"Jak to się robi z dziewczynami": AKTORZY O FILMIE
RADEK KAIM (Bogo)
Kim jest Twój bohater?
Bogo to postać, która spodobała mi się od samego początku, czyli od czytania scenariusza. To buntownik, który idzie pod prąd, cały czas do przodu, nie zraża się przeciwnościami. To postać kolorowa i barwna, żywa i uniwersalna – każdy może w niej znaleźć siebie.
Ty także znajdujesz w Bogo podobieństwo do siebie samego?
Z tego okresu – tak. Teraz jestem starszy, bardziej doświadczony przez los /śmiech/. Ale będąc w wieku mojego bohatera miałem podobne marzenia i podobne problemy.
Z dziewczynami?
Też. Miałem jednak własne metody.
Jakie?
Teraz wiem, że należy być sobą, nie udawać. Wtedy jednak robiłem wszystko /no, prawie wszystko/, by zwrócić na siebie uwagę i jednocześnie ukryć wszelkie kompleksy: głośno się śmiałem, gestykulowałem, robiłem wokół siebie dużo szumu. Myślę, że dziewczyny to lubią.
A lubią?
No, nie wiem, ale sposób był skuteczny.
Nie myślałeś o tym, żeby zadebiutować np. w dramacie, a nie w komedii?
Wiele osób mówi mi, że mam duży potencjał komediowy, dlatego sądzę, że ta rola była dla mnie dobrym sprawdzianem. Mam nadzieję, że widzowie to docenią. Nie znaczy to oczywiście, że nie chciałabym w przyszłości spróbować innych gatunków filmowych.
A jaka jest Twoja wymarzona rola?
Muszę nieskromnie przyznać, że moje marzenia się spełniają. Na przykład zawsze marzyłem, by zagrać Romeo, no i ostatnio w teatrze zagrałem tę rolę. A to, o czym marzę w tej chwili, to zmierzenie się z wybitnymi rolami klasycznymi, łącznie z Hamletem.
Jakie są Twoje wspomnienia z planu?
Bardzo pozytywne. Przez dwa miesiące żyłem tylko tym filmem, “siedziałem” tylko w tej postaci. Prawie całkowicie odłączyłem się od rzeczywistości Ten film, to była dla mnie wielka przygoda, dzięki której trafiłem na wspaniałych ludzi. Myślę tu zwłaszcza o Przemku Angermanie, z którym pracowało mi się fantastycznie. Owszem, było kilka spięć na linii, ale zawsze konstruktywnych. Bardzo dużo pomógł mi również Waldemar Dziki, który codziennie odwiedzał plan i zawsze nam coś mądrego doradził. Bardzo sobie cenię jego zdanie.
A jak podchodzili do Was doświadczeni koledzy po fachu?
Raczej bez wywyższania się i z szacunkiem.
Czy masz już inne plany filmowe?
Niedawno zakończyłem zdjęcia do najnowszego filmu Witolda Adamka „Miss mokrego podkoszulka”. Dość zabawnie wygląda lista tytułów, w których grałem, ale dzięki tym filmom poznałem znakomitych aktorów i na pewno niczego nie żałuję.
Radek Kaim: urodzony w 1973 roku. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. W Krakowie wystąpił w „Przebudzeniu wiosny” Miśkiewicza w Teatrze Starym oraz „Bici bij” Dowiasza w Teatrze Ludowym. Na deskach Teatru Współczesnego można go oglądać m.in. w spektaklach: „Kaleka z Inishmaan”, „Kosmos”, „Sytuacje rodzinne”, „Pod drzwiami”, „Historii Jakuba”, „Piosenkach pana Berangera”. W Teatrze Telewizji zadebiutował u Krystiana Lupy w spektaklu „Julia”. Kinowym debiutem byli natomiast „Egoiści” Trelińskiego. „Jak to się robi z dziewczynami” to jego drugi film.
KRZYSZTOF PRAŁAT (Rychu)
Kim jest Twój bohater?
Rychu to facet o głowie po brzegi wypełnionej marzeniami. Wszystko co robi, jest nimi zdeterminowane. Pochodzi z ubogiej rodziny. Codziennie boryka się z problemami finansowymi. Żeby zrealizować swe marzenia, pracuje na lotnisku. Zarobione pieniądze chce przeznaczyć na operację wzorku. Marzy, żeby zostać pilotem /niestety, przeszkadza mu w tym potężna wada/ i oczywiście spotkać miłość swojego życia.
Czy uważasz, że jest to dobra rola debiut filmowy?
Ja w ogóle nie myślałem o debiucie w filmie /jestem jeszcze studentem szkoły teatralnej/, a przyjąłem go tak, jak przyjmuje się debiut - zastanawiałem się, czy podołam. Skupiłem się na tym, by stworzyć jak najbardziej realistyczną postać. Właściwie to ta rola sama do mnie przyszła. Chyba trzy lata temu zostawiłem swoje zdjęcie w pewnej wrocławskiej agencji aktorskiej i zupełnie o tym zapomniałem. Dopiero pod koniec ubiegłego roku zaproszono mnie na casting /pierwszy w moim życiu/, potem okazało się, że to mnie wybrano.
Czy Ty już wiesz, jak to się robi z dziewczynami?
Nieeee. Nie ma uniwersalnej metody. Do każdej kobiety podchodzi się inaczej. Ale teraz już wiem, jak tego robić nie należy.
Ale na pewno faceci o tym rozmawiają...
Oczywiście, mnóstwo jest takich, którzy mają swoje sposoby i dają na nie gwarancję skuteczności. Ale sprawdzają się one tylko w ich przypadku /albo w ogóle się nie sprawdzają/.
Jaka była atmosfera na planie?
To była ciężka praca i świetna zabawa. Spotkałem mnóstwo ludzi, którzy kochają to, co robią i to się czuło na każdym kroku. Każdy był zaangażowany, skoncentrowany nad tym, co robi. To powodowało, że czuliśmy wszyscy, że pracujemy nad jakimś super ważnym projektem.
W takim zespole na pewno mogłeś liczyć na wsparcie bardziej doświadczonych osób...- Nawet bardzo wielu! Trudno było by wymienić wszystkich. Na pewno jestem wdzięczny Waldkowi Dzikiemu, Bartkowi Prokopowiczowi, Arkowi Jakubikowi, cenne wskazówki uzyskałem od Artura Barcisia i oczywiście od Przemka Angermana.
Czy osoby te przekazały Ci jakąś cenna maksymę, którą jako aktor masz realizować każdego dnia?
Ja już taka mam: aktorstwo to mój sposób wyrażania się, mój skromny wkład w zmianę tego świata na lepszy.
Krzysztof Prałat: urodzony w 1978 roku. Student Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu – Wydziału Lalkarskiego. „Jak to się robi z dziewczynami” to jego debiut filmowy. Ważniejsze role w Teatrze PWST: „Don Juan umiera jak każdy”, „Lizystrata”, spektakl muzyczny „Garnitur z ceraty” oraz „Balladyna”.
ELŻBIETA KOMOROWSKA (Ada)
Jaka tak naprawdę jest Ada?
Cóż, jest latawicą.
A nie dodałaś jej od siebie trochę bardziej ludzkich pierwiastków?
Oczywiście, że tak. Ja wierzę, że ludzie nie są z gruntu źli. Jeśli coś złego się z nimi dzieje, to ma to swoje źródło w przeszłości. Tak samo jest z Adą. Jej ojciec jest totalnym despotą i rodzinnym tyranem. Dla niego ważne są pozory i to, jak widzą go inni. Jest zakłamany. Ada buntuje się przeciwko niemu i stylowi życia, jakiemu hołduje. Chce złapać właściwego faceta, to znaczy takiego, który będzie miał kasę. Ada ma zachwiany system wartości – dla niej nie jest ważne, czy to jest dobre czy złe. Ważne, że jej się wydaje, iż jest to dobre dla niej.
Chyba lubisz takie wyraziste role, czekasz teraz tez na premierę filmu, w którym zagrałaś narkomankę /w filmie „D.I.L.”, tu – rola „puszczalskiej”?
Te role dają ogromne możliwości aktorskie. Nie są nijakie, pozwalają aktorowi na pokazanie kawałka życia, przeżyć – zarówno tych psychicznych, jak i fizycznych. Np. granie narkomanki na głodzie, gdzie jej ból dotyczy zarówno ciała, jak i duszy.
Czy w jakiś sposób przygotowujesz się do takich ról?
Po prostu obserwuję życie. To są ludzie, których można spotkać zawsze i wszędzie, nawet nie trzeba specjalnie szukać. Przed „wejściem” w rolę Ady odwiedziłam kilka razy dyskoteki, w których pełno jest takich dziewczyn. Im zależy tylko na tym, bym mieć fajne włosy, fajną opaleniznę i fajnego, napakowanego chłopaka. Najlepiej z kasą.
Jak trafiłaś do tego filmu?
Po prostu byłam we właściwym czasie we właściwym miejscu. Oczywiście trochę żartuję – nie było tak łatwo. Dowiedziałam się przypadkiem, że poszukują ludzi do nowego filmu. Próbowałam się umówić na jakieś zdjęcia próbne, ale nie udawało mi się. Poprosiłam więc o pomoc mojego byłego chłopaka, który został zaproszony na casting do jakiejś męskiej roli. Udało się. Jak widać wszystko zawdzięczam swojemu uporowi. Gdybym sobie odpuściła już na początku, nie rozmawiałybyśmy teraz.
Czy grałaś już wcześniej w filmach „off-owych”?
Tak. Półtora roku temu zagrałam w filmie „Śniadanie do łóżka” Darka Gajewskiego. Ale ta produkcja była zupełnie „off-owa” – film ciężko było zmontować i udźwiękowić. Niestety nie było za co. Tu jest zupełnie inaczej – jest producent, który czuwa nad wszystkim i który interesuje się tym, co robimy. Jest dystrybutor, który wprowadzi ten film na ekrany, jest promocja, reklama. Takie kino ma przyszłość. I chociaż z pieniędzmi krucho, cieszę się, że mam w ogóle możliwość grania. Najgorsze to czekać z założonymi rękami.
Elżbieta Komorowska: urodzona w 1975 r. w Rzeszowie. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, wydziału rzeźby oraz Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Filmografia: „Alarm” , „D.I.L.”, „3 Tage 44 Jh”.
ARTUR BARCIŚ (Krystian)
W jaki sposób dotarł do Pana scenariusz filmu „Jak to się robi z dziewczynami”?
Mailem. Ale najpierw zadzwonił do mnie Przemek Angerman, przedstawił projekt, opowiedział o roli, jaką widzi dla mnie w swoim filmie. Poprosiłem o przesłanie całego scenariusza – otrzymałem go godzinę później, właśnie drogą elektroniczną. Wydrukowałem i przeczytałem na planie innego filmu. Bardzo mi się spodobał i już.
A nie myślał Pan o zagraniu kogoś innego?
Rola Krystiana była „na mnie” napisana! Ja lubię takie mięsiste epizody.
Czy prywatnie też Pan jest hipochondrykiem?
Nie, broń Boże – wręcz przeciwnie.
Czy i jeśli tak, to czym różnią się współcześnie debiutanci od tych, którzy zaczynali w tym samym czasie, co Pan?
Różnią się i to bardzo. Wydaje mi się, że są lepiej przygotowani i bardziej zdeterminowani. Przede wszystkim nie mają pieniędzy. Dwadzieścia lat temu fundusze dawało państwo. Teraz młodzi dają sobie sprawę, że jeśli chcą zrobić film, muszą sami znaleźć pieniądze. A nikt ich im nie da na rzecz, która jest bezwartościowa – to musi mieć ręce i nogi.
Jak ocenia Pan projekt OFF’ensywy Młodego Kina?
Bardzo mi się podoba. To moim zdaniem jedyny sposób, by pomóc młodym reżyserom zaistnieć. Może teraz, gdy zmienił się minister kultury coś się poprawi, ale ten sposób jest naprawdę bardzo dobry. Chociaż trochę ryzykowny dla nas, aktorów. Gramy w tych produkcjach przecież za darmo, a to jest nasz zawód, dzięki któremu mamy utrzymać rodzinę.
Był Pan na planie wielu profesjonalnych produkcji, a jak się Pan czuł na planie nisko budżetowego, pełnego debiutantów filmu?
Atmosfera była fantastyczna i bardzo twórcza. Myślę, że to dzięki temu systemowi – skoro nikt nie dostaje pieniędzy teraz, a wszyscy dostaną je jak to będzie dobrze zrobione i film się sprzeda, każdy ma interes w tym, żeby film był jak najlepszy.
Artur Barciś: urodzony w 1956 roku we wsi Kokawa pod Częstochową. Filmografia: „Znachor” (1981), „Wierna rzeka” (1983), „Bez końca” (1984), „Ostatni prom” (1989), „Ucieczka z kina Wolność” (1990), „Europa, Europa” (1990), „Rozmowy kontrolowane” (1991), „Dwa księżyce” (1993), „Wielki Tydzień” (1995), „Pułkownik Kwiatkowski” (1995), „Historie miłosne” (1997), „Jak to się robi z dziewczynami” (2002) i inne. Filmy TV: „Zmiennicy” (1986), „Dekalog” (odcinki 1-9, 1988). Ostatnio w musicalu „Chicago” w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego, Teatr Komedia.
ARKADIUSZ JAKUBIK (Bogaty Karol)
Kim jest Bogaty Karol?
To przyjaciel głównych bohaterów, Bogo i Rycha. Ma on bardzo ciekawe hobby – jest reżyserem i producentem filmów... pornograficznych. To boss w tej branży.
Jakie wrażenie wywarł na Panu scenariusz?
Najpierw musiałem się postarać, żeby on w ogóle do mnie trafił.
???
Dowiedziałem się, że pojawiła się szansa, by zrobić w filmie coś nowego. Trwały przygotowania do realizacji filmu z pograniczna „off-u” i tzw. „normalnej” produkcji. Reżyserować miał debiutant do ponoć bardzo dobrego scenariusza. Zacząłem więc działać. Najpierw udało mi się zdobyć scenariusz. Potwierdziły się wszystkie pozytywne opinie, które o nim słyszałem. Zadzwoniłem więc do produkcji filmu i zgłosiłem się na casting. Na miejscu złapałem „dobrą fazę” z reżyserem, chociaż wcześniej w ogóle go nie znałem. Przemek też nie widział mnie ani w teatrze, ani w kinie, ani w telewizji. Myślę, że właśnie na castingu coś zaiskrzyło i dzięki temu znalazłem się w tym filmie.
Poszedł Pan na casting marząc o roli Karola?
Nie do końca. Oczywiście, zastanawiałem się nad tą rolą, ale kiedy mnie zobaczono, ktoś powiedział: o ten pan zagra Pulchnego! /ostatecznie tę rolę zagrał reżyser, Przemek Angerman- przyp. red./. Potem spróbowaliśmy z Bogatym Karolem i... dostałem tę rolę.
Na ekranie wypadł Pan bardzo przekonująco.
Całe życie marzyłem o tym, by być reżyserem filmów pornograficznych! /śmiech/. A tak serio, to szalenie polubiłem tę postać. Karol z jednej strony jest poważnie trzepniętym gościem, a z drugiej strony – jest wrażliwy, delikatny, przyjacielski...
Dość dziwne są te jego przyjaźnie...
Ależ Karol nie robi nic wbrew czyjejś woli. Po prostu jako „przyjaciel” wyświadcza znajomym pewne przysługi. Ma kamerę, którą Bogo i Rycho chcą od niego pożyczyć. On nie ma nic przeciwko temu, jednak chce coś w zamian. Na potrzeby jego firmy Bogo musi przed kamerą... /cenzura - nie będziemy zdradzać jednej z kluczowych scen filmu – przyp. red./.
Jak Pan ocenia współpracę z debiutantami? Czy irytowała Pana ich niewiedza i niedoświadczenie, czy raczej inspirował ich zapał, świeżość i entuzjazm?
Z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli tym, że film reżyseruje debiutant i na planie jest wiele początkujących w zawodzie osób, współpraca układała mi się wspaniale! Nie zwracałem uwagi na drobne niedogodności, bo najważniejsza była pasja Przemka, jego umiejętność przelania na aktorów swojej wizji i energii. Poza tym - największe rzeczy rodzą się w bólach...
Co sądzi Pan o OFF’ensywie Młodego Kina?
Czas, następne projekty, cierpliwość i nieustępliwość Waldka Dzikiego pokażą czy OFF’ensywa jest szansą na robienie dobrego, polskiego kina. Szansą na realizację filmów posługujących się nowym językiem, operujących współczesną estetyką, zupełnie innym montażem, sposobem narracji, innym sposobem grania, niż to, co dzisiaj oglądamy w kinach. Podpisuję się pod tym, że trzeba zaprosić do współpracy debiutantów. Kapelusze z głów dla producentów „Jak to się robi z dziewczynami” i kolejnych filmów OFF’ensywy. Za wiarę w młodych, nieznanych, a zdolnych. Do których mam nadzieję i ja się wciąż zaliczam.
Akadiusz Jakubik: urodzony w 1969 roku w Strzelcach Opolskich. Absolwent PWST we Wrocławiu, wyróżniony w 1991 roku stypendium twórczym wydziału kultury miasta Wrocławia.
W roku 1995 zadebiutował jako dramaturg, Teatr im. Horzycy w Toruniu wystawił jego oryginalną sztukę dla dzieci: "Zaczarowane jezioro”. Rok później Teatr TV zrealizował ją w nowej wersji według jego adaptacji. Jako reżyser Jakubik zadebiutował w czerwcu 1998 roku realizując przedstawienie "Krótkie jest życie, krótkie..." w Teatrze Rampa, według własnego scenariusza. W listopadzie 1999 roku wystawił spektakl "Biblia /w nieco skróconej wersji/" w Teatrze Komedia, we wrześniu 2000 roku "Jeźdźca burzy" w Rampie, a w czerwcu 2001 w ramach Dni Dramatu Współczesnego w Starej Prochowni multimedialny performance: „Świńskie Disco” z udziałem Renaty Dancewicz i Rafała Maćkowiaka. W lutym 2002 odbyła się premiera spektaklu: „Cyrk Monty Pythona” w Teatrze Nowym. Jest autorem musicali: „Minnesota Blues”, do którego piosenki napisał Krzysztof Jaryczewski, legendarny lider "Oddziału Zamkniętego" /premiera w Teatrze Ludowym w Krakowie w 2002 roku/ oraz „Jeździec burzy”, biografii Jima Morrisona i The Doors. Ponadto: w szczecińskim Teatrze "Krypta" odbyła się premiera przedstawienia według jego scenariusza pt.: "Szafa oberiutów”, a w Teatrze Witkacego - przedstawienia: "PIF PAF PUF. Wieczór wolnych myśli" również według jego scenariusza. Wystąpił w licznych spektaklach teatralnych: "Shoping and fucking" i "Dzieła wszystkie Szekspira" w Teatrze Rozmaitości, „Oskar i Ruth” Villqista w Starej Prochowni, „Cyrk Monty Pythona” w Nowym, "Zwierzęta Doktora Dolittle" w Rampie, "Piaf", "Sztukmistrz z Lublina" oraz "Zemsta nietoperza" /wokalny tercet z Grażyną Brodzińską i Bogusławem Morką/ w Teatrze Muzycznym "Roma" oraz "Jednooki", "Peepshow u Holzerów" i "Śniadanie u Tiffany'ego" w Kalamburze we Wrocławiu. Szerszej widowni najbardziej znany z „13 posterunku” Ślesickiego. W Teatrze TV wystąpił w sztuce Wojciecha Smarzowskiego „Kuracja”. „Jak to się robi z dziewczynami” – to jego debiut kinowy.
Paulina Holtz (Magda)
Kim jest Twoja bohaterka?
Magda jest prostytutką i chyba nawet większym życiowym nieudacznikiem niż Bogo i Rychu razem wzięci. Jej, nazwijmy to „zawód”, to tylko tymczasowa przygoda. Podejrzewam, że Magda będzie musiała się przekwalifikować lub zmienić taktykę – dużo bowiem nie zarobi.
Dlaczego zdecydowała się Pani zagrać w debiucie?
Od kilku lat gram w produkcji telewizyjnej. Pracuje tam profesjonalny zespół, który jest – w pozytywnym znaczeniu tego słowa – fabryką. Tam każdy ma swoje miejsce, każdy wie, co ma robić, a jak nie – to inni wiedzą etc. To jest super profesjonalna produkcja. Ma ona jednak ten minus, że szufladkuje aktorów. Ja chciałabym grać różne rzeczy. Przemek dał mi taką możliwość. Oczywiście gram, podobnie jak inni aktorzy, za darmo i mam świadomość, że pieniądze będą jak film się sprzeda. I ja w to wierzę. Produkcja „off-owa” to coś, o czym myślałam od dawna. Zależy mi na tym, by pracować z ludźmi, którym się chce. To zupełnie niezwykłe doświadczenie. Spotkałam na planie ludzi, którzy za frajer pracowali godzinami, bardzo ciężko, w trudnych warunkach i wszyscy sobie dobrze z tym radzili. Totalny profesjonalizm mimo kompletnego braku pieniędzy. To zasługa Przemka, który swym entuzjazmem zaraził innych, Bartka Prokopowicza, który ogarniał tę atmosferę – na planie była cisza, komfort pracy, wszystko było zapięte na ostatni guzik.
A jak odebrała Pani postać, którą miała zagrać?
Na początku trochę się przestraszyłam. Jednak Przemek profesjonalnie podszedł do rzeczy i zanim zaczęły się zdjęcia z każdym odbywał długie rozmowy o bohaterze i o sposobie na niego. Moją postać można odebrać jednowymiarowo: prostytutka, która ma problem z facetem bo ten nie chce jej zapłacić. Nam zależało na tym, by nabrała ona trójwymiarowości i wydaje mi się, że nam się udało.
Ale nie bała się Pani, że ta rola może zaszkodzić Pani serialowemu wizerunkowi?
Nie przesadzałabym. Ostatnio grałam w przedstawieniu dyplomowym Hipolitę, królową Amazonek. To też trochę odmienna bohaterka. Ale ja jestem aktorką i moja praca polega na tym, że muszę się wcielać w rozmaite, czasem diametralnie różne postacie. Na dużym ekranie debiutowałam rolą zakonnicy w „Na koniec świata” Magdy Łazarkiewicz. Teraz przyszło mi zagrać dziwkę.
Co sądzi Pani o Off-ensywie?
To fantastyczny projekt. W tej chwili w Polsce robi się albo produkcje „off-owe”, albo super produkcje (na które nie chodzę), ale nie ma kina środka. O takie kino się walczy. Są to właśnie filmy „off-owe”, ale realizowane na wysokim poziomie. Pracują nad nimi nie tylko debiutanci, ale również ludzie doświadczeni i profesjonalni. To nie jest amatorszczyzna.
Paulina Holtz: urodzona w 1977 roku w Warszawie. Studentka Akademii Teatralnej. Popularność przyniosła jej rola Agnieszki Lubicz w serialu telewizyjnym „Klan”. Na dużym ekranie zadebiutowała w filmie Magdaleny Łazarkiewicz „Na koniec świata”, potem były „Podróż” Pierre Covalnika (produkcja polsko-niemiecka) oraz „Jak to się robi z dziewczynami”. Wystąpiła również w serialu telewizyjnym „Ja, Malinowski”.
AGNIESZKA DYGANT (Żora)
Jaka jest Twoja rola w filmie „Jak to się robi z dziewczynami”?
Moja rola nie jest zbyt duża, ale o tyle znacząca, że gram dziewczynę, w której tak naprawdę po raz pierwszy zakochuje się główny bohater, Bogo. Żora, moja bohaterka, jest pół Chorwatką, jest osobą tajemniczą, trochę z wyższych sfer lub- jak kto woli, „z wyższej półki”.
Jak trafiłaś do tego filmu?
W dość dziwny sposób /śmiech/: nie poszłam na casting, bo... nie podobał mi się ten fragment scenariusza, który dostałam /początkowo miałam grać inną postać/. Dopiero moja agentka namówiła mnie, żebym przynajmniej poszła i wyjaśniła powód mojej odmowy. Na miejscu okazało się, że ów fragment scenariusza dostałam... przez pomyłkę. Przemek stwierdził, że od początku widział mnie w roli Żory i właściwie nie wiadomo dlaczego dostałam niewłaściwy materiał. W trakcie rozmowy z Przemkiem zaczął udzielać mi się jego entuzjazm i zaangażowanie. Ostatecznie więc wzięłam udział w próbnych zdjęciach i... oto jestem.
Co Cię przekonało?
Najbardziej przekonała mnie praca na castingu – świetna atmosfera, entuzjazm i profesjonalizm ekipy.
W swoim dorobku aktorskim masz różne typy kobiet. Grałaś zarówno ładniutkie, ale niezbyt rozgarnięte dziewczę, jak i piękne, ale wyrachowane damy. Czy któryś z tych typów kobiecości jest Ci bliski?
Ani ten, ani ten – ja nigdy nie gram siebie lub też nigdy nie dostałam takiej roli, z którą mogłabym się w pełni identyfikować. Kolejną rolę przyjmuję jako kolejne zadanie aktorskie. Ważne jest dla mnie to, czego mogę się nauczyć i co jest w danej roli ciekawe.
Jak oceniasz pracę z debiutantami?
Jeśli chodzi o Przemka ma on wiele dobrych cech, które posiada każdy debiutujący reżyser: świeżość spojrzenia, zaangażowanie a przede wszystkim otwartość. Przemek chętnie słuchał co mam do powiedzenia na temat swojej roli i na tyle wzbudził moje zaufanie, że zgodziłam się zagrać w tym filmie dość odważną scenę. Radek i Krzysiek byli bardzo zaangażowani, podobnie jak reszta ekipy. Miałam nawet wrażenie, że poza planem zdjęciowym, już w zupełnej prywatności, oni cały czas żyli tym filmem.
A były jakieś minusy? Nie przeszkadzał Ci np. brak doświadczenia ludzi z ekipy?
Nie mam aż tak ogromnego doświadczenia zawodowego, żeby to oceniać. Natomiast nie wyczułam absolutnie żadnej amatorszczyzny w pracy tych ludzi. Byłam wręcz bardzo mile zaskoczona tym, że wszystko jest przygotowane tak, jak w profesjonalnej realizacji. Było wszystko co trzeba, począwszy od samochodu, który przywozi aktora na plan, po profesjonalne próby, ustalenia z operatorem, kostiumologiem, itd. Myślę, że dużym wsparciem dla debiutantów była merytoryczna pomoc osób doświadczonych, które wspierały ten film, chociażby Bartka Prokopowicza czy Waldemara Dzikiego.
Co sądzisz o OFF’ensywie Młodego Kina?
Popieram tego typu przedsięwzięcia. Najlepszym na to dowodem jest to, że gram w tym filmie. To chyba jedyna szansa na zaistnienie młodych ludzi w polskim kinie.
Agnieszka Dygant: urodzona w 1973 roku. Absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. W 1998 roku otrzymała stypendium Ministra Kultury i Sztuki dla najlepszej studentki. W tym samym roku zdobyła również II nagrodę za piosenkę „Sing-sing” Agnieszki Osieckiej podczas XIX festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Filmografia: „Farba” Rossy, „Gosia i Małgosia” Gruzy, „Enduro Bojz” Starzaka, „Tydzień z życia mężczyzny” Sturha, „Egoiści” Trelińskiego, „Wiedźmin” Brodzkiego. Seriale TV: „Twarze i maski” Falka, „Dom” Łomnickiego, „Przeprowadzki” Wosiewicza, „Na dobre i na złe” Dejczera i Kotlarczyk. Wystąpiła w Teatrze Powszechnym w spektaklu „Szopka Tyma z brodą" oraz w Teatrze Studio w sztuce „O Mój Tato biedny Tato”.