Reklama

"Jakub kłamca": NA PLANIE

Zdjęcia do filmu rozpoczęły się jesienią 1997 w Łodzi, rodzinnym mieście Jurka Beckera, który w tamtejszym getcie spędził lata wojny. W roku 1944, w którym toczy się akcja filmu, łódzka społeczność żydowska liczyła 200.000 członków, dziś jest ich niespełna 100. Akcja nie toczy się w żadnym konkretnym getcie, zdjęcia kręcono jednak w Piotrkowie, gdzie powstało pierwsze żydowskie getto w Polsce.

W scenie wysiedlania Żydów z getta, którą nakręcono na początku października, udział wzięło 400 polskich statystów ubranych w podarte płaszcze z naszytą gwiazdą dawidową. Pięćdziesiąt pięć lat temu w tym samym tygodniu października naziści "zlikwidowali" 2.000 piotrkowskich Żydów.

Reklama

Robin Williams mówi: "Ulice, budynki i mieszkania wciąż noszą na sobie piętno tamtych czasów, a nasi statyści potęgowali wrażenie autentyzmu, nie czuło się bowiem, że są statystami. Gdy chodziłem tymi ulicami i widziałem ich twarze, miałem wrażenie, że oglądam materiały dokumentalne."

Grający rolę cynicznego aktora Frankfurtera Alan Arkin mówi: "Praca w Polsce i Budapeszcie wymagała ogromnego wysiłku, ba, nawet noszenie kostiumów wymagało wysiłku, były bowiem bardzo ciężkie. Ubrania, które nosiliśmy, były dwa, trzy razy cięższe od tych, które nosi się teraz, a buty ważyły chyba z tonę. Życie jest tam nie lada ciężarem. Jest bardzo zimno, dużo zimniej niż w Stanach."

Robin Williams przykładał dużą wagę do kostiumów: "W chwili, gdy wkładasz na siebie płaszcz z gwiazdą dawidową, stajesz się innymi człowiekiem" - mówi. - "Ten płaszcz to coś więcej niż kostium. Staje się twoim odzieniem, nakłada na ciebie pewien ciężar. Musisz go nosić z należną powagą."

Reżyser Peter Kassovitz, scenograf Luciana Arrighi i autorka kostiumów Wiesława Starska dołożyli wszelkich starań, by odtworzyć życie w żydowskim getcie z dokładnością do najdrobniejszych detali. "Chciałem odtworzyć wiernie jak tylko się da świat, w którym dorastałem" - mówi Peter Kassovitz, który doskonale pamięta dzieciństwo spędzone w okupowanym przez nazistów Budapeszcie - "Każdy kostium, każdą dekorację opieraliśmy na zachowanych dokumentach z tamtych czasów. Historia i punkt widzenia, z którego ją opowiedziano, są mi bardzo bliskie, przyszło mi bowiem dorastać w tamtych czasach i wyniosłem z nich wiele wspomnień. Dołożyliśmy wszelkich starań, by ekranową rzeczywistość cechował maksymalny autentyzm"

Zdjęcia kręcono także na dawnym terenie budapeszteńskiego getta, na tej samej ulicy, przy której mieściło się biuro Adolfa Eichmanna, szefa żydowskiego wydziału gestapo w czasach II wojny światowej i autora planu masowej eksterminacji europejskich Żydów.

Mimo tragicznego wymiaru historii Jakuba w filmie nie brak elementów humoru. Twórcy nie kryją, że były one dla nich nie lada wyzwaniem. Peter Kassovitz mówi: "Robin Williams przeczytał scenariusz i nie mógł opanować szoku. Włączyliśmy do naszego filmu elementy komediowe i nie obeszło się bez pewnego poczucia winy, którego wyzbyliśmy z wielkim trudem."

Zdaniem Robina Williamsa humor nie zna granic: "Czasami przybiera formy czarnej komedii, czasem grubej farsy. Zdarza się także, że bywa lekarstwem. Manifestuje się w najróżniejszych formach. Czasem bywa dosadny, a czasem subtelny" - mówi.

Aktor przyznaje, że początkowe obiekcje pomogła mu przezwyciężyć "węgierska wrażliwość" reżysera: "Początkowo próbowałem go przekonywać, że pewnych rzeczy nie możemy zrobić, a on mówił mi, żebym nie miał poczucia winy. Przekonywał mnie, żebym nie bał się komedii" - mówi.

Robin Williams zyskał wsparcie ludzi, którym dane było przeżyć Holocaust. Jeden z nich, Janos Gosztony, któremu powierzono w filmie rolę Samuela, opowiadał aktorowi o tym, jak zmuszano ludzi, by stali szpalerem dzień i noc. Aby przeżyć i nie zasnąć, opowiadali sobie kawały. "Dzięki temu przetrwali" - mówi Robin Williams. - "Dzięki takim właśnie czynom godni jesteśmy miana istot ludzkich."

Równowagę między elementami tragicznymi i komediowymi podkreśla warstwa plastyczna filmu. Scenograf Luciana Arrighi mówi: "Jakub kłamca" był dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem. Scenariusz zachwycił mnie i skłonił do myślenia. Nie jest to ponura opowieść, ale nie jest to także "Skrzypek na dachu". Naszym zamiarem było pokazać, że nawet w tamtych czasach było miejsce na humor i miłość, musiałam więc dążyć do równowagi wizualnej. Chciałam, by scenografia stała się tłem dla aktorów i pomogła im odnaleźć się w atmosferze filmu."

O tym, że zamiar ten powiódł się, świadczą słowa grającego rolę Kowalskiego Boba Balabana, który mówi: "Na obu końcach ulicy, przy której mieściło się nasze getto, wybudowano mury. Na nich z kolei umieszczono wieżyczki strażników i reflektory, które świeciły na nas w nocy. Ludzie pchali swoje wózki, dzieci biegały w tę i z powrotem, a potem zjawiali się gestapowcy. Psy szczekały, oni krzyczeli... Nie mogłem opanować przerażenia..."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Jakub kłamca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy