"Jak upolować faceta": JAK KRĘCONO FILM
Mając zaufaną scenarzystkę, która pracowała nad adaptacją powieści, Lucchesi i Rosenberg zaczęli poszukiwania odpowiedniej osoby do roli Stephanie Plum. Na planie "Brzydkiej prawdy" poznali Katherine Heigl i stwierdzili, że ich projekt mógłby stać się dla aktorki lekką odskocznią od jej standardowego ekranowego wizerunku. "Chcieliśmy, by tym razem zagrała bohaterkę nieco doroślejszą i twardszą, nie tak bardzo uwikłaną w popkulturowe konwenanse. To niezwykła aktorka, wiedzieliśmy, że poradzi sobie z takim wyzwaniem", opowiada Lucchesi. "Jej największą zaletą jest wszechstronność", chwali swoją gwiazdę Rosenberg. "Jest w stanie bez większego wysiłku przemieszczać się pomiędzy komedią, romansem i dramatem. A właśnie na takich składnikach oparty został scenariusz Jak upolować faceta".
Heigl musiała nie tylko liczyć się z aktorskim wyzwaniem przeistoczenia się kobietę, która jest kompletnie inna od niej samej, ale także zmierzyć się z oczekiwaniami milionów fanów powieści z całego świata. "Baza fanowska Evanovich była dla Katie prawdziwym brzemieniem", wspomina Rosenberg. "Każdy czytelnik ma swoje wyobrażenia na temat tego, jak Stephanie Plum wygląda, mówi, chodzi, zachowuje się w konkretnych sytuacjach. Katie musiała dostosować się do niektórych wymagań, ale jednocześnie znaleźć w sobie odwagę, by nie poddawać się presji publicznej i wykreować własną postać. Niewiele aktorek by sobie z tym poradziło", dodaje producent. "Ten projekt był dla mnie niczym wspinaczka wysokogórska", opowiada aktorka. "Praca była bardzo wymagająca, ale niezmiernie satysfakcjonująca, a samo uczestnictwo w takim projekcie było warte wszystkich wyrzeczeń. Na końcu, kiedy już wspięłam się na szczyt tej góry, mogłam zachwycić się przepięknym widokiem". Podobną opinię ma sama Janet Evanovich, która po obejrzeniu gotowego filmu nie mogła się nachwalić amerykańskiej aktorki. "Katherine Heigl jest niezwykle utalentowana i uosabia to, kim jest Stephanie Plum", podsumowuje autorka. "Jest odważna, jest sexy, lubi ryzykować, ale kryje się w niej także duża wrażliwość i obawa o to, co przyniesie przyszłość. Katherine odegrała na ekranie całą gamę emocji, sprawiając, że ekranowa bohaterka stała się równie efektowna co w powieści. Ona po prostu stała się Stephanie!"
Mając świetną scenarzystkę i gwiazdę na pokładzie, producenci skupili się na dokładaniu wszelkich starań, by filmowa adaptacja nie odstawała od materiału źródłowego. Oznaczało to znalezienie reszty idealnych wykonawców, którzy uzupełnialiby starania Heigl, ale także wyszukanie odpowiednich lokacji, wizualnie przywołujących opisy stworzone przez Evanovich. "Pragnęliśmy być jak najwierniejsi powieści, zwracaliśmy uwagę na najdrobniejsze szczegóły", opowiada Lucchesi. "Oddanie klimatu świata stworzonego przez Janet było bardzo ważne", dodaje Heigl, która pracowała przy filmie także w roli producentki wykonawczej. "Nie chcieliśmy już na starcie zniechęcić do siebie fanów. To przecież oni uczynili tę serię tak popularną, to oni dali Stephanie i reszcie postaci prawdziwe życie". Reżyserka Julie Anne Robinson nieustannie "zwracała się" do powieści po rady, w jaki sposób poprowadzić kolejne sytuacje. "Sprawdzałam nawet takie szczegóły, jak kolory sukienek", zdradza Robinson. "Opis mieszkania Stephenie wzięłam z książki. To musiał być budynek z czerwonej cegły, w którym mogliby mieszkać emeryci. Czerpałam inspiracje w przypadku mieszkania pani Delgado, która mieszka naprzeciwko Stephenie, oraz szczegółów typu ulubiony napój Stephanie - Big Gulp. To wszystko miało znaczenie".
Jeśli przyjrzeć się bliżej osobie Robinson, brytyjskiej reżyserki teatralnej, związanej przez lata z Royal Shakespeare Company, można się zastanowić, czy była ona na pewno najlepszym wyborem do nakręcenia osadzonej w New Jersey opowieści o amerykańskiej klasie średniej. Jednak Heigl, która niezwykle ciepło wspomina pracę z Robinson przy kilku odcinkach "Chirurgów", zaproponowała jej kandydaturę, wierząc, iż jest to decyzja najlepsza z możliwych. "Już po kilku minutach rozmowy wiedzieliśmy, że Julie Anne ma podobną wizję co my", wspomina producent Lucchesi. "Praca reżysera polega na sterowaniu wielkim okrętem ze 150-osobową załogą, z której każdy członek ma swoje własne zdanie o tym, jak trzeba zrobić to czy tamto. Potrzeba kapitana, który będzie w stanie skierować maszynę do portu, bez żadnych wpadek po drodze. Julie Anne okazała się idealnym kapitanem". Jednak nie tylko Katherine Heigl i producenci chwalą Robinson. Aktor Jason O'Mara, który wcielił się w Joe Morelliego, z wielkim szacunkiem wypowiada się o sposobie, w jaki reżyserka wykrzesała z całej ekipy aktorskiej energię, pasję i świetne role. "Była zawsze maksymalnie przygotowana, wiedziała, jak chce ukazać daną scenę, potrafiła kilkoma wskazówkami naprowadzić aktora na to, co chce osiągnąć i jednocześnie była otwarta na nowe pomysły. Dzięki niej wszyscy czuliśmy, że mamy wpływ na rozwój filmu, i byliśmy z tego dumni".