Reklama

"Lepsze rzeczy do roboty": DUANE HOPKINS O FILMIE

- Możesz powiedzieć coś na temat tła "Better things"? Czy to ma coś wspólnego z twoim sposobem widzenia angielskiej zależności klasa społeczna-miejsce?

- Tłem wydarzeń są wiejskie tereny Anglii. Nie w pełni wykorzystane filmowo miejsca, ale moją główną intencją było robienie uniwersalnego, a nie sprecyzowanego miejscem, obrazu. Aczkolwiek miejsca, o których opowiadasz muszą być realistyczne i prawdziwe. W innym przypadku nie poruszą ludzi, którzy mieszkają w podobnych przestrzeniach, w innych krajach. Niewiele mam do powiedzenia na temat klasy społecznej, w każdym razie nic konkretnego. Myślę, że kierowała mną chęć pokazania szczerego obrazu "rolniczej" Anglii. Moja interpretacja nie wszystkim może się podobać, ale ona istnieje. Nie powiedziałbym, że to film społeczny, ale po prostu - ze względu na ludzi, których wybrałem do obsady, jak z nimi pracowałem i gdzie dzieje się akcja - stał się w jakiś sposób społeczny, może dlatego, że moje metody są inne niż te ogólnie przyjęte.

Reklama

- "Better things" i dwa filmy krótkometrażowe, które zrobiłeś "Field" i "Love Me Or Leave Me Alone" dzieją się w tym samym krajobrazie. W jakim stopniu są one autobiograficzne.

- Dorastałęm tam. Tu narodziły się moje pierwsze obsesje i fascynacje. Długo dotykał mnie kontekst tych historii, ale one nie są dokładnie autobiograficzne, może bardziej biograficzne. Moje doświadczenia były punktem wyjścia dla tych opowieści. Źle bym się czuł, gdybym nakręcił coś co po prostu widziałem albo przez co przeszedłem. Wolę traktować moją pamięć jako budulec do tworzenia nowych historii. Chcę tworzyć nowe znaczenia, zarówno dla siebie jak i filmu, który robię. To jest eksploracja pewnej przestrzeni i jej mieszkańców, a moje własne historie wydają mi się zbyt ograniczone, by temu sprostać.

- Czy widzisz "Better things" jako kontynuację tradycji nowoczesnego, angielskiego, realistycznego kina, z Loachem, Clarkem i Leighem na czele? Gdzie według ciebie w tej tradycji jest miejsce na twój film?

- Kino brytyjskie jest historycznie zakorzenione w realiźmie. To jest nasz fundament, ale to nie jest do końca to, z czego korzystam w moim filmie. Mój scenariusz i jego postacie pochodzą z czegoś, co można by nazwać klasycznym, socjalno-realistycznym terenem. Klasa pracująca, kłopoty, złość, przemoc - przynajmniej z wierzchu - myślę, że moje patrzenie na te problemy i ich odtworzenie jest jednak inne. Dorastałem oglądając Loach'a, Clarke'a i Leigh'a, to wywarło na mnie ogromny wpływ, szczególnie Clarke. Bardzo identyfikowałem się z Anglią, którą widziałem w jego filmach. I nadal to robię. Jest także w kinie brytyjskim tradycja pokrętnego realizmu. Bill Douglas, wczesny Terrence Davies, część prac Powella i Pressburgera. I obecnie Lynne Ramsey. Punktem wyjścia jest realny świat, ale manipulujesz nim, filtrujesz i tworzysz coś więcej, niż nagranie, przez montaż wnikasz we wnętrze bohaterów i ich środowisko. W tym znaczeniu "Better things" powstał z czegoś, co już było i korzysta z tradycji. Ale dotyka także czegoś co jest bardziej poetyckie, transcendentne. Robiąc ten film bardziej interesowała mnie kreacja niż realizm. Oczywiście, żeby stworzyć film, musisz mieć jeszcze bazę.

- Możesz wytłumaczyć, jakie znaczenie w tym filmie mają narkotyki?

- W tym środowisku, pokoleniu, subkulturze są rzeczą zupełnie normalną. Dla mnie nie ma w tym nic szokującego, narkotyki są zintegrowane z codziennością. W tej rzeczywistości dragi nie s niedopuszczalne. To bardzo realistyczny obraz. Ludzie, którzy biorą heroinę w filmie mają ponad 20 lat, a więc są dorośli, nie są już dziećmi. Bohaterowie biorą heroinę około 2-óch lat, a więc zaczęli około 18 roku życia. To jest spójne z tym, co widziałem. Kiedykolwiek bym nie wrócił do miejsca, w którym dorastałem, i gdzie film był kręcony, to za każdym razem dowiaduje się o kimś, kto zmarł w wyniku przedawkowania. Takie historie opowiada mi też mój młodszy brat. Był czas, kiedy było ich ekstremalnie dużo. Wszystkie lokalne gazety o tym mówiły. W pubach widziałem dzieciaki, które bez żadnych wątpliwości brały. Po chwili taka sytuacja przestaje być szokująca. Dla niektórych ekstaza czy zioło są codziennością., przynajmniej w jakim okresie ich życia. Niektórzy idą dalej i zaczyna się heroina czy crack, inni w ogóle przestają. Robią to, bo są młodzi to jest jakaś mikstura nudy, możliwości i ciekawości. Oczywiście, czegoś w ich życiu brakuje i muszą znaleźć coś, co wypełni pustkę, jedyny problem polega na tym, że to ich może zabić. Trochę to pozwala im pozostawić się w opozycji do żądań, które stawia przed nimi świat. To im daje rzeczywistość, której łatwiej stawić czoło. Przypomina nieco kontrolowana formę szczęścia, relacji. Kiedy zbieraliśmy materiały do filmu, spotkałem się ze sformułowaniami osób uzależnionych, że narkotyki są dla nich najbliższymi przyjaciółmi, powiernikami, kochankami. Niesamowite jest to, że im się wydaje, że są odporni. Ich przyjaciele umierają, a oni przed i po pogrzebie sięgają po heroinę, myśląc, że to nigdy nie dotknie ich. Nie widzą całego kontekstu. Ich młodość sprawia, że czują się jakby robili coś zakazanego.

- "Better things" jest naturalistyczne, ale i skonstruowane, szczególnie przez montaż i muzykę. To dla wielu dwie skrajności, a jak ty na to patrzysz?

- Dla mnie kino właśnie polega na łączeniu skrajności. To taka konfrontacja. Dzięki temu jest w tym dynamika. Robienie filmu to łączenie obrazów i muzyki, przez zestawianie tych dwóch elementów tworzą się nowe znaczenia. Nie chce, żeby moje filmy były tylko jakimiś tam opowieściami, ale żeby było w nich jakieś "Załamanie", które rozwija się zamiast cokolwiek wyjaśniać. Łączenie prawdziwego i nieprawdziwego, przez zachowanie odpowiedniego balansu pozwala stworzyć coś bardziej interesującego i prowokacyjnego. Dzięki montażowi wywalasz to, co zbędne. Montaż sprawia, że robisz kino, a nie teatr. Jest coś fantastycznego w patrzeniu na rzeczy, które znasz, ale z drugiej strony wydają ci się zupełnie inne, pomieszane. Zyskują nowy kształt i znaczenie. To moja wizja, aczkolwiek nie wszystkim musi się podobać takie patrzenie na kino. Bardzo mnie interesuje tworzenie filmu z wielogłosową narracją. Tworzą się wtedy sekwencje. "Better things" zbudowane są ze scen, na tyle ze sobą powiązanych, że tworzy się wrażenie pewnej przestrzeni. W sekwencjach są poszczególni ludzie i ich osobiste historie.

- Większość z aktorów nigdy wcześniej nie grała. Możesz powiedzieć coś więcej na temat pracy z nimi?

- Sam wybierałem obsadę. Pomagał mi producent. Ponieważ jest tylu bohaterów i tak różnych, poszukiwania pochłonęły mnóstwo czasu. Część bohaterów zażywa narkotyki, a więc trzeba znaleźć takich ludzi, którzy mieli doświadczenie w tym temacie i mogli pokazać uzależnienie w sposób prawdziwy. Wyszukanie takich osób było naprawdę bardzo trudne. Patrzę na ludzi z pewnego doświadczenia i trochę jak fotograf. Szukając bohatera, musi on cię najpierw zainteresować jako postać ze zdjęcia. Doświadczenie, które noszą w sobie daje ci podstawy do tego, żeby pchnąć ich dalej. Czasem trzeba wykorzystać to, co o nich wiesz, czasem sprowokować. Używasz kamery jak mikroskopu. Jeśli uda ci się sfilmować ich unikalność i uda ci się znaleźć równowagę między tym, co jest w scenariuszu, a tym co mogą ci dać jako ludzie - jesteś szczęściarzem. Z niektórymi z nich miałem próby, z niektórymi nie. Nie stosowałem metody improwizacji. Kształt końcowy to kwestia wykorzystania konkretnych ujęć i montażu.

- "Better things" dotyka tematu relacji międzyludzkich. Bohaterowie niby rozmawiają ze sobą jak przyjaciele, ale jednocześnie nie potrafią porozumieć się ze swoimi partnerami. Czy to twoja wizja ludzkich relacji?

- Myślę, że bohaterowie w tym filmie komunikują się tak samo "mało komunikatywnie" ze swoimi przyjaciółmi, jak z partnerami. Mamy takie wyobrażenie, że z partnerami powinniśmy się lepiej dogadywać. Relacje ludzkie są skomplikowane. Nasz partner to ktoś kogo kochamy, z kim czujemy się bezpiecznie, ale czasem to wywołuje w nas inną reakcję niż miłość (?) Interesowało mnie opisanie indywidualnych emocji, indywidualnej potrzeby poczucia bezpieczeństwa, emocjonalnej stabilności i szczęścia, wszystkich tych rzeczy, które dzielimy ze znajomymi. Żeby to pokazać wykorzystałem temat kształtującej się miłości, miłości, która przetrwa zawsze oraz konsekwencje bycia z kimś pod koniec życia.

Te tematy są bliskie wielu ludziom, ale jednak chyba bardziej w miejskiej przestrzeni, a jeśli chodzi o narkotyki to w kontekście społeczno-politycznym. Ja chciałem te tematy przedstawić w "nowym" otoczeniu. Chciałem przedstawić różne pokolenia w ich szczęściu, sukcesie i straconej miłości, a także substytutów tego wszystkiego. Życie, miłość, strata.

- Jaka jest wartość miłości w odniesieniu do postaw twoich bohaterów?

- Każdy z nich tego szuka, miłość to coś, czego chcą i potrzebują, tak jak my wszyscy. Ale tu chodzi o coś więcej niż znalezienie i otrzymywanie miłości - chodzi o wszystko, co kryje się za miłością, o to, co musisz zaakceptować. Miłość może być nie do końca czysta albo taka, że się po prostu opłaca albo można czuć, że się na nią nie zasługuje. Emocje mają ogromne znaczenie dla moich bohaterów, ale to nie znaczy, że pomagają im rozwiązać cokolwiek. To czego pragną to nie tylko miłość - to także bezpieczeństwo, spokój, potwierdzenie własnej wartości. Potrzebują czuć odpowiedzialność większą niż tylko za siebie i jednocześnie muszą mieć własne potrzeby. Bardzo trudno osiągnąć równowagę.

- Każdy z nich ma jakiś sposób na blokadę i zapominanie o własnej samotności, dlatego może pojawiają się narkotyki albo, jak w przypadku Gail, romantyczna fikcja. Możesz mi powiedzieć na konie, gdzie w tym wszystkim jest jakaś nadzieja? Jest jakaś szansa "wyjścia" dla tych ludzi?

- Tak to prawda, że każdy z bohaterów ma w sobie mechanizm radzenia sobie z sytuacja - przez narkotyki, relacje z innymi czy ucieczkę w fikcje. I prawdą jest, że każde z tych rozwiązań może pogłębić ich problemy. Ale to także pozwala im przetrwać. Mają nadzieję dopóki to, do czego uciekają, istnieje. Czy jest szansa dla nich ? Raczej nie, ale nie ma też łatwych odpowiedzi i zawsze jest nadzieja. Dwójka z bohaterów postanawia zrobić krok w przód. W tym czasie inni dostają to, czego chcą albo mają potencję, żeby osiągnąć to, czego pragną. Z mojego punktu widzenia ten film jest optymistyczny i daje nadzieje - zdecydowałem się pokazać to po prostu w prawdziwym świetle. Nie było by to fair, gdybym na końcu rozwiązał każdy problem. To było by kłamstwo. Film kończy się tak, że daje bohaterom wybór, wciąż mają przed sobą decyzje do podjęcia. Jest dla nich światełko w tunelu, ale to już nie moja robota, żeby opowiadać ich historie dalej?

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Lepsze rzeczy do roboty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy