Reklama

"Looney Tunes: Znowu w akcji": OŻYWIĆ LOONIES

Kręcenie w połowie rzeczywistego w połowie animowanego filmu takiego kalibru to wyjątkowo trudne zadanie. Przesłaniem filmu jest zrobienie z Bugsa i Duffiego prawdziwych aktorów, którzy żyją i pracują w naszym świecie, w związku z tym film musi posiadać poziom relacji i tempo charakterystyczne dla klasycznego filmu z aktorami – mówi deFaria.

Bardzo chciałbym móc powiedzieć, że Bugs i Duffy byli fizycznie obecni podczas kręcenia filmu – mówi Dante – jednak większość czasu nie pokazywali się przed kamerami ponieważ tak to już z nimi jest. Więc musieliśmy markować ich obecność marionetkami.

Reklama

Asystentami Frasera i Elfmana pomagającymi im osiągnąć pożądany efekt interakcji z animowanymi postaciami, byli doświadczeni animatorzy marionetek: Bruce Lanoil i Dave Barclay. The Jim Henson Creature Shop stworzył potrzebne kukiełki pod okiem Barclaya, który jest animatorem marionetek od czwartego roku życia, a przełomem w jego karierze była rola asystenta twórcy kukiełek i współpraca z Frankiem Oz, w której wcielił się w postać Jedi master Yoda w Imperium kontratakuje. Utalentowana para animatorów marionetek jest jednocześnie utalentowaną parą aktorów komediowych, co ułatwiło im harmonijną współpracę z całą ekipą aktorów. Ich występy poza kamerą i poczucie humoru stały się bazą dla stworzenia wiarygodnych relacji między prawdziwymi i animowanymi bohaterami filmu.

Przygotowując się do kręcenia filmu, Lanoil i Barclay spędzali wiele czasu na studiowaniu osobowości Kaczora Daffy i Królika Bugsa by rozpracować rytm ich mowy i inne cechy charakterystyczne. Nie tylko czytali kolejne linijki dialogów, przy użyciu kukiełek oni naprawdę stawali się Kaczorem Daffy i Królikem Bugsy - mówi deFaria. Dzięki temu aktorzy grający w filmie mogli stworzyć swoje kreacje w sposób jaki byłby inaczej niemożliwy. Jest wiele spontaniczności w tych scenach, które normalnie można zobaczyć jedynie w prawdziwych filmach fabularnych.

Kręcenie wszystkich scen potrzebnych do udanego połączenia filmu fabularnego z animacją jest procesem trudnym, wymagającym wiele prób i powtórek. Niezależnie od tego jak wiele prób potrzebowaliśmy by uzyskać oczekiwany efekt, wirtualnie każda scena musiała być powtarzana trzy lub cztery razy – wspomina Dante. Najpierw robiliśmy próby z kukiełkami, potem filmowaliśmy aktorów razem z kukiełkami. Następnie robiliśmy kolejne powtórzenia już bez kukiełek a aktorzy musieli grać z pamięci wszystkie gesty i ćwiczone wcześniej sytuacje. Na końcu robiliśmy ostatnie powtórki ze światłem. Więc jak możecie sobie wyobrazić wszystko to było bardzo czasochłonne.

Fraser, który był obecny przy końcowych etapach produkcji, po tym jak podkładał głos wyjątkowo nieokrzesanemu Diabłowi Tasmańskiemu, z zadowoleniem oglądał efekt końcowy. Trzeba dużej wiary by zrobić film tak przepełniony animacją i CG. – mówi – ponieważ większość czasu aktor jest zmuszony rozmawiać z wyobrażeniem partnera. Ale potem rok czy więcej po zakończeniu zdjęć, kiedy wszystkie części są już sklejone razem, naprawdę wierzysz, że łapię Kaczora Duffy za gardło i wystawiam przez okno samochodu – to wygląda tak naturalnie, jakbym pracował z prawdziwym aktorem.

Barclay i Lanoil nie tylko ożywili postaci głównych bohaterów na potrzeby aktorów i pracującej ekipy. Ich kukiełki stały się też ważnymi odnośnikami dla późniejszej pracy animatorów. Gdy dana scena została raz przećwiczona, miejsce kukiełek przed kamerami zajmują zręczne manipulacje.

Specjalista od efektów specjalnych - Peter Chesney stwierdził, że praca nad filmem częściowo animowanym, przypomina nieco pracę nad filmem z udziałem duchów – połowa ekipy jest nieobecna! Odsuwasz im krzesło, przestawiasz ich drinki – komentuje – mieliśmy uczucie, że jeśli podtrzymamy pozytywną relację z fizycznymi objektami, całe gra będzie szła lepiej. To jest część narzędzi, która ułatwia wykonanie tego zadania.

Odpowiedzialnym za zdjęcia w tym wyjątkowo trudnym technicznie filmie z “najwyższej półki”, jest jeden z najbardziej szanowanych w Hollywood operatorów, Dean Cundey, który współpracował przy wielu filmach pełnych efektów specjalnych takich jak: Kto wrobił królika Rogera czy Park Jurajski.

Cundey podkreśla, że Kto wrobił królika Rogera był jednym z ostatnich filmów, wymagających tak ogromnych nakładów pracy. Stworzony z materiałów fotograficzno-chemicznych składany był w całości warstwa na warstwie na drukarkach optycznych. Looney Tunes idzie o krok dalej – wyjaśnia. Komputer jest milowym krokiem dla naszej pracy – daje dużo większe możliwości w pracy postprodukcyjnej animatorów i producentów. To ułatwia współpracę, i umożliwia im dodawanie swoich własnych, kreatywnych pomysłów mogących wzbogacić akcję i tworzone postaci.

Podczas tworzenia ogólnego zarysu filmu, Cundey ustanowił coś co nazwał “stylem Looney Tunes”. Staraliśmy się nie tworzyć zbyt wiele obrazów 3D, gdyż charakter Looney Tunes, który znamy i lubimy, był zawsze nieco płaski – tłumaczy – Chcieliśmy zachować bardzo graficzny styl Warner Bros. lat 40-tych i 50-tych. Nie można filmować ludzi z użyciem bardzo kontrastowego światła, a Tunes bez wystarczającej jego ilości, ponieważ bez tego, będą wyglądały sztucznie. Tworzenie tego filmu można by porównać więc do rozgrywki szachowej. Stworzyć iluzję, że postaci animowane są żywe z użyciem delikatniejszego światła, nie tracąc przy tym ciekawego wizualnie efektu, który będzie miał swój własny styl i atmosferę.

Odpowiedzialnym za stylistykę obrazu w filmie jest także scenograf Bill Brzeski. Na pierwszym spotkaniu twórców filmu, na którym omawialiśmy oczekiwany wygląd filmu, postanowiliśmy, że chcemy pokazać w nim świat z wielu stron – mówi Brzeski. Wszędzie gdzie byliśmy zobaczycie największe skarby i rozpoznawalne przez wszystkich, charakterystyczne elementy danych miejsc takie jak Las Vegas ze swoimi neonami, turystami i dziewczynami występującymi w rewiach; Afrykańską ‘świątynię zagłady’ z kamiennymi posągami i niebezpiecznymi pułapka; czy Paryż z Luwrem i Wieżą Eiffla.

Bill zaczął przeglądać dawne kreskówki by znaleźć w nich kolorowe schematy – mówi Dante - Oglądał tła Maurice’a Noblea dla jego animacji z wczesnych lat 50-tych. Wyseparował z nich wzory i kolory, a potem zachowując je w głowie, budował kolejne sceny filmu, dzięki czemu paleta kolorów użyta tu jest dość nietypowa.

Podczas produkcji, specjalista od efektów wizualnych Chris Watts, był odpowiedzialny za harmonijne połączenie bohaterów animowanych z prawdziwymi aktorami. Watts czuwał także nad skomplikowanymi efektami wizualnymi takimi jak sekwencja latającego samochodu szpiega, czy scena zabójczej pogoni na platformie obserwacyjnej Wieży Eiffla.

Dla Wattsa, jednym z trudniejszych aspektów pracy było zajmowanie się czystymi efektami specjalnymi użytymi w filmie. Około 65 procent filmu zawiera specjalne effekty wizualne czy animacyjne – mówi – Musieliśmy mieć pewność, że kolory i kontrasty są takie same w całym filmie i że wstawieni animowani bohaterowie wyglądają dobrze. W tym filmie kamera wiele się rusza. Animowani bohaterowie poruszają się przed i za inny postaciami i przenoszą prawdziwe obiekty. Moim zadaniem było wymyślenie dobrego sposobu by to wszystko uruchomić nie ograniczając przy tym kreatywności twórców filmu.

Zdaniem Wattsa, w filmie Looney Tunes Znowu w akcji użytych zostało około 1,200 wizualnych efektów, włączając w to usunięcie kabli, umieszczanie specjalnych elementów i obiektów potrzebnych do tego, przy przekształcić Scenę 16 Warner Bros. w Afrykę, Los Angeles, Park Ekspozycji w Paryż, a wielopiętrowy parking w Wieżę Eiffla.

W momencie gdy zakończono zdjęcia pozwalające stworzyć żywą akcję filmu, w studiu animacyjnym Warner Bros. w Sherman Oaks w Kalifornii rozpoczęto proces jego animacji. Studio, w którym pracowała ekipa 500 animatorów – od twórców szkiców, przez twórców efektów cyfrowych, animatorów postaci, po malarzy i kompozytorów – stworzyli najpierw tradycyjną animację 2D narysowaną ręcznie, która miała być zintegrowana ze zdjęciami żywej akcji. Ta ogromna drużyna była kierowana przez znanego animatora – Erica Goldberga.

Goldberg miał dodatkową motywację do tej pracy - Jestem przyjacielem Chucka Jonesa, znam dobrze całe tło tego przedsięwzięcia i co dla mnie bardzo ważne, wiem, że jest w tym prawdziwy duch Looney Tunes. Oprócz wyzwań technicznych, moim najważniejszym celem było przedstawienie postaci w filmie w sposób jaki są oni znani i lubiani przez widownie.

Jestem wyjątkowo dumny z naszej animacji - mówi Dante - To był bardzo trudny proces dla Erica, ponieważ wymagał nadzorowania bardzo dużej liczby animatorów. Ale za każdym razem gdy dostawałem scenę do przejrzenia od działu animacji, by ocenić szkic, zawsze dodawali od siebie kilka niuansów, nowych żartów, czy grymasów – takie małe “coś”, które sprawiało, że całość wygladała jeszcze lepiej.

Jednym z przykładów detalu, który trzeba było bardzo szczegółowo przeanalizować było dopasowywanie wielkości postaci animowanych do zdjęć kręconych na żywo z aktorami. Jak zauważa Goldberg - Jeśli na ekranie w trakcie kręcenia, odcinało się Brendana Frasera od kolan w dół, trzeba było odciąć Bugsa i Duffiego tuż pod klatką piersiową – albo nawet tuż pod głową – wtedy, można było prawidłowo skomponować te dwa obrazy. Trzeba spojrzeć też na linie oczu i relacje ich wielkości by upewnić się scena po scenie, że są do siebie dopasowane.

Zanim pierwotne zdjęcia znalazły się u animatorów, Goldberg i inni kierownicy animacji, wypozowali cały film, tak jak to zwykli robić podczas tworzenia krótkich kreskówek Looney Tunes. Oczywiście od momentu gdy technologia uległa rozwojowi, Goldberg dysponuje dużo bardziej nowoczesnymi narzędziami do tej pracy. Używając komputera zamiast kartki papieru, narysował kluczowe pozycje postaci, które edytorzy mogli dodać do żywej akcji, w zależności od tego jak scena byłaby kręcona.

Elastyczność procesu dała animatorom więcej możliwości dołożenia kilku niuansów dotyczących gry aktorskiej czy rytmu filmu – wyjaśnia – Mogliśmy też dodać kilka żartów, które nie były zaplanowane w pozycjach. Muszę przyznać, że mamy niesamowitą drużynę animatorów, którzy wykonują kawał naprawdę dobrej roboty. Zawsze mają swój własny sposób realizacji tego co wychodzi poza naszkicowane ustawienie pozycji. I to jest coś co sprawia, że wszystko wychodzi dobrze.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Looney Tunes: Znowu w akcji
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy