"Król Artur": NA KOŃ I DO BRONI!
Treningi i fizyczne przygotowanie aktorów do wymagających wielkiego wysiłku ról trwały blisko pięć miesięcy. Clive Owen nigdy przedtem nie siedział na koniu, a teraz czekały go długie godziny w siodle. Ćwiczył przez dwa miesiące po kilka godzin dziennie. Może nie jestem dobrym jeźdźcem. Ale z pewnością pozbyłem się lęku i potrafię nawiązać kontakt z każdym zwierzęciem – wspominał Owen. W specjalnym obozie treningowym, który wkrótce nazwano Szkołą Rycerzy, trenował także intensywnie szermierkę. Przyznał jednak, że kwestia jazdy konnej i związanych z nią trudności i niebezpieczeństw była najistotniejsza. Konie po prostu nie są głupie. Jeśli raz znajdą się w sytuacji, którą uznają za niebezpieczną – na przykład, gdy wokół jest wielki hałas, ogień i wrzeszczący ludzie – nie mają zamiaru tego powtarzać. I potrafią zachować się przed kamerą zupełnie nieprzewidywalnie, co sprowadza się najczęściej do postawy: nie będę tego robić i już. To aż dziwne, ale spadłem z konia tylko raz i nie doznałem żadnych obrażeń, chociaż było naprawdę sporo niebezpiecznych scen – mówił Owen.
Aktorzy nie uskarżali się jednak na ćwiczenia. Wymagano od nich wiele, ale nie panował wojskowy dryl. Raczej atmosfera pozytywnej rywalizacji, umiejętnie podsycana przez doświadczonych instruktorów. Sytuację ułatwiał też fakt, że właściwie wszyscy brytyjscy aktorzy znają podstawy szermierki, ze względu na role szekspirowskie.
Ważnym elementem filmu była replika Muru Hadriana, który chronił Brytanię przed barbarzyńcami z północy. W północnej Anglii zachowały się do dziś jego znaczne fragmenty. Scenografowie filmu dokładnie je obejrzeli, a potem zbudowali dekorację, liczącą aż 950 metrów długości, którą wybudowano w Irlandii, w okolicach Ballymore Eustace. Można było oczywiście wykorzystać komputery, ale producent był zdania, że w ten sposób nie osiągnie się pożądanego stopnia realizmu.