"Kraul": ROZMOWA Z REŻYSEREM
Hervé, czy możesz nam trochę opowiedzieć o swoim filmie?
Jego akcja toczy się w Bretanii, we Francji. Bohaterem jest młody człowiek, który żyje z prac dorywczych. Pewnego dnia zakochuje się w dziewczynie, wkrótce ona zachodzi w ciążę, ale tak naprawdę on nie jest gotów na ojcostwo, to dla niego zbyt wcześnie, choć w drugiej strony kocha tę dziewczynę. Chłopak wpada w tarapaty, zostaje oskarżony o morderstwo. Inne historie rozgrywają się wokół tej dwójki przez następne dziewięć miesięcy.
Dlaczego wybrałeś akurat tę historię - co cię w niej pociągało?
Tak naprawdę wybrała ją moja producentka. Kiedy się z nią spotkałem, zaproponowałem jej kilka pomysłów - najbardziej ujęła ją właśnie ta opowieść. Mnie też była bliska, więc bardzo się z tego ucieszyłem. To historia, który mówi o dojrzewaniu do bycia ojcem, o dorastaniu do wyzwań, jakie niesie życie, o stawaniu się dorosłym, odpowiedzialnym. Poza tym spodobała mi się możliwość kręcenia w Bretanii, daleko od miasta.
Tytuł filmu jest związany z wodą - woda jest bardzo ważnym bohaterem filmu. Czego jest metaforą?
Tak się jakoś złożyło, że wiele scen i wiele znaczeń w moim filmie wiąże się z wodą. To na początku wcale nie było zamierzone - wszystkie te skojarzenia pojawiły się w trakcie pisania scenariusza. Wodą jest otoczone dziecko w brzuchu matki - a Gwen ma zostać matką. Martin także jest związany z wodą - jest rybakiem, choć - tak jak wielu rybaków - wcale nie umie pływać. Gwen za to jest pływaczką i świetnie sobie radzi w wodzie. Woda, morze to jej żywioł. To zabawne, ale po francusku "morze" oraz "matka" to to samo słowo: "mere".
W twoim filmie nie ma zbyt wielu dialogów, w wielu scenach bohaterowie milczą. W jaki sposób pracowałeś z aktorami, żeby bez słów osiągnąć taką emocjonalną głębię?
Myślę, że aktorzy lubią grać w scenach, gdzie można przekazywać emocje w inny sposób niż za pomocą słów - jeśli to umieją, to znaczy, że są dobrymi aktorami. Tak naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, ze bohaterowie tak niewiele mówią. Zwróciłem na to uwagę dopiero oglądając angielskie napisy [śmiech]. Ale jest to w sumie dosyć logiczne, ponieważ czworo bohaterów filmu to ludzie samotni. To film o samotności, w którym mamy czworo samotników. To dlatego nie mówią dużo. Widzimy Martina, który zajmuje się swoimi rzeczami, widzimy Gwen, która pływa, itd. Podoba mi się, że w filmie można zobaczyć ludzi zajmujących się zwykłymi rzeczami.
Czy w czasie zdjęć zdarzyło się coś nieprzewidzianego?
Nigdy nie możesz przewidzieć wszystkiego, co się zdarzy. Wybraliśmy na przykład na początku czwórkę głównych aktorów, ale na dzień przed rozpoczęciem zdjęć straciliśmy jednego z nich.
Co się stało? Jak sobie poradziliście?
To była rzeczywiście wariacka sytuacja. Jeden z wybranych aktorów miał wypadek na motocyklu i wylądował w szpitalu na trzy miesiące. Nie mogliśmy czekać, aż wyjdzie. Mieliśmy bardzo ograniczony budżet na zdjęcia i wiedziałem, że jeśli nie zaczniemy kręcić teraz, już nigdy nie zrobimy tego filmu. Wróciłem więc z Bretanii do Paryża, razem z szefową castingu przesłuchaliśmy sześciu innych aktorów i wiedziałem, że muszę natychmiast wybrać jednego z nich. Wybrałem więc i razem pojechaliśmy na plan do Bretanii. Kompletnie go nie znałem, nie widziałem niczego, co zrobił, nie wiedziałem, czego się mogę spodziewać. To był Swann Arnauld, który zagrał Martina. Okazał się znakomity w tej roli. Bardzo się cieszę, że go wybrałem. Tak działa magia kina. Magiczne rzeczy jednak się zdarzają. To był właściwy człowiek na właściwym miejscu. Idealny Martin.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Źródło: uk.fred.fm, 69. MFF w Wenecji