Reklama

"Kroniki portowe": KSIĄŻKA A FILM

"Oto opowieść o kilku latach z życia Quoyle'a, który urodził się na Brooklinie i dorastał w małych, zapyziałych miasteczkach stanu Nowy Jork". ("Kroniki portowe", str.1)

Lasse Hallstrom był zafascynowany historią Quoyle'a, od chwili, gdy przeczytał powieść.

"W książce Annie Proulx zacierają się granice między tragedią, komedią, farsą i poezją a dokumentalnym reportażem, pełnym faktów i szczegółów dotyczących życia na Nowej Funlandii. Poza tym robi na mnie wrażenie każda forma twórczości, która pragnie realistycznie i uczciwie ukazać prawdę o człowieku." Zabawne, ale też niejednokrotnie poruszające do głębi portrety bohaterów "Kronik" u Lasse Hallstroma wydają się mniej sentymentalne, a reżyser nie obawia się zajrzeć w głąb duszy każdego z nich. Pierwsze wyzwanie dla Hallstroma stanowiło dogłębne zrozumienie głównego bohatera. "Główny wątek ‘Kronik portowych’ to historia człowieka, w którym od najmłodszych lat zabijano poczucie własnej wartości, i który wiódł życie pozbawione godności i szacunku do samego siebie, dopóki nie zrozumiał jak je odmienić i zacząć wszystko od początku. To opowieść o przebudzeniu do pełni człowieczeństwa. Quoyle odkrywa nagle, że istnieje świat, w którym może być godzien szacunku, i w którym pojawia się dla niego szansa na prawdziwą miłość", mówi Hallstrom. Dopiero w odległej, posępnej rybackiej wiosce, gdzie diabeł mówi dobranoc, a przez większą część roku trwa zima, Quoyle odnajduje ciepło, którego brakowało mu przez całe życie.

Reklama

Producenci filmu od początku realizacji uważali, że tylko Hallstrom posiada wyjątkową wrażliwość, dzięki której potrafi poprowadzić tę niełatwą, pełną subtelnych emocji opowieść tak, by zaczęła żyć własnym życiem i nie zatraciła przy tym oryginalnej głębi.

"Lasse to wielki humanista", twierdzi Lesie Holleran. "Zgłębianie wspaniałej, niedoskonałej natury ludzkiej to jego pasja; interesują go wszystkie jej strony: siła, słabość, sprzeczności". "W swoich filmach zawsze staje po stronie nietypowych, nieraz dziwacznych anty-bohaterów i zawsze potrafi doszukać się w nich choćby odrobiny człowieczeństwa. Nawet w " My Life as a Dog", mówi Irwin Winkler. "’My Life as a Dog’ to jeden z moich ulubionych filmów", wyznaje Linda Goldstein Knowlton, także producent." Wrażliwość Lasse'go, sposób w jaki obnaża ludzkie słabości, jak mówi o uczuciach, niezwykle porusza. Jego filmy tchną autentyzmem, a o to dziś coraz trudniej".

Kevin Spacey (Quoyle) chciał, by Hallstrom reżyserował "Kroniki" z jeszcze innego względu: "bo nikt nie pokazuje rodziny tak, jak Lasse. To nie tylko opowieść o wewnętrznej podróży i przemianie Quoyle'a, to przede wszystkim opowieść o rodzinie, o związkach, jakie tworzą się przez całe pokolenia, i sprawiają, że jesteśmy tym, kim jesteśmy." Cała filmowa twórczość Hallstroma, od "My Life as a Dog" po "Co gryzie Gilberta Grape" i "Wbrew regułom" stanowi dowód jego talentu do ukazywania "innych", nieprzeciętnych osobowości w skomplikowanych, mało typowych układach rodzinnych i poszukiwaniu przez nie szczęścia tam, gdzie wydaje się to najmniej prawdopodobne. "Kroniki portowe" to materiał świadomie emocjonalnie wyciszony, surowy; Hallstrom wiedział, że aby zrealizować ten film, będzie musiał odwołać się do zupełnie nowej filozofii, nowej wizji i nowego stylu pracy.

Za jedną ze swoich mocnych stron jako reżysera uważa umiejętność identyfikowania się z "outsiderami"; Quoyle pod każdym względem odpowiada tej definicji. "Rozumiem co czują outsiderzy, bo sam byłem jednym z nich. Wiem jak to jest, umiem to rozpoznać. To jest zresztą główny powód, dla którego robię filmy - aby ludzie rozpoznawali na ekranie swoje własne uczucia, by otrzymywali potwierdzenie, że nie są sami na świecie", wyznaje Hallstrom. W każdym z nas drzemie potrzeba wspierania słabszego; lubimy, by odmieńcom na przekór wszystkiemu jednak się udało; kiedy ogląda się "Kroniki portowe", nie sposób nie kibicować Quoyle'wi. Dla uzyskania większej klarowności obrazu wyeliminowano ze scenariusza niektóre wątki i postaci. Przykładowo, Quoyle, który w powieści ma dwie córki, w filmie ma tylko jedną; jednakże sama postać głównego bohatera pozostała wierna oryginałowi. "Quoyle Annie Proulx jest może w nieco większym stopniu nieudacznikiem, niż ten filmowy. My sugerujemy, że od początku nosił w sobie potencjał, by wiele w życiu osiągnąć, ale ten potencjał został w nim stłumiony już w dzieciństwie, przez rodziców, którzy się nad nim znęcali."

Proces uleczenia następuje bardzo powoli, niemal niewidocznie. Ukazanie tego na ekranie stanowi dla aktora ogromne wyzwanie.

Kevin Spacey przyznaje, że tak rzeczywiście było i że to dzięki Lasse Hallstromowi udało mu się zrozumieć Quoyle'a. "Nigdy wcześniej nie grałem kogoś takiego. W nim nie ma ani śladu ironii, cynizmu, czy fałszu. W dodatku Quoyle to mężczyzna, który nigdy nie podejmuje inicjatywy, by coś w swoim życiu zmienić. Życie po prostu mu się przydarza, a on na nie tylko reaguje", mówi Spacey. Hallstrom doskonale potrafi wyegzekwować od aktorów wyciszone, prawie bierne kreacje, w których najważniejszą rolę grają niuanse, drobne gesty, pojedyncze słowa. "Tłumienie emocji, unikanie konfrontacji, wściekłość i gniew pod przykrywką milczenia - to specjalność twórczości Lasse'go. Prostota i elegancja pojedynczego ujęcia - ojciec-twardziel wrzucający przerażone, tulące się do niego dziecko do wody, by nauczyło się pływać - taka sytuacja od razu określa wzajemny związek ojca i dziecka. Są rzecz jasna rodzice, zwłaszcza ci starej daty, którzy są wyznawcami tak zwanego "zimnego chowu". Uważają, że jeśli nie będą przytulać swoich dzieci, wyjdzie im to tylko na dobre i zahartuje je na przyszłość do życia w okrutnym świecie. Lasse z całą pewnością do tej grupy nie należy; jego pogląd na to, jak należy traktować dzieci jest diametralnie różny", mówi Holleran. "Lasse zawsze potrafił wczuć się w dramat dziecka, rozumiał dziecięcy ból, poniżenie, bezsilność. To motyw, który pojawia się we wszystkich jego filmach." Głęboka empatia, z jaką Hallstrom ukazuje dzieciństwo Quoyle'a pozwala nam lepiej zrozumieć dlaczego ten mężczyzna jest taki, jaki jest. "Od pierwszych dni produkcji", mówi Hallstrom, "skoncentrowaliśmy się na tym jak wpleść mroczną przeszłość rodziny Quoyle'a w naszą współczesną opowieść. Guy Quoyle, który spłodził naszego protagonistę, to człowiek niemal pierwotny, dominujący, całkowicie różny od swojego nieśmiałego, zahukanego syna, który z trudem radzi sobie w życiu. " Patrząc na nich razem, nietrudno sobie wyobrazić dlaczego Quoyle jest zamknięty w sobie i bezwolny.

"Mimo, że niektóre postaci odsłaniają Quoyle'owi rąbek prawdy o przeszłości, my potrzebowaliśmy dostępu do świata jego snów i wspomnień", mówi Holleran.

Historia rodziny Quoyle'a została nieco wzbogacona w stosunku do powieści; z pewnymi członkami rodziny Quoyle pozostaje w silniejszym związku w filmie, niż miało to miejsce w książce.

"Annie Proulx nadała już samemu domowi Quoyle'a zdecydowaną osobowość; to samo uczyniła z postaciami, które go zamieszkiwały. Na przykład Bunny (trojaczki Gainer) posiada zdolność intuicyjnego przewidywania zdarzeń; jest, jak to mówią na Nowej Funlandii "czująca". My wyposażyliśmy ją dodatkowo w umiejętność rozumienia "mowy" domu, wydawanych przezeń przedziwnych odgłosów, dzięki czemu uzyskaliśmy jeszcze jedną ścieżkę w przeszłość Quoyle'a. Z kolei Petal, z jej drapieżną, pierwotną, zmysłową naturą jest niejako ucieleśnieniem okrutnej, mrocznej przeszłości Quoyleów."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Kroniki portowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy