Reklama

"Ja, ty i on": O PRODUKCJI

Być może jest to ostatni z facetów, który uchował się jeszcze przed ożenkiem, podczas gdy wszyscy kumple noszą już obrączki. A może to ten dobroduszny kolega, który miał wpaść do ciebie na chwilę, a przesiaduje na twojej kanapie już od miesiąca, ani myśli się wynieść, a do tego co wieczór stara się wyciągnąć cię na piwko. Któż z nas nie zna takiego “Dupreego?” Dokładnie ten charakterologiczny archetyp natchnął scenarzystę Michaela Le Sieura do przelania na papier historii opowiedzianej w „Ja, ty i on”.

Reklama

Jak mówi Le Sieur: “Pomysł zrodził się w dniu mojego własnego ślubu, a było to około półtora roku temu, w czasie, kiedy wielu z moich znajomych pobierało się. Mój świadek, jak się okazało był tu wyjątkiem, występując po raz kolejny w roli świadka, ale stroniąc od ustatkowania się i stanięcia samemu na ślubnym kobiercu. Kumpel był sam w sobie nieoceniony, zawsze gotowy do pomocy przy wybieraniu porcelany, przygotowaniach, etc. A jednak czymś nie przystawał do reszty naszej paczki. Pomyślałem sobie wtedy, że podobna historia byłaby znakomitym materiałem do opowiedzenia i przeniesienia na ekran: dwóch facetów, którzy są najlepszymi kumplami, do czasu, kiedy jeden z nich nie łamie reguł tej przyjaźni i nie znajduje sobie w końcu partnerki na resztę życia.”

W miarę powstawania scenariusza Le Sieura, jego główny bohater Dupree, zaczynał coraz bardziej żyć własnym życiem i nabierać coraz bardziej uniwersalnego charakteru. Przesłanie było aż nazbyt oczywiste: każdy w nas ma lub miał w swoim otoczeniu kogoś, kogo można by przyrównać do “Dupreego”.

Le Sieur dodaje: “Wydaje się, że wiele osób identyfikuje się z tym facetem. Dostaję wiele sygnałów i wiadomości od osób, które chciałyby się podzielić swoimi własnymi opowieściami o kumplach w typie Dupreego. Co ciekawe, są też tacy, którzy siebie samych określają tym mianem.”

Na szczęści dla Le Sieura, pomysł filmu okazał się na tyle nośny i przebojowy, że stał się także wyjątkiem jeśli chodzi o realizację. Droga od pomysłu do pierwszych dni realizacji na planie filmowym zajęła zaledwie rok – co w standardach hollywoodzkich oznacza naprawdę ekspresowe tempo.

Jak wspomina scenarzysta: “Na etapie opracowywania pomysłu w projekt zaangażował się Owen Wilson. Pracujemy dla tej samej agencji, więc mój agent podsunął Owenowi wstępną wersję projektu. Szczerze mówiąc nie wierzyłem do końca, że zainteresuje się on moim tekstem, chociaż w głębi duszy miałem taką nadzieję. Nie ukrywam, że dla mnie od samego początku Owen był uosobieniem Dupreego. Na szczęście dla mnie i całego przedsięwzięcia Owen przyjął propozycję współpracy i wtedy praca ruszyła pełną parą. Pamiętam dokładnie, że nasze pierwsze spotkanie z Owenem miało miejsce w grudniu 2004 roku, a do marca już udało nam się sprzedać ten pomysł wytwórni. W pierwszych tygodniach października 2005 kamery już pracowały. Dla mnie to nadal jedne z najbardziej niewiarygodnych 12 miesięcy mojego życia.”

Producent Scott Stuber, który niedawno przesiadł się z fotela wiceprezesa światowej produkcji wytwórni Universal Pictures i zajął się, wraz z partnerką biznesową Mary Parent realizacją własnych projektów pod szyldem nowo utworzonej firmy producenckiej, wybrał projekt „Ja, ty i on” jako jeden z pierwszych do realizacji. Pomysł filmowej historii przypadł mu od razu do gustu, stąd też wkrótce Parent i Wilson postarali się o znalezienie odpowiedniego, a właściwie odpowiednich kapitanów za reżyserskim sterem – braci Anthony’ego i Joe Russo.

Jak mówi producent Stuber: “Nie miałem wątpliwości, że pomysł filmu „Ja, ty i on” jest bardzo nośny i podejmuje tematy uniwersalne. A do tego był niezwykle zabawny, jedyny w swoim rodzaju i wręcz stworzony dla Owena Wilsona. To wspaniała historia o małżeństwie, rodzinie i przyjaźni. Ma głębię i zapada w pamięć. Ja sam złapałem się na myśleniu – ‘Zaraz, zaraz, przecież ja znam tego faceta, tego Dupreego’ .... Tak też może pomyśleć wielu ludzi”.

Pracująca przy filmie producentka Mary Parent dodaje: “Z mojego punktu widzenia interesujący wydaje się fakt, iż scenariusz pokazuje różne aspekty tej sytuacji i różne opinie. Słyszymy zatem różne głosy – męskie i żeńskie na temat małżeństwa i tego jak życie się zmienia po wypowiedzeniu sakramentalnego ‘tak’. Jest wiele bardzo ciekawych warstw i aspektów tej historii, które nadają jej rys komediowy, a jednocześnie chwytają za serce i odwołują się do emocji. Widzimy tu, czym może być przyjaźń, jaka jest jej prawdziwa natura oraz jakim próbom podlega zarówno w dobrych, jak i gorszych czasach. Obserwujemy, na jakie próby wystawione jest małżeństwo w momencie, kiedy pojawiają się trudności z pogodzeniem związku i coraz bardziej wymagającej pracy.”

Pracując nad swoją rolą Wilson był zgodny ze scenarzystą Le Sieurem, co do tego, że kluczem do wiarygodności filmu jest pokazanie Dupreego jako faceta o dobrych intencjach, pozbawionego przebiegłości i zawiści, pomimo różnych sytuacji życiowych, które go spotykają i pomimo niezłego zamętu, jaki wprowadza w życie Carla i Molly.

Dla Wilsona, scenariusz filmu opowiadał sytuacje zabawne, komediowe w sposób, do którego on sam mógł się stosunkowo łatwo odnieść. Zaczynając pracę nad „Ja, ty i on” Wilson był świeżo po zakończeniu zdjęć do przeboju komediowego „Polowanie na druhny” /Wedding Crashers/, nie miał więc większych trudności z wejściem w klimat Dupreego. Jak mówi: “Zarówno Mike, jak i ja mamy podobne poczucie humoru, stąd też pracując nad rolą głównego bohatera sami mieliśmy sporo dobrej zabawy.”

Aktor dodaje: “Kluczem do zrozumienia charakteru Dupreego był dla mnie w dużej mierze sposób, w jaki on sam odnosi się do dzieciaków z sąsiedztwa. Kiedy już pojawia się na dobre w domu Carla i Molly, pierwszą rzeczą jaką robi jest zapoznanie się z okolicznymi dzieciakami, w stopniu bliższym niż ma to miejsce w przypadku któregokolwiek z dorosłych. On porozumiewa się z nimi ich własnym językiem, być może dlatego, że sam jest dużym dzieciakiem. Dla mnie również nie był to aż tak wielki wysiłek, ponieważ przyznaję się, że i mnie zdarza się zachowywać w podobny sposób,” dodaje ze śmiechem.

Mając już za sobą decyzję o realizacji tego niezwykle zabawnego projektu, przed Wilsonem, Stuberem i Parent stanęło kolejne niezwykle istotne zadanie – znalezienie odpowiedniego reżysera, który podjąłby się przeniesienia całego pomysłu na ekran. Początkowo rozważano kilka kandydatur, kiedy jednak bracia Russo wyrazili swoje zainteresowanie stanięciem za reżyserskim sterem, producenci wiedzieli, że znaleźli właściwe osoby. Praca Anthony’ego i Joe Russo przy filmie “Welcome to Collinwood”, jak również entuzjastycznie przyjętym przez krytykę telewizyjnym obrazie “Arrested Development” pokazała komediowe zacięcie braci, jak również ich świeże spojrzenie i energię do pracy.

Jak mówi reżyser Joe Russo: “Tym, co tak naprawdę urzekło nas w tym projekcie był sam temat. To film o miłości i przyjaźni, kwestiach najważniejszych z punktu widzenia każdego człowieka. Przy tym dynamika interakcji między głównymi bohaterami jest wręcz niewiarygodna. Tak naprawdę to film ważny dla każdego.

Anthony Russo dodaje: “Sam pomysł filmu rzucił nas na kolana. Tak prosty i uniwersalny zarazem. Pokazanie tego momentu w życiu, kiedy najlepsza przyjaźń między kumplami zmienia się, ponieważ w życiu jednego z nich pojawiła się kobieta.”

Po wnikliwym przeczytaniu scenariusza Anthony Russo zdał sobie sprawę, że zadaniem braterskiego duetu będzie pokazanie ciekawej i złożonej relacji, takiej, w której widzowie trzymają kciuki zarówno za powodzenie małżeństwa Molly i Carla, jak również przyjaźni Carla i Dupreego. Na tym właśnie miała polegać swoista równowaga w filmie.

Producenci wkrótce mieli się przekonać o tym jak sprawny reżysersko jest braterski tandem z Cleveland i jak płynnie przebiega między braćmi komunikacja, w znakomity sposób przekładająca się na dynamikę pracy na planie.

Z punktu widzenia reżyserów, aby utrzymać dobrą atmosferę na planie, a jednocześnie trzymać wszystko w ryzach należało odwołać się do ducha współpracy i wspólnego celu. Udało się to osiągnąć ze świetnymi rezultatami, które możemy podziwiać na ekranie.

Jak mówi producentka Parent: “Najlepsze filmy i kreacje aktorskie są zawsze rezultatem bliskiej współpracy. Anthony i Joe rozumieją, że w komedii liczy się również dobra zabawa na planie. Proszę mi wierzyć, kiedy aktorzy dobrze czują się na planie znajduje to swoje odzwierciedlenie na ekranie. Są skłonni więcej z siebie dać i więcej zaryzykować, kiedy dobrze się czują ze współpracującymi na planie aktorami i ekipą. A ten film właśnie taki jest – pełen dobrej atmosfery, zabawy i życiowej mądrości.”

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Ja, ty i on
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy