Reklama

"Kandahar": MÓWI NILOUFAR PAZIRA - BOHATER FILMU

Zdjęcia kręciliśmy w irańskiej wiosce Niatak położonej przy granicy z Afganistanem. W wiosce nie było elektryczności, czystej wody i systemu odprowadzania ścieków. Większość mieszkańców była niedożywiona, a takie choroby jak gruźlica, malaria czy bronchit były codziennością. Pomimo to dla mieszkających we wsi afgańskich uchodźców, pamiętających warunki w zrujnowanym przez wojnę Afganistanie, był to prawdziwy raj na Ziemi. Aby umożliwić przyjazd ekipy do Niatak reżyser musiał uzyskać jak sam stwierdził pozwolenia od ”siedmiu różnych rządów w Iranie i poza nim.” Kiedy wreszcie się to udało i przyjechaliśmy na miejsce okazało się, że musimy jeszcze uzyskać zgodę na kręcenie filmu od władz wioski i przywódców każdej z mieszkających tam grup etnicznych. Władze Iranu chciały, by film pokazywał afgańskich uchodźców nie tylko jako ekonomiczny ciężar dla państwa, ale także jako ludzi społecznie niedostosowanych i potencjalnych przestępców. Przywódcy w wiosce mieli natomiast nadzieję, że dzięki filmowi wzmocnią pozycję swych grup w społeczności (…). Sytuacja afgańskich kobiet jest tragiczna. Kobieta o imieniu Lawangi brała udział w dwóch pierwszych dniach zdjęciowych. Trzeciego dnia nie pojawiła się jednak na planie. Odnaleźliśmy ją w domu jej krewnych. Wytłumaczyła nam, że dwa lata temu umarła jej matka i teraz musi zajmować się dwójką młodszych braci. Około południa przybiegła do mnie cała we łzach. „Przyjechał mój ojciec” - szlochała. „Zabije mnie, jeśli zaraz nie wrócę do domu. Muszę dla niego gotować. Bije mnie jakby zupełnie oszalał”. Pokazała mi posiniaczone ręce. Zapytałam, czy chce bym z nim porozmawiała. Wtedy zaczęła mnie błagać bym tego nie robiła. „Jeśli dowie się, że to ja ci o tym powiedziałam jeszcze mocniej mnie zbije. Nie przychodź do nas. Muszę już iść” - powiedziała. Nigdy więcej nie pojawiła się na planie. Pewnego dnia starsza kobieta krzyknęła do mnie: „Wracaj do domu, bezwstydnico! Jak ci nie wstyd publicznie rozmawiać z mężczyznami i pracować z nimi!? Inna kobieta prosiła bym porozmawiała z przywódcą grupy i przekonała go, by pozwolił kobietom wziąć udział w filmie. „Oprócz mnie mój mąż ma dwie inne żony. Cierpimy głód. Potrzebujemy pieniędzy” - tłumaczyła zmieszana. Przywódca grupy nie zgodził się jednak ze mną rozmawiać. Niewielu z pięciu tysięcy mieszkańców Niatak słyszało wcześniej o filmach, a jeszcze mniej je oglądało. Ciężko było więc im wytłumaczyć, jak mają się zachowywać na planie. Wiele czasu zabierało nam przekonywanie ich by zagrali w naszym filmie. Co gorsza nawet ci którzy, bądź to z ciekawości bądź dla pieniędzy, w końcu się zgodzili, następnego dnia zazwyczaj nie przychodzili na plan. Cały nakręcony materiał trafiał do kosza i trzeba było kręcić na nowo z innymi aktorami. Pewien staruszek, który był z nami przez cały okres trwania zdjęć opowiadał mi, że pozostali mężczyźni w wiosce szydzą z niego mówiąc, że się „sprzedał”. Mieliśmy także problemy z utrzymaniem porządku na planie. Mieszkańcy wioski traktowali naszą ekipę jak objazdowy cyrk i chcieli zobaczyć wszystko co robiliśmy. Rano Makhmalbaf był zawsze uśmiechnięty i spokojny. Pod koniec dnia zupełnie tracił głos od ciągłego pokrzykiwania na trudny do opanowania tłum. Poprzez ten film chciałam powiedzieć ludziom na całym świecie o zniszczeniu Afganistanu i cierpieniach jego mieszkańców. To kraj podzielony różnicami etnicznymi i językowymi, zrujnowany przez nieufność i liczne zdrady. Być może nasz film nie zwróci uwagi świata na problemy Afganistanu. Jednak nasz pobyt w wiosce to dobry początek, mała szczelina w murze obojętności. Dlatego właśnie chcę robić następne filmy o Afganistanie, tym razem jako reżyserka.

Reklama

„Sight and Sound” 2001/7

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Kandahar
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy