Reklama

"Inwazja barbarzyńców": MÓWI REŻYSER

Denys Arcand, reżyser i scenarzysta, o swoim filmie:

Temat "Inwazji barbarzyńców" prześladował mnie od bardzo dawna. Przez dwa lata próbowałem napisać scenariusz, który by mnie zadowolił, ale za każdym razem wychodziła mi ponura i przygnębiająca historia. Pewnego dnia przyszło mi na myśl, że powinienem skrzyknąć wszystkich aktorów, z którymi nakręciłem "The Decline of American Empire". Potrzebowałem lekkości, która płynie z ich wspaniałego poczucia humoru, błyskotliwej inteligencji i szczypty sarkazmu. W trakcie kilku długich spotkań poczułem, że mam scenariusz. Uświadomiłem sobie też, że nie mogę tego nakręcić z kimś innym.

Reklama

Głównym bohaterem jest pięćdziesięciolatek Rémy, kochający życie hedonista. W jego przekonaniu zachodnia cywilizacja, której początek dał Montaigne i Dante, ma się ku końcowi i nastaje epoka barbarzyńców. Dla niego największą wartością jest zachowanie tradycji słowa pisanego. To zadanie stoi przed Nathalie, która ma odziedziczyć jego bibliotekę.

Stany Zjednoczone są największym światowym mocarstwem i niekwestionowanym przywódcą. Osiemnaście wieków temu świat miał również jednego lidera - Imperium Romanum - Cesarstwo Rzymskie. I podobnie jak rzymscy cesarze musieli stawić czoła coraz odważniejszym napaściom plemion barbarzyńskich, tak dzisiaj imperium amerykańskie musi odpierać coraz częstsze ataki na swoje granice. 11 września był pierwszym skutecznym uderzeniem w serce imperium. Pierwszym z bardzo wielu, które dopiero nastąpią...

Czuję, że coraz trudniej mi nadążyć za współczesnym światem. To chyba najbardziej typowa oznaka starzenia się. Nieustanne przyspieszenie, coraz głośniejszy ryk mediów, wywołują u mnie narastającą irytację. Interesuję się trochę techniką cyfrową, ale, tak jak dawniej, najważniejsi w filmie są dla mnie aktorzy i dobrze napisane dialogi.

Wydaje mi się, że państwa narodowe w formie, jaką dzisiaj znamy, to wymierający gatunek. Dla przyszłych generacji wspomnienie o granicach, paszportach czy wizach będzie bajką o żelaznym wilku. W pewnym sensie Sébastien, syn Rémy`ego, reprezentuje to nowe pokolenie. Wkrótce świat podzieli się na dwa obozy: będą już tylko obywatele amerykańscy i tzw. obcy. W Waszyngtonie czy Nowym Jorku o Francuzach, Bułgarach czy Japończykach będzie się mówiło jednym słowem: barbarzyńcy.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Inwazja barbarzyńców
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy