Reklama

"Kawa i papierosy": BOHATEROWIE

„Kiedy jesteś ‘cool’ jesteś ‘cool’ a „Coffee and Cigarettes” jest ‘cool’ na 100%. Wschodzący guru nowojorskiego filmu, Jim Jarmush, uraczył swoich wyznawców jedenastoma spokojnymi epizodami, których obsada to aktorzy i muzycy, z których prawie każdy wcześniej już grał u Jarmuscha. Poszczególne części łączy tylko to, że występują w nich nietypowi goście, siedząc przy stole, paląc papierosy, pijąc małą czarną i rozmawiając. Taka niekonwencjonalna koncepcja filmu i trochę ironiczny humor nie każdemu mogą się podobać. Może się okazać, że tylko fani Jarmuscha wypełnią sale kinowe. Największy sukces odniosły mini-komedie z bardzo subtelną puentą. Pozostałe epizody trudno nawet zakwalifikować jako skecze. Trzy części nakręcone w 1986, 1989, i 1993 roku zostały wydane wcześniej jako filmy krótkometrażowe.

Reklama

Epizod z 1986 roku jest pierwszym w „Coffee and Cigarettes”. Młody, naładowany energią Roberto Benigni zagaduje nieznajomego (Steven Wright) i oferuje mu, że pójdzie za niego do dentysty. Łamana angielszczyzna Benigniego i wręcz irytująca grzeczność gwarantują sukces całości.

Następnie widzimy jak Steve Buscemi, grający kelnera-prostaczka w knajpie w Memphis, zamęcza dwoje bliźniaków gadaniną o Elvisie Presleyu. Bliźniacy (Cinque i Joie Lee), którzy pochodzą z dużego miasta i są w Memphis tylko przejazdem, w końcu tracą cierpliwość. Ten film był nakręcony w 1989 roku.

Trzeci epizod „Coffee and Cigarettes III: Gdzieś w Kaliforni” przyniosła Jarmuschowi Złotą Palmę w 1993 roku za najlepszy krótki film. Dwaj muzycy, Tom Waits i Iggy Pop, siedzą przy stole w jakiejś spelunie, palą papierosy gadając o rzucaniu palenia i martwią się, że w szafie grającej nie ma ich piosenek.

Pozostałe skecze to mieszanina nowych pomysłów połączonych w film pełnometrażowy. W najlepszych scenach występują profesjonalni aktorzy i epizody te przypominają raczej krótkie historyjki. Pozostałe, zbudowane tylko na ekscentryzmie swoich bohaterów są raczej bezbarwne. Pojawianie się tych samych motywów – tak jak medycyna alternatywna, czy wpływ kawy na lepsze sny – sugeruje, że bohaterzy różnych części, pozornie nie mający ze sobą nic wspólnego, są ze sobą jakoś mistycznie powiązani.

Cate Blanchett gra zarówno zachowawczą gwiazdę, jak i jej zazdrosną kuzynkę, której się nie poszczęściło w życiu. Spotkanie ma miejsce w hotelowej recepcji. Uboga kuzynka gra w zespole rockowym, o którym nikt jeszcze nie słyszał jest niezwykle zabawna.

Podczas innego spotkania, też niełatwego, które jest prawdopodobnie najlepszą częścią całego filmu, aktorzy Alfred Molina i Steve Coogan grają samych siebie. Molina jest bardzo podekscytowany swoim odkryciem, obaj ma wspólnego przodka. Coogan, który gra w brytyjskim serialu „I am Alan Partridge” nie traci nerwów i próbuje się grzecznie wymknąć ze spotkania, zamieniającego powoli się w koszmar. Na końcu jednak jego snobizm zostaje boleśnie ukarany.

Kolejny epizod to parodia samego siebie. Bill Murray udaje lekko szurniętą gwiazdę nieudolnie ukrywającą się przed innymi. Błaga raperów Rza i Gza z Wu Tang Clan by go nie wydali.

Aktor teatralny, Taylor Mead i mało znany Bill Rice podsumowują film w finałowej scenie, która wygląda jakby była wyjęta ze sztuki Samuela Becketta, gdzie optymistycznie wychwala się życie nawet wtedy, gdy czuje się, że świat się oddala. Ten paradoks ładnie podsumowuje mistycyzm Jarmuscha.”

Deborah Young (‘Variety’)

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Kawa i papierosy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy