Reklama

"Karen płacze w autobusie": KOMENTARZ REŻYSERA

Pomysł na Karen zrodził się dzięki brakowi samochodu w moim życiu. To zmusiło mnie do niekończących się - należy zwrócić uwagę na koszmar komunikacyjny w Bogocie - wycieczek autobusami po mieście. Czytając z twarzy przechodniów, ich ubrań, gestów, ruchów I ekspresji próbowałem odgadnąć historie ich życia. Dla zabicia czasu wymyśliłem historię z motywami familijnymi, socjalnymi, konfliktowymi a nawet politycznymi. Największy problem polegał na tym, że nigdy nie wiedziałem, czy moje wymysły były trafne.

Pewnego dnia zwróciłem uwagę na twarz młodej kobiety, siedzącej naprzeciw przejścia. Ślepo patrzyła w przestrzeń. Jestem pewien, że w jej oczach nie odbijał się krajobraz miasta (chodniki zatłoczone ludźmi, samochody stojące w korkach, matka okrutnie karcąca dziecko, bezpardonowo przy wszystkich całująca się młoda para). Zatapiała się w swoich myślach, zapominając o przechodniach jak aktorka zwykła się zapominać przed wielkim cyklopem, którym jest kamera). Nie mogąc utrzymać emocji na wodzy, kobieta zaczęła subtelnie płakać, zwracając tym uwagę tłumu, jakby budząc w nim magiczny respekt. Nie patrzyłem na nią chyłkiem, zacząłem się w nią wgapiać i czułem, że kusi mnie, żeby do niej podejść i zapytać, co takiego sprawiło, że tak płakała; być może zaprosić ją na kawę i cierpliwie wysłuchać opowieści o tym, jakie myśli pojawiają się w zakątkach jej duszy, stać się chusteczką do otarcia łez, przyjacielem, nawet kochankiem ale nieśmiałość mi na to nie pozwoliła. Musiałem dopisać historię do tego zdarzenia przed ekranem zimnego komputera.

Reklama

Kiedy siedziałem przed komputerem do głowy wpadało mi kilka pomysłów. Byłem pewien, że szloch naszej młodej kobiety spowodowało pełne sentymentów rozstanie. W tamtym momencie rozwijał mi się w głowie pomysł na historię pani domu, która decyduje się odejść od męża i rozpocząć nowe życie. Kiedy napisałem pierwszą wersję scenariusza, zdałem sobie sprawę, że napisałem praktycznie drugą część "Doll's house" Ibsena. To z kolei sprawiło, że zacząłem się zastanawiać nad kolejnym pytaniem: co mogłoby się stać po tym, jak Nora zamknęła drzwi, zostawiając za nimi swojego męża? I wtedy, analizując nowe wnioski, utworzyłem drugą wersję, która nadała kształt reszcie poprawek, przychodzących z czasem. Jednak pozostał lakoniczny temperament, jaki sobie wyobrażałem z połączenia Nory Helmer i Anny Kareniny. Nora, sprzątaczka, która buntuje się, żeby być niezależną i Anna, pełna odwagi, żeby realizować się i przezwyciężać uprzedzenia moralne jak i hipokryzję społeczeństwa, niedoceniającego kobiet.

Kiedy skończona była ostateczna wersja scenariusza, bałem się, że społeczeństwo nie będzie w stanie zrozumieć historii Karen. Społeczeństwo, które nie chce zauważyć, że ona ciągle jest, nawet żyjąc nieświadomie w schemacie zachowań gender. Czy kobiety mogłyby się identyfikować z Karen? Czy historia Karen jest staroświecka i wydaje się pozbierana z gruzów? Zaskakująco wiele kobiet, które poznały projekt jako pierwsze, odnajdowały w bohaterce siebie. O wiele więcej, niż się tego spodziewałem. I to pchnęło mnie do zrobienia tego filmu.

Jednak nie miałem zamiaru zrobienia dokumentu o problemach dzisiejszego społeczeństwa. Chciałem zrobić film o zwykłej kobiecie. A zaskoczyło mnie, że większość kobiet, które widziały film, identyfikowały się z Karen.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Karen płacze w autobusie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy