Reklama

"Kinsey": KOMPLETOWANIE OBSADY

Gdy Bill Condon ukończył scenariusz oparty na biografii Alfreda Kinseya, na myśl przychodził mu tylko jeden aktor, który mógłby sprostać tak ważnej tytułowej roli, ewoluującej przez kilka dziesięcioleci. Był to Liam Neeson, aktor nominowany do Oscara, najbardziej znany jako odtwórca postaci Oskara Schindlera w filmie „Lista Schindlera”. - Liam to człowiek niezwykle obdarzony przez naturę, to urodzony przywódca – mówi Condon. - Jest jak delikatny olbrzym, z ponadprzeciętnymi aktorskimi zdolnościami do wyrażania najbardziej skomplikowanych wewnętrznych przeżyć postaci, które portretuje na ekranie.

Reklama

Neeson wiedział, że ta rola to wielkie wyzwanie ale natychmiast się nią zainteresował. - Podobało mi się, że Kinsey był indywidualistą, który zauważył ogromna lukę w ludzkiej wiedzy i przystąpił do naprawy tej sytuacji, nie zważając na kontrowersje, które wokół niego narastały – mówi. - Żył w czasach niezwykłych dla naukowych odkryć, które pozwalały na eksplorowanie nieznanych dotąd dziedzin. Pokazał światu, że to co myślimy, że ludzie robią a to, co naprawdę robią - to dwie bardzo różne sprawy.

Bezstronnośċ podejścia do postaci w scenariusza Condona również go oczarowała. - Autor nie stara się uczynić Kinsey’a świętym, nie unika kontrowersji – zauważa Neeson. - Zamiast tego pokazuje go jako skomplikowanego człowieka, obdarzonego niezwykłą siłą woli, wypracowaną etyką pracy a przede wszystkim obsesją, która, jak sądzę, jest typowa dla wszystkich, którzy mają aspiracje zmieniać społeczeństwo. Ale jeśli miałby reprezentować jakiś konkretny pogląd byłby to z pewnością szacunek dla indywidualności, dla niepowtarzalności. Uważam, że jego historia jest naprawdę godna uwagi.

Gdy Neeson zgodził się zagrać w filmie, Condon i Mutrux wysłali mu ogromne pudło najważniejszych danych jakie Condonowi udało się zebrać podczas 5-letnich studiów na temat życia i pracy Kinsey’a. Była to niewiarygodna ilość materiału do przeczytania, przemyślenia i przyswojenia – przyznaje Neeson – ale okazało się to bardzo pomocne. Podobnie jak Condon, Neeson spotkał się z kilkoma żyjącymi współpracownikami Kinseya, pragnąc jak najwierniej oddać na ekranie gestykulację i maniery swojego bohatera. Ale ta fizyczność była dla Neesona tylko punktem wyjścia.

- Próbowaliśmy odtworzyć jego sławną fryzurę – komentuje Neeson. - Kinsey miał niesamowite włosy, które sterczały jak pole pszenicy i samo to zdradzało już jakąś cząstkę jego osobowości. Trudno to wyjaśnić, ale to mi uświadomiło, że było w nim coś z artysty. Jako dziecko cierpiał na krzywicę, co zaowocowało skrzywieniem kręgosłupa. Musiałem więc przyjąć lekko zgarbioną postawę.

Ale gdy przyszło do przeniesienia na ekran sławnej ekscentrycznej, charyzmatycznej i czasami szorstkiej osobowości Kinsey’a, Nesson przyznaje, że musiał „w dużym stopniu użyć swojej wyobraźni”. Aktor wyjaśnia: - Ta rola poruszyła każdy mięsień i nerw w mojej duszy i ciele. Musiałem sięgnąć głęboko do jego i własnej psychiki by w pełni ożywić tę postać na ekranie. To była ciężka praca ale ja lubię ciężko pracować.

Neeson dopatrzył się w scenariuszu także niekonwencjonalnej historii miłosnej pomiędzy Kinseyem a jego żoną, choć ich 35-letni związek trudno nazwaċ spokojnym. - Mimo kontrowersji jakie ich otaczały, Kinsey był żonie bardzo oddany i to z wzajemnością. Łączyło ich niezwykłe partnerstwo, trwałe, oparte na obustronnym szacunku. Udało im się wychować trójkę wspaniałych dzieci, pomimo pracy, która pochłaniała ich oboje. W tym filmie zobaczycie jak prawdziwa więź ich łączyła i jak była dla nich ważna.

„Kinsey” to trzeci wspólny projekt Liama Neesona i Laury Linney, która wciela się w postać Clary, żony Kinseya. Oboje wystąpili razem w udanym broadway’owskim wznowieniu klasycznej sztuki Arthura Millera „Czarownice z Salem” oraz w filmie „To właśnie miłość”. Swoboda, z którą występują wspólnie podsycała dynamizm, którego Condon oczekiwał, a który byłby w stanie ukazać swobodny ale jednak bliski związek pomiędzy Kinseyem a Clarą.

- Laura to osoba, której silny charakter widoczny jest też na ekranie – mówi Condon. - To było szczególnie ważne w przypadku Clary ponieważ to właśnie jej oczami widzimy Kinseya i ona pomaga nam go zrozumieć. Oczywiście bohaterka ma również własne skomplikowane pragnienia, które Laurze udało się bezbłędnie przekazać.

Linney była pod wrażeniem bohatera filmu. - Alfred Kinsey i jego praca były ogromnie interesujące a efekty jego działań są naprawdę niezwykłe – mówi Linney. - Sądzę, że nie doceniamy następstw jego pracy i jej wpływu na nasza kulturę, bez względu na to, jak ją oceniamy.

Clara spodobała się aktorce jako niezależna, otwarta kobieta, która daleko wyprzedza swoje czasy. - Była niezwykła – stwierdza Linney. – Oboje byli wspaniałymi ludźmi, unikalnymi, myślącymi, błyskotliwymi i bardzo ludzkimi - . W przeciwieństwie do Alfreda Kinseya, niewiele napisano o Clarze Kinsey, co dało Linney okazję do stworzenia tej postaci zgodnie z jej własnymi przemyśleniami.

- Podstawową rzeczą, jakiej dowiedziałam się z jej opisów to fakt, że była to kobieta o wielkim sercu, głęboko kochająca swojego męża – zauważa Linney. - Ale zdałam sobie sprawę, że Clara pociągała Kinseya swoim zainteresowaniem zarówno w sprawami seksu jak i miłości. To ona jest tą która pyta: Jak miłość ma się w tym wszystkim odnaleźć? Jak oddzielić miłość od seksu i czy to w ogóle możliwe? Clara odgrywa bardzo ważną rolę w rozwoju Kinseya, nie tylko jako naukowca ale i człowieka.

Choć Clara musiała się mimo woli pogodzić z pracoholizmem męża i jego otwartymi seksualnymi flirtami, Linney wierzy, że Kinsey’om udało się stworzyć nowoczesny typ małżeństwa. „Prok i Mac zmieniali się i dojrzewali razem, co, jak wierzę, jest kluczem do udanego związku – mówi. - To ich testament, dowód ich miłości i wzajemnego szacunku. Dzięki temu byli zdolni rozwijać się w sposób, który, jak sądzę, szokował i zaskakiwał ich oboje.

Gdy obsadzono już role Kinseya i Clary, filmowcy zajęli się ekipą badaczy, z którą para była intymnie (w dosłownym tego słowa znaczeniu) związana. Do ról współpracowników Kinseya Condon i Mutrux wybrali trzech uznanych aktorów: Chrisa O’Donnella, Petera Sarsgaarda i Timothy’ego Huttona. Bill Condon uważał, że każdy z nich prezentuje cechy odzwierciedlające charaktery prawdziwych postaci. - Gdy słyszałem wywiady z Pomeroyem, Martinem i Gebhardem, byłem zaskoczony ich zdecydowanym, środkowozachodnim akcentem – wyjaśnia Condon. – To jeszcze podkreśla jak niezwykłe jest, że owe sławne wydarzenia rozegrały się właśnie w centrum kraju i mimo toczącej się wojny.

Condon kontynuuje: - Timowi udało się stworzyć kogoś w rodzaju środkowozachodniego rozpustnika, dużo bardziej eleganckiego i wykształconego niż pozostali dwaj ale równie hulaszczego, co bardzo mi się podobało – mówi Condon. - Chris zawsze był porządnym chłopakiem z sąsiedztwa ale potrafi stworzyć dużo bardziej skomplikowane postacie, co, jak sądzę, udało mu się teraz pokazać. A Peter jest prawdziwym oryginałem. Istnieje niezwykły rozdźwięk pomiędzy postacią, którą odtwarza a nim samym. Filmowy bohater jest mocno osadzony w swoich czasach, ale jest też szczery i otwarty. Peter także ma podobne cechy choć jest typem nad wyraz współczesnym. Podobał mi się sposób w jaki wszyscy trzej aktorzy stworzyli tak różnorodne, wyraziste postaci. I wszyscy trzej mają niezwykłe, bardzo niebieskie oczy.

Peter Sarsgaard, który gra Clyde’a Martina zaangażował się w projekt z wielu powodów. - Przeczytałem scenariusz i stwierdziłem, że jest fantastyczny. Dotyczy tematyki, która niezmiernie mnie interesuje. Poza tym pracowałem już z Liamem Neesonem na planie „K-19” i bardzo miło to doświadczenie wspominam. Wszystko przemawiało za tym, że to projekt w sam raz dla mnie. Było chyba z 20 powodów i wszystkie mówiły „tak”

Przygotowując się do roli, Sarsgaard poznał intrygująca historię ekipy Kinsey’a – ich metody badawcze i sieć związków jaka ich otaczała. - Jakieś trzy dni po tym, jak Bill zaoferował mi rolę, otrzymałem przesyłkę z Fedexu, w którym znalazłem mnóstwo materiałów o Kinsey’u: kasety audio i wideo, w tym domowe filmy i dokumenty a także książkę „Taking a Sex History”, w której powstanie zaangażował się Pomeroy. Była to prawdziwa bomba informacyjna i wspaniały punkt wyjścia”.

Sarsgaard, który już wcześniej grał autentyczne postacie w tak pamiętnych filmach jak „Nie czas na łzy” i „Pierwsza strona” wiedział już, że nawet drobny szczegół dotyczący bohatera może zapoczątkować udany proces jego odtworzenia na ekranie. - W przypadku filmu „Kinsey” była to fotografia – wyjaśnia Sarsgaard. „Na zdjęciu widnieje Clyde bez koszuli, ze spodenkami podciągniętymi po sam pępek a obok niego Kinsey, w samych slipkach. Niby nic wielkiego ale dało mi to pogląd na łączące ich stosunki. Taki drobny szczegół, który potrafi zainspirować. - Inną sprawą, która równie inspirowała aktora była praca z Liamem Neesonem. - Ma w sobie moralną uczciwość i silne przekonania – mówi Sarsgaard. - Liam ma powagę, której nie musi na siłę kreować. Po prostu taki jest i dlatego był idealny do tej roli.

Kiedy Chrisowi O’Donnellowi zaproponowano rolę Pomeroya nie słyszał wcześniej o Kinsey’u i był pod wielkim wrażeniem tego, czego dowiedział się o tym człowieku i jego pracy. - To niesamowite, że ten mężczyzna przez kilka lat był jednym z najbardziej znanych ludzi na świecie a ja nigdy o nim nie słyszałem – mówi O’Donnell. - Scenariusz i moje własne poszukiwania były więc dla mnie swoistą lekcją historii. Sądzę, że to bardzo interesujące, że kiedy Kinsey rozpoczynał swój projekt, naukowcy zajmowali się zwyczajami godowymi wszystkich znanych im zwierząt ale nikogo nie interesowali ludzie. To niesamowite, że musiało do tego momentu upłynąć tak dużo czasu.

Im więcej O’Donnell czytał, tym lepiej rozumiał powody dla których ktoś taki jak Pomeroy ryzykował własną karierę dla pracy z Kinsey’em. - Kinsey miał w sobie niezwykłą pasję i sądzę, że była ona bardzo zaraźliwa. Z tego, co przeczytałem wynika, że Pomeroy poszedł na jego wykład, był pod wielkim wrażeniem tego, co mówił Kinsey i jego charyzmy. Po prostu musiał wziąć w tym udział. Jednocześnie O’Donnell podkreśla: - Związki pomiędzy asystentami a Kinseyem były niezwykłe. Wychodziły daleko poza relacje pracownicze, dotykały sfery prywatnej w takim stopniu, że musiało to być bardzo skomplikowane emocjonalnie.

Timothy Hutton słyszał o Kinseyu i jego pracy zanim jeszcze poproszono go o zagranie Gebharda. Aktor uznał, że czas na nakręcenie takiego filmu nie mógłby okazać się lepszy. - Scenariusz dotyka wielu tematów – wyjaśnia. - Jest biograficzną opowieścią o Alfredzie Kinseyu połączoną z kilkoma historiami miłosnymi. Ale jest to także obraz tamtych czasów, kraju, kultury. Wszystko tu jest, w dodatku pięknie przedstawione. Sądzę, że tak jak raporty Kinsey’a odbiły się szerokim echem po ich publikacji, tak samo stanie się w przypadku tego filmu.

Hutton również otrzymał od Condona i Mutrux pudło z materiałami, które przeglądał z ogromnym zainteresowaniem. Jednym z jego spostrzeżeń było to, że - Kinsey wykazał się mądrością wybierając Pomeroya, Martina i Gebharda, ponieważ zobaczył w każdym z nich coś, co może przyczynić się do rozwoju badawczego procesu. Jeden z nich musiał być niezwykle biegły w prowokowaniu do wyjawiania seksualnych historii, do otwarcia się ludzi na intymne sprawy. Drugi był pewnie świetnym organizatorem a trzeci socjologiem. To bardzo trudne skompletować taką ekipę, szczególnie gdy w grę wchodzą tak specyficzne badania.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Kinsey
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy