"Krzyk 4": ZABAWA NAJWYŻEJ JAKOŚCI
Zdjęcia powstały w Ann Arbor i okolicach (Michigan), w dniach 28 lipca-24 września zeszłego roku. Budżet filmu wyniósł 40 milionów dolarów. Podobno aktorzy otrzymali do przeczytania tylko fragment scenariusza (do 75. strony) i podczas pracy na planie nie znali tożsamości zabójcy ani wielu innych ważnych szczegółów. Reżyser z premedytacją promował film głównie poprzez wpisy na twitterze, mające zaciekawić legion fanów serii.
Craven zresztą, jak i w przypadku poprzednich filmów cyklu, prowadzi grę z konwencjami kina grozy na kilku poziomach fikcji. Parodiuje modę na sequele i remaki. W fabule nowego "Krzyku" poświęcono wiele uwagi filmom z cyklu "Stab" ("Cios"). To produkcje opowiadające w fikcyjnej i ubarwionej formie o przeżyciach Sidney, a oparte na książkach napisanych przez Gale Weathers.
Kluczowym współpracownikiem reżysera był operator Peter Deming ("Mulholland Drive" i "Zagubiona autostrada" Davida Lyncha, "Droga do piekieł" Sama Raimiego). Tak mówił o nim Craven: - Peter pojawił się na pokładzie w połowie realizacji pierwszej odsłony "Krzyku" i już na stałe z nami pozostał. To jego pomysłom w wielkiej mierze zawdzięczamy to, że film jest tak bogaty i zaskakujący wizualnie.
Realizacja filmu przebiegała ponoć w rodzinnej wręcz atmosferze. Craven uwielbia bawić się kinem i to się udziela. - Nic się nie zmienił - twierdziła Cox. - Jest zabawny, na swój cierpki sposób. Nieraz prowokował mnie do śmiechu. Arquette podsumowywał: - Siedemnaście lat to szmat czasu. A od tylu lat jesteśmy związani z tym cyklem. Trudno nie mówić o przywiązaniu. Początkowo miałem zginąć, ale Wes powiedział: ocalmy Deweya i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Ta decyzja, szczerze mówiąc, zmieniła całe moje późniejsze, nie tylko zawodowe, życie.