Reklama

"Kill Bill: Volume 1": Q. T. ZNOWU PŁAWI SIĘ WE KRWI

Wielu zastanawia się, czy "Kill Bill" nie będzie bardziej krwawy niż "Pulp Fiction" i "Wściekłe psy" razem wzięte, zwłaszcza po ujawnieniu rewelacji, że w jednej ze scen ginie w walce na miecze ponad 100 ludzi! Na życzenie Tarantino krew jest wyjątkowo jaskrawa!

"Zwracam szczególna uwagę na krew, wiec w zależności od sceny używamy odpowiedniej mieszanki. Nie chcę krwi stosowanej przy kręceniu horrorów. Chcę krwi samurajskiej. Nie można wylać na miecz trochę syropu malinowego i oczekiwać, że będzie to dobrze wyglądało. Trzeba mieć specjalny rodzaj krwi, który zobaczyć można jedynie w filmach samurajskich" - mówi Tarantino.

Reklama

Lucy Liu grająca O-Ren Rishi uważa, że przemoc może być środkiem artystycznej ekspresji.

"Ten film jest pełen przemocy. Myślę, że widzowie będą z niego wychodzić, albo wymiotować. Z drugiej strony nadmiar przemocy sprawia, że nie tylko obojętniejemy na nią, ale wręcz zaczynamy się śmiać. Jest tam taka brutalna scena, w której kolory zmieniają się w czerń i biel, a krew wygląda jak olej. Na tym polega sztuka. Można ją przenieść na każdy poziom i pokazać, czym jest przemoc, w tak przerysowany sposób, że zaczyna się o niej myśleć jak o pewnym języku. Jeżeli wybieracie się na Kill Bill, to wiecie, że zobaczycie tam sceny przemocy - to wasz wybór."

Szefowie Miramaxu i sam reżyser stawiają na wielką rzeszę fanów Tarantino, którzy od niemal 10 lat czekali na piąty film mistrza i prawdopodobnie obejrzą go kilkukrotnie.

Według Paula Dergarabediana, szefa Exhibitor Relations, firmy analizującej zyski z box-office’u, Tarantino jest skazany na sukces, bo ma "nowatorskie podejście, dzięki któremu wprowadza widzów w zupełnie nowe obszary".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Kill Bill: Volume 1
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy