"Kociak": WYWIAD Z MERZAKIEM ALLOUACHE'EM
Pamięta Pan swoje pierwsze spotkanie z Gadem Elmalehem?
Oczywiście, to było podczas castingu do filmu „Salut Cousin” („Cześć kuzynie”), mojego poprzedniego filmu z 1995 roku. Szukałem głównego bohatera, młodego człowieka, który byłby w stanie zagrać imigranta algierskiego szmuglującego narkotyki w Paryżu… Gad też przyszedł na casting, ale wtedy jeszcze się nie znaliśmy. Wybrałem właśnie jego. To był debiut Gada. Później często byliśmy w kontakcie, bywałem na jego spektaklach, śledziłem, co robi…. Podczas naszych rozmów czułem, że powoli dojrzewa do stworzenia postaci Kociaka. Kiedy spytał mnie o zdanie, powiedziałem, że powinien odtworzyć ją na scenie. Kiedy go zobaczyłem, od razu wiedziałem, że będzie dobrze. Grał Kociaka również w Algierii i kreacja ta została bardzo dobrze przyjęta.
Co Pan najbardziej ceni w Gadzie?
Przede wszystkim skromność. Stał się gwiazdą, ale nigdy nie udaje kogoś, kim nie jest….Obaj jesteśmy imigrantami – ja pochodzę z Algieri, a on z Maroka. Cenię także jego zmysł obserwacji. Każdorazowe wyjście z Gadem to nowe spojrzenie na zwykłe, codzienne czynności. Oddajmy jednak cesarzowi co cesarskie: przeniesienie Kociaka ze sceny na ekran to był całkowicie pomysł Gada. Wiele osób od dawna mu mówiło, że postać Kociaka nadaje się na ekran. Poza tym na pewno chciał wejść w środowisko, które od zawsze uważał za sobie bliskie. I tak, od nitki do kłębka, udało nam się stworzyć dialogi, postacie, sytuacje. W efekcie scenariusz napisał się prawie sam.
Jak udało się Wam opowiedzieć o świecie Kociaka w półtorej godziny?
Na początek wyeliminowaliśmy wszelką tajemniczość. Później skupiliśmy się na rozwijaniu sytuacji i dialogów, tak jak w skeczach, kiedy Kociak siedzi na wysokim stołku otulony czerwonym szalem i opowiada swoje życie w barze pełnym panienek…..Myślę, że końcowy efekt to melanż naszych dwóch światów.
Jaki wkład w projekt miał producent, Christian Fechner?
Film jest wypadkową trzech elementów: scenariusza stworzonego przez 2 osoby, producenta i aktora. A producent od razu odgadł, o co nam chodzi. Jeszcze dziś pamiętam nasze pierwsze, bardzo pobieżne spotkanie w tydzień po złożeniu scenariusza. Christian Fechner siedział w sali wyklejonej dziesiątkami plakatów ze swoich filmów, z tym słynnym cygarem, którego nigdy nie pali – musze przyznać, że byłem pod wrażeniem! Obawiałem się najgorszego, tego, że każe nam wszystko zmieniać, odrzucać. Ale on powiedział, że ten film robimy razem i że wszystko jest już załatwione! Był obecny na planie od początku do końca. Dla mnie jako reżysera to było bardzo na rękę, bo widział efekty mojej pracy z dnia na dzień.
Jak określiłby Pan ton filmu?
Oczywiście jest to komedia, ale bez tak popularnego dziś ośmieszania świata transwestytów. Idzie bardziej w kierunku człowieczeństwa i wrażliwości, niż w stronę promowania stylu życia gejów. To głos popierający tolerancję, pełen delikatności i humoru. Nie unikamy tematów związanych z religią czy wiarą, nawet niektóre sceny mogą wydawać się zbyt odważne, ale zawsze staraliśmy się nie zapominać o należnym każdemu szacunku.