Reklama

"Jestem Bogiem": PRODUKCJA

Przeglądając pewnego dnia książki w jakimś antykwariacie, scenarzystka Leslie Dixon natrafiła na "The Dark Fields", porywający, ambitny thriller napisany przez Alana Glynna. Z miejsca zauważyła wielki potencjał powieści - co by się stało, gdybyś dostał do rąk narkotyk, który sprawiłby, że stałbyś się idealną wersją samego siebie? Narkotyk, który spowodowałby, że zacząłbyś używać 100% swego potencjału? Zażyłbyś go nie zważając na konsekwencje?

"Kupiłam książkę i zaczęłam ją czytać", wspomina Dixon. "Mniej więcej w połowie przeszedł mnie dreszcz podniecenia - zorientowałam się, że to idealny pomysł na hollywoodzki film. Ostatecznie kupiłam za własne pieniądze prawa do powieści i sama napisałam scenariusz, żeby sprawdzić, czy jestem w stanie sprzedać tę historię bez wchodzenia w żadne kompromisy. Jak widać, udało się".

Reklama

Prowokacyjna koncepcja opowieści wydawała się idealnym panaceum na Erę Informacji, w której niekończący się strumień danych rozpędza świat do niewiarygodnej prędkości. "Założenie wyjściowe może wyglądać na wyjęte z kina science fiction, ale taki rodzaj technologii już niedługo może być osiągalny", wyjaśnia Dixon, która jest również autorką scenariuszy do takich filmów jak "Pani Doubtfire", "Lakier do włosów" czy "Zakręcony piątek". "Jestem pewna, że istnieją naukowcy, którzy próbują stworzyć inteligentne narkotyki poprawiające pamięć, funkcje poznawcze oraz refleks".

Grany przez Bradleya Coopera Eddie Morra to pisarz osuwający się na krawędź desperacji. Poznajemy go w momencie, kiedy rzuca go dziewczyna, wydawca grozi mu zerwaniem kontraktu, chyba że dostarczy obiecywany manuskrypt powieści, a gospodyni chce go wyrzucić z domu. Kiedy stary kumpel podsuwa mu tajemniczą tabletkę NZT, Eddie nie zastanawia się długo i zażywa narkotyk. W efekcie przemienia się w pełnego pomysłów człowieka czynu i odnosi sukces, o którym zawsze marzył.

"Uważam, że większość ludzi, w tym także ja, zażyłoby taki narkotyk", mówi Dixon. "Ta koncepcja odzwierciedla to, co obecnie dzieje się w społeczeństwie. Ludzie zażywają leki takie jak Adderall, aby nabrać dodatkowej adrenaliny i fizycznego rozpędu. To ironiczne, że zamiast pozostać przy dobrej zabawie, zaczęliśmy postrzegać narkotyki jako sposób na ulepszanie własnego organizmu".

Dixon dodaje, że obserwowanie drogi od żebraka do sławnego bogacza, którą Eddie musi przebyć w filmie, to niesamowita przygoda. "Rzeczy, które robi po drodze, są tym, czego wszyscy pragniemy. Bez problemu przyswaja języki obce, uczy się w ciągu doby czytać nuty, kobiety padają mu do stóp, bo jest czarujący i zabawny. W momencie, kiedy do gry włączają się czarne charaktery, zaczynamy obserwować, w jaki sposób Eddie radzi sobie z przeszkodami. To równie fascynujące".

Dixon pokazała pierwszą wersję tekstu Scottowi Kroopfowi, producentowi, którego znała jeszcze z czasów swojego pierwszego scenariusza przerobionego na film "Zwariowane szczęście". "Założenie było niezwykle mocne, ale także świetnie rozpisane i pełne wybornego humoru", opowiada Kroopf, którego z miejsca zafascynowała idea "inteligentnego narkotyku". "Jestem pewien, że każdy choć raz zastanawiał się nad tym, ile wykorzystuje tak naprawdę swojego potencjału. I każdy chciałby zyskać lepszą koordynację ciała, szybciej się uczyć, przypominać sobie dawno zapomniane rzeczy. Dla Eddiego nagle wszystko staje się możliwe!", zachwyca się producent. Po czym dodaje: "Wiąże się z tym, oczywiście, pewna cena. Coś, co jest jak sterydy dla umysłu musi być z założenia niebezpieczne".

Dixon i Kroopf rozpoczęli poszukiwania odpowiedniego reżysera. Neil Burger, który wcześniej nakręcił "Iluzjonistę" oraz "Interview with the Assassin", zrobił na nich bardzo duże wrażenie swoim innowacyjnym podejściem. "Założyłem, że ta opowieść musi być całkowicie wiarygodna i jednocześnie chciałem wniknąć w umysł Eddie'ego; pokazać, w jaki sposób postrzega świat, kiedy jest pod działaniem narkotyku, w jaki sposób przetwarza informacje. W mojej głowie zrodziło się wiele niekonwencjonalnych pomysłów, żeby to pokazać", kontynuuje reżyser. "Neil bardzo chciał opowiedzieć tę historię na swój sposób, więc zaczął poszukiwać odważnych rozwiązań, które odbiegały od przyjętych standardów", dodaje Kroopf .

Burger pragnął stworzyć pełen emocji thriller z dodatkiem awanturniczego ducha. "Eddie zaczyna od bycia szarakiem bez perspektyw na przyszłość, a kończy jako król świata", wyjaśnia reżyser. "Kiedy po raz pierwszy przeczytałem scenariusz, wyobraziłem sobie ten film jako bezkompromisową, szaleńczo fantazyjną, bardzo energiczną przygodę, która miałaby w sobie także jakąś dzikość. W taki właśnie sposób protagonista podróżuje po mieście po zażyciu narkotyku - pędzi przez życie".

Burger jednak dodaje, że jest też druga strona medalu: "Eddie osiąga niewiarygodny sukces, o którym mu się nawet nie śniło, ale narkotyk ma okropne skutki uboczne. Musi go ciągle zażywać, w innym wypadku dostaje przeszywającego bólu głowy. A jeśli zażyje za dużo, traci świadomość na długie okresy czasu".

"Film opowiada o potencjale, który tkwi w człowieku, o uzależniającej władzy", wypowiada się reżyser. "To uniwersalny film o dzisiejszym świecie, opowieść o facecie, który pragnie sukcesu tak mocno, że nigdy nie będzie w stanie zaspokoić własnych potrzeb. Pytanie brzmi, do czego jest zdolny się posunąć, by osiągnąć cel? Widzowie mają stać obok niego, kiedy dokonuje tych wyborów. Muszą chcieć przeżywać z nim wszystkie jego wzloty i upadki".

"Sednem filmu jest pytanie - co byś zrobił, gdybyś dostał pigułkę, która mogłaby uczynić cię bogatym i potężnym? Wziąłbyś ją? Wszyscy chcielibyśmy być w życiu kimś wyjątkowym, zmieniać świat, w którym żyjemy. To film o facecie, który znalazł na to sposób, nie mając żadnych supermocy", wyjaśnia Burger. I dodaje: "Takie narkotyki już istnieją - Provigil, Adderall i inne. NZT potęguje po prostu po stokroć efekt ich działania. To jak turbodoładowanie. Pytanie natomiast, kiedy pojawia się odpowiedzialność? Gdzie leżą granice naszej moralności?"

"Jestem Bogiem należy traktować tak, jakby właśnie zażyło się NZT. Bradley Cooper siedzi obok ciebie i odbywacie razem ekscytującą podróż", wyjaśnia Kroopf. "Film jest skonstruowany w taki sposób, że widownia otrzymuje świetne kino rozrywkowe, ale po seansie każdemu powinno nasunąć się pytanie - co ja bym zrobił/a w takiej sytuacji?"

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Jestem Bogiem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy