Reklama

"Królestwo niebieskie": RZECZYWISTOŚĆ WZBOGACONA

Filmową Jerozolimę trzeba było rozbudować poprzez komputerowe efekty specjalne. Arthur Max mówi: ”Lubię ten etap pracy, gdy nie wiadomo już, co istnieje naprawdę, a co nie; co zbudowano w rzeczywistości, a co istnieje tylko w pamięci komputera. Wtedy wiem, że dobrze wykonałem swoją pracę”.

Dwadzieścia pięć lat temu, w czasie realizacji ”Łowcy androidów” pionier efektów specjalnych Douglas Trumbull udzielił Ridleyowi Scottowi rady, którą reżyser pamięta do dziś: ”Douglas zapytał mnie ‘Czy możesz to zrobić na żywo?’. Odpowiedziałem ‘Tak”, a on na to: ‘To zrób. Wierz mi, tak będzie lepiej i taniej’. Nigdy o tym nie zapomniałem i po dziś dzień do efektów specjalnych uciekam się tylko wtedy, gdy jest to niezbędnie konieczne” – mówi.

Reklama

A gdy jest to konieczne, reżyser nie stawia przed twórcami efektów żadnych ograniczeń. Koordynator efektów specjalnych Wesley Sewell mówi: ”Filmowa Jerozolima była wielka, nie na tyle jednak, by uchodzić za całe miasto. Naszym zadaniem było przekształcić ją w tętniącą życiem metropolię, zdolną pomieścić milion ludzi”.

Opisując oblężenie, w trakcie którego siły Saladina przejmują miasto, Sewell mówi: ”Technologia pozwala nam dziś kreować postacie ludzkie, które nie tylko wyglądają, lecz także poruszają się w pełni realnie. W trylogii ‘Władca pierścieni’ najnowocześniejsze techniki pozwoliły wykreować nowy rodzaj rzeczywistości. My mamy do dyspozycji jeszcze nowsze środki, które pozwalają na jeszcze doskonalsze oddanie ruchu i interakcji międzyludzkich. Nasi bohaterowie mogą teraz przyjmować różne postawy w ramach jednej i tej samej sceny”.

Armię Saracenów tworzą dla przykładu przedstawiciele najróżniejszych części świata arabskiego. ”W naszej armii są ludzie z Syrii, Egiptu i Afryki Północnej” – mówi Sewell. – ”Fotografowaliśmy ich w kostiumach w kontrolowanym środowisku, a następnie komputerowo zmienialiśmy im kolory turbanów i tunik”.

W finałowej scenie bitwy Saraceni wdzierają się po murach na wały obronne. Mosty upadają, drabiny przewracają się, a obrońcy leją na szturmujących najeźdźców wrzący olej. Saraceńskie strzały wypełniają niebo, a chrześcijanie kontratakują, próbując odciąć drogę wrogom. Z murów spadają płonący ludzie.

Akcję filmowało sześć kamer, z których jedną umieszczono w helikopterze. Zdjęcia powtarzano trzykrotnie, dopóki efekt końcowy nie usatysfakcjonował reżysera Ridleya Scotta. Gotowa sekwencja zajmie mniej niż minutę czasu ekranowego, ale jej realizacja przypominała skomplikowaną operację militarną, która rozegrała się pewnego ranka na przedmieściach Ouarzazate.

Dwa tysiące statystów zjawiło się na planie o godzinie 5.30 rano. Ubrano ich w kostiumy i wysłano do charakteryzatorni. Ekipa techników od efektów specjalnych zbudowała machiny oblężnicze, które w niczym nie różnią się od używanych tysiąc lat temu. Olbrzymie drabiny, które miały upaść w odpowiednim momencie, zmotoryzowano i umocowano, tak jak to ma miejsce w wozach strażackich. Ogień objął mury o długości 300 metrów. W piasku ukryto kartonowe pudła, które miały złagodzić upadki 120 kaskaderom z różnych krajów. Zbrojmistrze współpracowali ze specjalistami od efektów podczas wystrzeliwania setek strzał. Wcześniej zbudowali autentyczne ”skorpiony”, broń masowego rażenia tamtych czasów, która łączy mechanizm kuszy z siłą katapulty, wyrzucając w powietrze śmiercionośne harpuny.

Całą sekwencję dokładnie wymierzyli i sfotografowali specjaliści od efektów, którzy mieli sprawić, że 2.000 statystów wyglądać będzie na ekranie jak dwustutysięczna armia, a mury miasta wydadzą się widzom dłuższe o ponad kilometr.

Koordynator efektów specjalnych Neil Corbould, jeden ze stałych współpracowników Ridleya Scotta, mówi: ”Jednym z największych wyzwań, jakie przed nami postawiono, była liczba samych efektów specjalnych, od machin oblężniczych po wybuchy. Akcję filmowało pięć do ośmiu kamer, a my musieliśmy opracować efekty dla każdej z nich. Z trudem daliśmy sobie radę z ogniem. Położyliśmy kilometr rur gazowych i przygotowaliśmy 36.000 litrów propanu. W sumie spaliliśmy 120.000 litrów!”.

Dzięki ścisłej współpracy Corboulda i koordynatora pracy kaskaderów Phila Neilsona realizacja tej sekwencji przebiegła bez żadnych problemów. Nikt nie odniósł najmniejszych obrażeń, mimo iż ”podpaliliśmy 56 ludzi, którzy spadali następnie z czternastometrowych wież. Myślę, że ustanowiliśmy nowy rekord” – mówi Scott. – ”Dzięki Neilowi i Philowi nie musieliśmy się martwić ani o efekt końcowy, ani o względy bezpieczeństwa”.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Królestwo niebieskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy