"Jak to się robi z dziewczynami": WALDEMAR DZIKI - PRODUCENT
Jest Pan po realizacji pierwszego filmu z cyklu OFF’ensywa Młodego Kina. Jakie są Pańskie wrażenia? Było trudniej, czy łatwiej niż Pan wcześniej przypuszczał?
Pierwsze moje doświadczenia producenckie sięgają jeszcze czasów studia im. Irzykowskiego, czyli lat 80-tych. Także realizację debiutów mam już za sobą. Zawsze wygląda to tak samo. Trzeba pamiętać o równowadze między pomocą i wsparciem, a zwykłą ingerencją w to, co robi reżyser. Producentowi nie wolno robić własnego filmu!
Jak to osiągnąć?
Staram się nie przekraczać tej granicy. Moja rada: pomoc ma być tylko
i wyłącznie tam, gdzie brakuje reżyserowi doświadczenia czy umiejętności warsztatowych. Należy pamiętać, że Przemek /Angerman – przyp. red./ nie skończył szkoły filmowej, więc pewne czysto warsztatowe problemy pojawiały się, ale tylko na początku. Przemek szybko się uczył, więc z czasem stawałem się głównie obserwatorem.
Członkowie ekipy jednym chórem podkreślają jednak, że Pana pomoc była nieoceniona...
Pomoc! A nie udzielanie rad! Polegało to na tym, że gdy pojawiał się jakiś realizacyjny problem doradzałem jakie mogą być wyjścia z danej sytuacji. Nawet nie doradzałem, lecz podawałem definicje pierwszego, drugiego, czy trzeciego rozwiązania. Bez żadnego naciskania. Przemek dokładnie wiedział, jaki chce zrobić film.
Jak ocenia Pan pracę reżysera - debiutanta?
Przemek ma w sobie umiejętność nawiązywania bardzo dobrego kontaktu z ekipą, zdobywania jej zaufania. Czasami miał problem z werbalnym przekazaniem swojej wizji, jednak w jakiś sobie tylko znany sposób potrafił pokazać o co mu chodzi. To bardzo cenna umiejętność dla reżysera.
Kiedy dojdzie do realizacji kolejnego filmu z cyklu Off’ensywa Młodego Kina?
Kolejny film jest już prawie gotowy. Nie jest to film, który był w planach Off’ensywy, w pewnym sensie został przez nią „zaadoptowany”. Odpowiada on jednak jej założeniom programowym - ma formułę kina autorskiego. Mówię tu o „Sukcesie” Marka Bukowskiego. Zdecydowałam się pomóc reżyserowi w dokończeniu filmu, promocji i wprowadzeniu do kin. Mam nadzieję, że stanie się to na początku przyszłego roku.
A co z wcześniej zapowiadaną „Policją”?
„Policja” ma w tej chwili ¾ budżetu produkcyjnego i dystrybutora. Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku zaczniemy zdjęcia, a film wprowadzimy do kin wczesną wiosną przyszłego roku.
Jest Pan chyba jedyną osobą w branży, do której mogą przyjść młodzi ludzie z konkretnymi propozycjami. Jest ich mnóstwo, a szansę, niestety, dostają nieliczni. Czym przekonują Pana do siebie?
Najważniejsza jest dla mnie osobowość. Taki człowiek musi mieć coś do powiedzenia i musi umieć to przekazać. Wiele z tych osób ma naprawdę niesamowite pomysły. Ale zwracam uwagę również na to czy są one dobre dla kina. W tej chwili „wyłuskałem” pięć osób, w które warto zainwestować. Szkoda, że nie mogą one liczyć na pomoc instytucji do tego powołanych... Z tego samego powodu trudno też powiedzieć ile uda się zrealizować filmów ramach OFF’ensywy. Nie powstają one bowiem za tzw. „publiczne” pieniądze, tylko ze środków, które uda nam się pozyskać od prywatnych firm.
Czyli kryzys?
Tak i obciążam nim telewizję publiczną, która nie pełni żadnej misji, a produkuje jedynie kolejne seriale i teleturnieje. Dobrze by było, gdybyśmy wszyscy zastanowili się nad rolą publicznej telewizji.
Ostatnio występuje Pan głównie w roli producenta. Czy reżyserowanie już Pana nie bawi?
Zawsze fascynowały mnie obydwa zawody, ale w tej chwili w stu procentach jestem producentem.