trafnym przesłaniem wychowawczym” mówi aktor. „Zabawkarz to był jednak totalny odlot; grania pięciu różnych osobowości składających się na jedną postać nie da się z niczym porównać. Zabawkarz jest jednocześnie dyktatorem, mięczakiem, geniuszem, żądnym władzy tyranem i głupkiem, a kłótnie między tymi różnymi stronami tej samej osobowości przypominają schizofreniczną wersję ping-ponga. Nie mógłbym wymarzyć sobie zabawniejszej roli”.

Kontynuuje: “Bardzo podobała mi się także ambicja, z jaką do projektu podchodził Robert Rodriguez. To z pewnością nie jest ten trójwymiar, który znam z czasów mojej młodości. Myślę, że dla wielu osób, w tym dzieci, które nigdy wcześniej nie widziały widowisk trójwymiarowych, będzie to ogromna niespodzianka. Myślę, że Robert wyrósł nam na pewnego rodzaju kontynuatora dzieł Walta Disney'a. Język filmowy, jakim się posługuje przemawia bezpośrednio do dzieci, ale przekłada się też na interesującą zabawę dla dorosłych”. Kolejnym ciekawym doświadczeniem, jakie spotkało Stallone’a na planie "Małych agentów 3D: trójwymiarowego odjazdu" było granie na tle zielonego ekranu. „To było jak poddanie się nieustającej fotosyntezie”, żartuje aktor, „albo tarzanie się po starym dywaniku mojej babci. Taka praca to też jednak obcowanie z zaawansowaną techniką i nieograniczoną wyobraźnią. Czuliśmy się jak we śnie”.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Mali agenci 3D
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy