Reklama

"Łowca snów": PRODUKCJA

Od czasu współpracy przy "Poszukiwaczach zaginionej arki" oraz "Powrocie Jedi" Lawrence Kasdan poszukiwał historii, która pozwoliłaby mu na realizację filmu z dużą ilością efektów specjalnych.

Jego wybór padł na powieść Stephena Kinga "Łowca snów", która dawała pole do popisu specjalistom od efektów specjalnych, ale jednocześnie oferowała ciekawą historię z "soczystymi" bohaterami. Prawa do ekranizacji książki za okrągły milion dolarów zakupiło studio Castle Rock Entertainment (wyprodukowało m.in. "Misery", "Skazanych na Shawshank", "Dolores Claiborne" i "Zieloną Milę" na podstawie dzieł Kinga), które napisanie scenariusza powierzyło dwukrotnemu laureatowi Oskara Williamowi Goldmanowi. Było to już jego trzecie spotkanie z twórczością Kinga. Wcześniej Goldman pomógł w przeniesieniu na duży ekran "Krainy wiecznego szczęścia" oraz "Misery".

Reklama

Do głównych ról Lawrence Kasdan postanowił zatrudnić młodych aktorów, którzy potrafiliby nie tylko dobrze zagrać poszczególnych bohaterów, ale również pokazać na ekranie specyficzną więź, jaka łączy przyjaciół i faktycznie jest jednym z najważniejszych elementów fabuły. Jego wybór padł na Thomasa Jane'a, Jasona Lee, Damiana Lewisa, Timothy'ego Ołyphanta i Donniego Wahiberga.

W obsadzie nie zabrakło również gwiazd. Do roli generała Abrahama Curtisa zatrudniono Morgana Freemana, a w postać jego zastępcy wcielił się Tom Sizemore.

"Praca nad Łowcą snów była prawdziwym wyzwaniem" - mówił po zakończeniu zdjęć Jason Lee. "W przeciwieństwie do innych produkcji, tutaj większą część czasu zajęła nam nie realizacja zdjęć, ale poznanie bohaterów. Przez wiele dni dyskutowaliśmy z reżyserem na temat naszych bohaterów. Wspólnie dochodziliśmy do wielu rozwiązań".

Za kamerą stanął John Seale, nagrodzony Oscarem za "Angielskiego pacjenta" operator, który słynie z tego, że lubi realizować ujęcia korzystając jednocześnie z kilku kamer. "Reżyser prosił mnie, aby wszystkie ujęcia były realizowane tak, żeby nie było w nich żadnych sygnałów, iż to, co pokazujemy zostało przygotowane na potrzeby filmu. Kamera miała być gościem, rejestrować prawdziwe wydarzenia. Chyba jeszcze żaden reżyser, z którym współpracowałem nie podchodził w tak oryginalny sposób do swojej pracy" - mówił później operator.

Prace na planie rozpoczęły 13 stycznia 2002 r. w zaśnieżonym miasteczku Prince George w Kanadzie. Zimowa aura doskonale odpowiadała akcji filmu, ale sprawiała, iż filmowcy mieli utrudnione zadanie. Jednej nocy temperatura spadła aż do -37 stopni Celsjusza! Później ekipa przeniosła się do Vancouver, gdzie pracowano aż do 27 maja. Po zakończeniu zdjęć do akcji wkroczyli specjaliści od efektów specjalnych.

"To strasznie frustrujące" - zwierzał się później Lawrence Kasdan zapytany o pracę nad efektami specjalnymi. "Zależało nam, żeby w Łowcy snów wszystko wyglądało realistycznie. Nie wiedziałem jednak, że będzie to kosztowało nas aż tyle pracy".

W filmie znalazło się ponad 400 ujęć, w których wykorzystano efekty specjalne. Nad ich realizacją czuwali: dwukrotny laureat Oscara Stefen Fangemeier ("Gniew oceanu", "Szeregowiec Ryan") oraz specjaliści ze studia Industrial Light and Magic.

"Praca nad Łowcą snów nie była łatwa" - wspomina Fangemeier. "Lawrence należy do reżyserów, którzy bardzie skupiają się na aktorach i bohaterach, niż na stronie wizualnej filmu. Nie toleruje efektów dla efektów. W filmie wszystko musi być prawdopodobne, a efekty specjalne mają ściśle wynikać z fabuły obrazu. Przy takim podejściu wiele ujęć, których realizacja nie powinna stanowić problemów, staje się najtrudniejszymi. To prawdziwe wyzwanie dla całej ekipy, ale wydaje mi się, że dzięki takiemu podejściu powstają rzeczy wyjątkowe".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Łowca snów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy