Reklama

"Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom": MŁODE GWIAZDY

Obsadzenie w kluczowych dla filmu rolach dwójki nowicjuszy mogło się wydawać posunięciem cokolwiek ryzykownym.

Jak zauważa producent "Kochanków z Księżyca" Jeremy Dawson: "Wes Anderson ufa swojemu instynktowi, więc wybrał te osoby, które potrafił sobie wyobrazić w rolach Sama i Suzy. I kolejny raz jego decyzje dotyczące obsady okazały się strzałem w dziesiątkę."

Po długich i szeroko zakrojonych poszukiwaniach, Jared Gilman i Kara Hayward przeszli przez wieloetapowy casting i zostali zaangażowani do filmu.

Po wstępnym przesłuchaniu i kolejnych trzech spotkaniach w przeciągu sześciu miesięcy Gilman nadal czekał na informację o wyniku castingu. Tak to wspomina: "Wracałem z moją mamą samochodem ze szkoły i zapytałem ją, czy ma może jakieś wieści. Nic nie odpowiedziała, tylko zadzwoniła do taty, który zaczął zachowywać się jak Ryan Seacrest z "Amerykańskiego Idola", zanim w końcu powiedział mi, że mam tę rolę. Wrzeszczałem, płakałem i śmiałem się jednocześnie. To był chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu."

Reklama

Matka Kary Hayward nie była tak tajemnicza podczas przekazywania dobrych wieści. Aktorka opowiada: "Właśnie wróciłam do domu ze szkoły, gdy mama zapytała mnie "Wiesz, co?", odpowiedziłam "Co?", a ona na to "Dostałaś tę rolę". Zajęło mi dobrą chwilę przetrawienie tej informacji. To było takie ekscytujące. Moje pięciominutowe nagranie video, które przesłałam w odpowiedzi na otwarte zaproszenie na casting do filmu, wygrało dla mnie rolę!"

"Bardzo lubię moją postać" - kontynuuje Hayward. - "Suzy Bishop nie jest rozumiana przez swoją rodzinę. Ma trzech młodszych braci, ojca z problemami i matkę, która ma romans. To bardzo wrażliwa i jednocześnie twarda dziewczyna."

Gilman tak opisuje swojego bohatera, Sam Shakusky: "To dobry dzieciak z niesamowitymi umiejętnościami harcerskimi - zdobył chyba wszystkie możliwe sprawności harcerskie. Sam jest dręczony przez swoich przybranych braci, a także przez innych harcerzy z drużyny. Spotyka Suzy podczas uroczystości kościelnej i przez rok tworzą razem plan ucieczki."

Mimo młodego wieku, obie dziecięce gwiazdy zaangażowały się w produkcję filmu całym sercem. Oboje nauczyli się na pamięć scenariusza jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć.

"Słyszałam wiele razy od różnych osób, że mam dobrą pamięć" - mówi Hayward, - "wiec nauczenie się roli nie zajęło mi dużo czasu. Czytałam scenariusz wciąż od nowa, aż do momentu, kiedy wiedziałam, że umiem wszystko na pamięć."

Zanim rozpoczęli pracę na planie, młodzi aktorzy odbyli wiele wspólnych prób. Przygotowanie do roli wiązało się z czymś więcej, niż tylko opanowanie tekstu. Wes Anderson chciał, żeby odkryli swoich bohaterów, żeby czuli się komfortowo będąc nimi i żeby zrozumieli dlaczego Sam i Suzy zrobili to, co zrobili, więc zadał im także prace domowe.

Gilman opowiada: "Brałem lekcje kajakarstwa, byłem na kilku treningach karate,

a także uczyłem się gotować - w filmie są sceny, w których gotuję na wolnym ogniu."

Jako, że akcja filmu rozgrywa się w 1965 roku, Gilman dostał dodatkowe zalecenia od reżysera: "Wes kazał mi obejrzeć film z Clintem Eastwoodem "Ucieczka z Alcatraz", który jest osadzony w realiach 1963 roku. Jest naprawdę bardzo dobry. Powiedział też, żebym korzystał z porad moich rodziców, którzy dorastali w latach sześćdziesiątych."

Hayward mówi: "Wes kazał mi i Jaredowi pisać listy do siebie, ponieważ Sam i Suzy korespondują ze sobą przez ponad rok zanim wreszcie spotkają się twarzą w twarz. Chciał, żebyśmy zaczęli od ostatnich zdań, które kończą listy Sama i Suzy."

"W scenariuszu listy kończą się nagle, w połowie zdania" - dodaje Gilman. - "Wes pomyślał, że może moglibyśmy je dokończyć."

Jared Gilman i Kara Hayward, dzieci współczesnych czasów, realizowali swoje zadanie domowe pisząc do siebie e-maile. Nie spodobało się to Andersonowi, który szybko położył kres elektronicznej korespondencji. "Wydaje mi się, że maile były dla niego za mało autentyczne" - mówi Hayward. - "Chciał prawdziwych listów."

Tak więc młodzi aktorzy porzucili swoje komputery na rzecz tradycyjnej formy korespondencji i poświęcili się temu zadaniu w pełni. "Wiele się w ten sposób dowiedziałam o Jaredzie" - mówi Hayward. - "On jest taki zabawny."

"Listy Kary miały nawet małą etykietkę z nazwiskiem Suzy Bishop i zmyślonym adresem" - mówi Gilman.

Gdy rozpoczęły się zdjęcia Gilman odkrył, że najtrudniejszym elementem pracy na planie jest wstawanie świtem, a Hayward była bardzo zdumiona tym, że film nie jest kręcony chronologicznie, scena po scenie, tak jak w scenariuszu.

Kara wspomina: "Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, bo nigdy nie pracowałam na planie filmu, czy choćby reklamy. Moje jedyne doświadczenia to przedstawienia szkolne oraz spektakle, w których grałam na obozach wakacyjnych. Odkąd pierwszy raz przeczytałam scenariusz, wszystko, co się wydarzyło znacznie przerosło moje wyobrażenia. W czasie zdjęć najbardziej lubiłam obserwować innych aktorów podczas pracy. To było bardzo inspirujące."

"Osobą, która najbardzej pomogła mi wejść w postać był Wes" - kontynuuje aktorka. - "Mówił często: "To nie Kara zrobi to wszystko, co się zaraz wydarzy. To Suzy."

Biorąc przykład z koleżanki z planu oraz stosując się do sugestii reżysera, Jared Gilman codziennie przeobrażał się w Sama na planie. "Na planie, gdy tylko zamieniałem swoje okulary na okulary Sama i zakładałem jego traperską czapkę, stawałem się Samem" - wspomina młody aktor.

Podczas jednego z weekendowych wolnych dni, Anderson zaprosił parę młodych aktorów do swojego biura, żeby pokazać im ostatnie zmontowane sceny i przedyskutować z nimi relacje między ich filmowymi postaciami. Jak zauważa Gilman: "Wes ćwiczył z nami poszczególne sceny, ale nie tą, w której się całujemy. Chciał, żeby to wyszło możliwie najbardziej naturalnie, bo w filmie jest to pierwszy pocałunek Sama i Suzy."

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy