Reklama

"Kapitan Corelli": SZUKAJĄC OBSADY

NICOLAS CAGE JAKO KAPITAN ANTONIO CORELLI

Nicolas Cage, który ma w dorobku tak różne dokonania jak oscarowa kreacja w „Zostawić Las Vegas”, intymne studium psychologiczne, a jego ekranowe dokonania obejmują takie kreacje, jak „Ciemna strona miasta” czy udział w przebojach „Twierdza”, „Bez twarzy” czy „60 sekund”, został wybrany do roli Corellego ze względu na swą umiejętność obrazowania przemian zachodzących w człowieku.

„Ta postać różni się od tych, jakie dotąd grałem. Corelli jest pełen życia - niczym chłopiec. Ale niszcząca rzeczywistość wokół sprawia , że życie przestaje być jedną wielką zabawą. Gdzieś w międzyczasie Corelli staje się mężczyzną” - mówi Cage. W trakcie zdjęć na Kefalinii kreacja Cage’a nabrała dodatkowych znaczeń: „Poczułem się związany z tamtejszymi duchami. Czułem się bezpieczny, bowiem odniosłem wrażenie, że one chcą, bym właśnie tak opowiedział tę historię”.

Reklama

Zdaniem Maddena, Cage jest idealny do roli Corellego: „Nicolas jest znakomitym aktorem, bez wysiłku osiąga poziom emocjonalny niezbędny do tej roli. Jest pełen pasji, zmuszając się do nauki gry na dziwnym instrumencie i do mówienia w obcym sobie dialekcie. Jednocześnie potrafi być ujmujący, pełen wdzięku i romantyzmu, posługuje się swoim poczuciem humoru niby niebezpieczną bronią, niczego się nie boi - potrafi zaciągnąć publiczność w ciemny zaułek, aby sprawdzić jej uwielbienie. Potrafi też współpracować z ekipą, patrzy na poszczególne sceny z pewnej perspektywy, przewidując przyszłe rozwiązania, przez co nabierają one życia”.

Uczucie, jakie połączyło Corellego i Pelagię, przyprawia o mocniejsze bicie serca. Tak wyjaśnia to Madden: „Corelli jest człowiekiem nieokiełznanym: ruchliwy, radosny, skory do zabawy, spontaniczny, bardziej od wojny i jej mechanizmów interesuje go brzmienie mandoliny, od broni woli uczenie swoich ludzi kolejnych arii Pucciniego. Zakochuje się bez pamięci w Pelagii, która jest już zaręczona z partyzantem Mandrasem, walczącym o wyzwolenie swej ojczyzny spod tyranii okupanta. Kiedy wojna zaczyna zalewać ten delikatny i piękny świat, Corelli odkrywa w sobie kogoś całkiem innego, gotowego bronić wyspy, którą zamierzał podbić, zanim wojna obedrze go ze wszystkiego, a zwłaszcza z miłości swego życia”.

„Corelli - mówi Cage - stał się okazją do pokazania Włochów takimi, jakimi są naprawdę - ich zamiłowanie do muzyki, kreatywność, a zarazem niechęć do przemocy. Cóż, Włosi nigdy nie byli dobrymi żołnierzami.”

Obok noszenia wełnianych mundurów w 40-stopniowym upale, jednym z najtrudniejszych zadań Cage’a na planie była nauka gry na mandolinie: „Nie mam ani doświadczenia, ani zdolności muzycznych. Musiałem więc zaatakować mandolinę z marszu i zwyciężyć poprzez ćwiczenie. Musiałem zapamiętać, jak naśladować mojego nauczyciela w trzech czy czterech melodiach”.

PENÉLOPE CRUZ JAKO PELAGIA

Kluczową postacią filmu jest Pelagia, która zmienia się z niewinnej dziewczyny w kobietę, ze spokojem przyjmującą wojenne doświadczenia. Zdaniem Maddena aktorką, która potrafi precyzyjnie pokazać to pomieszanie nadziei i bezradności, jest hiszpańska gwiazda Penélope Cruz. Cruz wspomina swoją pierwszą reakcję po przeczytaniu scenariusza „KAPITANA CORELLEGO”: „Poczułam, że chcę jednocześnie śmiać się i płakać. I że chcę to przeczytać jeszcze raz. W tej historii jest mnóstwo serca”.

Madden był zaskoczony sposobem, w jaki Cruz wcieliła się w swoją rolę: „Penélope całkowicie ożywiła postać z książki. Od każdego jej gestu zależy to, jak odczytamy całość. Przyciąga do siebie publiczność, bardziej przeżywając niż pokazując doświadczenia swojej bohaterki. To umiejętność właściwa jedynie dla aktorów wybitnych. Ma w sobie charyzmę i autentyczny polor, a także prostotę, z jaką oddaje każde emocjonalne zawirowanie swojej postaci”.

Równie gorąco chwali swoją partnerkę Nicolas Cage: „Patrzeć na jej grę to tak, jakby patrzyło się na czyjeś życie, na kogoś, kto istnieje naprawdę. Jest bardzo utalentowana, ma w sobie niezwykle szeroki wachlarz emocji”.

Kiedy Pelagia i Corelli spotykają się, on jest wrogiem, ale to wcale nie odpycha jej od niego: „To jest tak, jakby spotkało się kogoś dobrze znanego, być może poznanego w poprzednim życiu - wyjaśnia aktorka. - Nie wiadomo, co o tym myśleć, ale czuje się właśnie ten rodzaj fizycznego pociągu. Pelagia nie chce dopuścić do siebie tych uczuć, ale siła natury wzajemnie ich do siebie przyciąga. Podobnie dzieje się z jej ojcem, który nieoczekiwanie dla siebie zaczyna czuć sympatię do wroga. Sytuacja, w jakiej się wszyscy znaleźli, nie jest dla nich łatwa, choćby dlatego, że trudno wówczas podzielić się swymi wrażeniami...”.

Także relacje między ojcem i córką są tu niezmiernie ważne. „Są to silne więzi, bowiem Pelagia wychowywała się bez matki - mówi Cruz. - Ojciec obdarzył ją zaufaniem, co oznacza też szacunek i wolność. Wierzy, że ona również zostanie lekarzem. Przyznaję, że moje relacje z Johnem Hurtem na planie nabrały specjalnego znaczenia, stały się rodzinne. Myślę, że w dużym stopniu jest to zasługa Johna Maddena, reżysera wręcz magicznego”.

JOHN HURT JAKO DR IANNIS

„Jądrem tej opowieści jest silny związek ojca i córki, który potrafi wszystko przetrwać i zaleczyć rany zadane przez historię - wyjaśnia John Madden. - Głos doktora Iannisa - jego doświadczenie, świadomość straty i wiara w córkę - staje się głosem całej wyspy, miejsca zniszczonego i ciężko doświadczonego, które jednak zawsze budzi się do życia z nową nadzieją. Pomysł, by uzdrawiać, wynika zarówno z powołania medycznego, jak i ze świadomości mitologii Kefalinii. To leży u podstaw ojcowskiej interwencji i poszukiwania uzdrawiającego balsamu. To dlatego pisze list do Corellego.

Ta historia to poszukiwanie równowagi między praktyką i humanizmem. Chociaż miejscowa kultura oparta jest na wierze, doktor Iannis nie jest osobą wierzącą, ale to on staje się ośrodkiem moralności w tym filmie. Chociaż kapitan był najeźdźcą i okupantem, Iannis natychmiast czuje, że to człowiek wart jego córki”.

Aby zagrać Iannisa, John Hurt musiał zapuścić wąsy. „Grecy są bardzo dumni ze swoich wąsów - zwierza się Hurt. - Są one ważną częścią ich oblicza”. Aktor musiał także wyćwiczyć stosowny akcent i sposób wymowy: „To bardzo istotne. Pamiętamy ludzi nie z twarzy, ale z dźwięku ich głosu. Aby się tego nauczyć, nie ma wypróbowanej metody. Cały czas słuchałem. Doktor Iannis jest niemal prorokiem, jego przeczucie historii i tego, co się może wydarzyć, czyni zeń prawie antyczny chór. Jakkolwiek jest członkiem swojej społeczności, jednocześnie pozostaje z boku. Nie tylko dlatego, że społeczność jest religijna, a on nie. Jego oddanie córce, pacjentom i swojej pracy jest wręcz nienormalne. To on zauważa, że Corelli jest mniej zainteresowany tym, by zostać zwycięzcą, niż samą radością życia”.

Hurt opowiada o zdjęciach na Kefalinii: „Usiadłem i rozejrzałem się wokół, na ten pocztówkowy widok zatoki i wtedy przyszło mi do głowy, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę i to całkiem niedawno, jeszcze za mojego życia”. Fabuła ma wiele wątków, lecz zdaniem Hurta przede wszystkim opowiada o miłości: „To nie jest zwyczajny melodramat, to traktat o tym, że gdyby nie było miłości, nie byłoby po co żyć”.

CHRISTIAN BALE JAKO MANDRAS, DAVID MORRISSEY JAKO WEBER

Christian Bale i David Morrissey, grający odpowiednio Mandrasa i Webera, również zaczynają rozmowę od podziwu nad pracą reżysera. „Stworzył wspaniałą atmosferę wokół aktora: czujesz się bezpieczny, możesz grać, próbować, eksperymentować - zawsze znajdzie czas, by cię wysłuchać - mówi Morrissey, który już pracował z Maddenem. - Wierzysz także w jego instynkt, więc jeśli podejdzie do ciebie po ujęciu lub rzuci kilka uwag, wierzysz mu bez ograniczeń”.

Rola greckiego partyzanta Mandrasa szczególnie urzekła Christiana Bale’a: „Tylko on symbolizuje tu Grecję - przyznaje z poczuciem dumy - co potwierdzili miejscowi”.

Kiedy opowieść się rozpoczyna, Mandras jest rybakiem: „Żyje sobie spokojnym, prostym życiem, znając wszystkich i znany wszystkim aż do chwili, gdy wojna zmusza go do poznania świata poza Kefalinią. To, co zobaczył, stropiłoby nawet najbardziej światowego człowieka, a cóż dopiero mówić o takim prostym rybaku jak on”.

Bale nie korzystał z żadnych szczególnych technik w konstruowaniu swojej postaci. „Robiłem tylko to, do czego sam byłem przekonany” - mówi. W tym przypadku oznaczało to przeczytanie książki, studiowanie akcentu, stosowanie greckiej diety, naukę greckiego tańca i pobyt w Kefalinii. „Przeniknął mnie rytm tego miejsca. Miałem wrażenie, że nie będąc tam wcześniej, coś traciłem”.

David Morrissey mówi z równą pasją o postaci Webera - niemieckiego oficera, który obdarzył sympatią Corellego i innych Włochów, a następnie uczestniczył w ich zagładzie. Morrissey spędził najwięcej czasu z całej ekipy na studiach swojej postaci. „Chciałem się dowiedzieć, co spowodowało, że Gunter pokochał Corellego. Być może wcześniej musiał skrywać swoje zainteresowanie włoską muzyką, które wybuchło z całą siłą, kiedy spotkał Corellego. Przecież on wręcz zakochuje się w Corellim.

Musimy pamiętać, że to dramat historyczny, że ludzie, których gramy, nie mieli naszej wiedzy. Teraz wiemy, jak postępowali hitlerowcy, ale nawet nie wszyscy hitlerowcy wiedzieli, co robili inni, a niektórzy, jak Gunter, zaczynali się dopiero domyślać. Nie możemy też zapominać, w jakiej kondycji psychicznej byli Niemcy na początku II wojny światowej - przygnębieni przegraną I wojną i kryzysem. Gunter był człowiekiem swoich czasów. Ja miałem się wcielić w jego postać, a nie ją komentować”.

Morrissey uznał, że jego bohater, podobnie jak Albert Speer - prawa ręka Hitlera - czuł się niekochany, co „sprawiło, że gotów był się przyłączyć do jakiejkolwiek grupy, która by go zaakceptowała”. Nazizm zaspokajał tego typu potrzeby i zarazem żerował na nich.

Aktorzy uczestniczący w filmowej scenie masakry byli głęboko nią poruszeni - zwłaszcza Morrisey grający Webera, ponieważ to on, ich przyjaciel, pomagał ich zabijać. „To było piekielnie trudne - wspomina aktor. - Zdążyłem już poznać aktorów, którzy grali chłopców z „La Scali”. Mieszkaliśmy obok siebie i nawet wspólnie spędzaliśmy wieczory. To dobrzy aktorzy, nawet poza planem pracowali nad swoimi rolami i zawsze byli razem. John nakręcił tę scenę tam, gdzie rzeczywiście miała miejsce hitlerowska masakra. Odgłos broni maszynowej był przerażający. Trudno było wytrzymać na planie”.

IRENE PAPAS JAKO DROSOULA

Irene Papas, która zagrała Drosoulę, doświadczeniem i znaczeniem na planie dorównuje Johnowi Hurtowi. Jedna z największych greckich aktorek naszych czasów nie musiała pokonywać barier, które stanęły przed innymi aktorami. Tym nie mniej i ona miało do odrobienia swoją lekcję: „Według książki Drosoula pochodzi z Azji Mniejszej, gdzie panuje inna kultura niż w Grecji. Ludzie są tam czyści i zadbani, ubierają się kompletnie inaczej”.

Podobnie, jak inni aktorzy Papas wysoko sobie ceni pracę z Johnem Maddenem: „On pieści aktora. Od razu wiadomo, że jest po tej samej stronie. Obdarza cię zaufaniem, ale wiesz, że bacznie cię obserwuje. Nie oszukasz go”.

Christian Bale, który gra syna Drosouli, mówi o Irenie Papas: „Ona jest jak żywioł - wiecznie śpiewa, robi kawały. I nie hamowała się, kiedy w jednej ze scen miała mnie zwymyślać. Dziś mogę powiedzieć, że spoliczkowała mnie wielka Irene Papas”.

CHŁOPCY Z LA SCALI

W wyniku ostrej selekcji wybrano dziesięciu młodych Włochów do epizodycznych ról członków chóru śpiewających żołnierzy, podkomendnych kapitana Corellego. Pomysł wyszedł od de Bernieresa. Pełni życia intonują pieśni w każdej dogodnej chwili, komentując ją pieśniami Pucciniego i innych wielkich włoskich kompozytorów. Nazywano ich „La Scala” - od słynnego teatru operowego w Mediolanie.

Filmowi „La Scala” rekrutowali się spośród śpiewających aktorów o różnym doświadczeniu. Ich przygoda rozpoczęła się w Rzymie, gdzie spotkali się z reżyserem Johnem Maddenem i producentem Kevinem Loaderem. Przysłani przez agentów, którzy poinformowali ich, że kandydują do roli żołnierzy, byli zaskoczeni, że oczekuje się od nich śpiewania.

Część z nich to zawodowi muzycy, część nie, co zresztą było zamiarem twórców. „Nie chcieliśmy, by brzmiało to jak wyszkolony chór - mówi Paul Englishby, kierownik muzyczny filmu. - Zależało nam na tym, by sami dobrali sobie harmonię - niezbyt doskonale, za to z werwą i autentyczną pasją”. Kompozytor Stephen Warbeck był pod takim wrażeniem, że dostosował swoją partyturę do repertuaru chóru.

Ich rola miała także pewien aspekt militarny, który dodał znaczenia całej grupie. „La Scala” w zamierzeniu twórców była wyrazem hołdu dla tysięcy żołnierzy, którzy w 1943 roku stracili życie na Kefalinii. Dla możliwie największego autentyzmu Madden tak ułożył harmonogram zdjęć, by scena masakry była ostatnim ujęciem z ich udziałem. To była jedna z najtrudniejszych scen zarówno dla aktorów, jak i całej ekipy.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Kapitan Corelli
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy