"Lucky Luke na Dzikim Zachodzie": REŻYSER O FILMIE
"Lucky Luke na Dzikim Zachodzie" to przezabawna animowana komedia, którą można by usytuować gdzieś pomiędzy krótkimi filmami Bustera Keatona i klasycznymi nieskrępowanymi animacjami Chucka Jonesa. To rzadka, wybuchowa mieszanka, której efekty mogą być zaskakujące.
Z artystycznego punktu widzenia nigdy nie rozważaliśmy prostego dopasowywania czegoś stworzonego z myślą o małym ekranie do potrzeb dużego ekranu. Od samego początku podejście było inne. Wynikało to z tego, że duży ekran jest właśnie... duży. Szczegóły niewidoczne na ekranie telewizora, tu nagle ogromnie się powiększają. Gestykulacja, scenografia, szereg różnego rodzaju cieni, wszystko to odgrywa tu ważną rolę. Nie chodzi tu jednak o realizm. Graficzne dziedzictwo Lucky Luke'a w wykonaniu Morrisa zostaje zachowane. Ale jest to Morris pokazany przez szkło powiększające.
Mam nadzieję, że "Lucky Luke na Dzikim Zachodzie" ma swój własny styl, indywidualne znamię. Film łączy technikę 2D z bardziej współczesną 3D, czerpiąc najlepsze elementy z obu. Ta kombinacja zapewniła nam niemalże nieskończoną elastyczność narracyjną przy zachowaniu "magicznych" aspektów 2D.
Jeśli chodzi o efekty specjalne, to bardziej kierowałem się w stronę Meli?sa i Terry'ego Gilliama, niż ILM . Nie chodziło nam o fotorealizm, ale jak największą swobodę reżyserowania.
"Lucky Luke na Dzikim Zachodzie" to oczywiście komedia oparta o silne, zabawne, wyjątkowe postaci. Jakżeby mogło być inaczej, gdy ma się Joe Daltona, jego braci i dialogi inspirowane Goscinnym? Szczególną uwagę zwracałem na cechy charakteru naszych postaci i ich ekspresję. Joe nie porusza się tak, jak Averell. Ten drugi jest znowu kompletnie różny od Lucky Luke'a, itd. Cechy fizyczne wszystkich postaci były rozważane w ten sposób i ponownie przerabiane, przy zachowaniu wspaniałego stylu graficznego Morrisa.
Zdecydowanie się na kino drogi umożliwiło nam poruszanie się pomiędzy klasyczną komedią z okrojoną narracją, a scenami pościgów, gdzie akcent był kładziony na kreatywność i dużą liczbę wizualnych połączeń i szybkiego montażu.
Ostatecznie jest to historia mieszanki europejskich emigrantów na ich drodze do ziemi obiecanej. Temu pełnemu radości i kolorów chaosowi towarzyszy ścieżka dźwiękowa przypominająca filmy Kusturicy, podczas gdy nasi bohaterowie zagryzają wargi i wciągają brzuchy, by przetrwać trudy podróży i nauczyć się żyć razem...
Olivier JEAN-MARIE