"Inwazja barbarzyńców": GŁOSY PRASY
"Inwazja barbarzyńców" Kanadyjczyka Denysa Arcanda podbiła canneńską publiczność. W tegorocznym konkursie dałbym mu Złotą Palmę. Dostarczył najwięcej przyjemności, rozbroił ponure nastroje. Najpoważniejsze kwestie zajmujące umysł współczesnego człowieka - takie jak konwulsje globalizacji, 11 września, wymiana pokoleń, seks, rodzina, śmierć - zostały włączone w ramy ironicznej komedii, budzącej śmiech i wzruszenie.
Tadeusz Sobolewski, GAZETA WYBORCZA, 25.05.2003
"Inwazja barbarzyńców" Denysa Arcanda to opowieśc o umieraniu. Ale - paradoksalnie - to pierwszy pogodny i niosący nadzieję film tego festiwalu. Wśród obrazów pełnych koszmarnych wizji i pustki pojawił się wreszcie w konkursie obraz, który publiczność wzruszył i rozbawił. [...] Umierający Rémy jest facetem, który zawsze kochał przyjemności życia, kobiety, książki, intelektualne rozmowy. Bon-vivant, mający na swoim koncie tyle samo sukcesów, co błędów. Błyskotliwy, dowcipny, otoczony przyjaciółmi i kochankami. "Inwazja barbarzyńców" to w gruncie rzeczy pochwała radości życia, przyjaźni i rodziny. To także film owiany nutką tęsknoty za drugą połową XX wieku i tamtym pokoleniem, które przeszło przez rozmaite "izmy": od egzystencjalizmu, poprzez konstruktywizm, racjonalizm, marksizm aż - jak pełni dystansu i krytycyzmu, sami się z siebie śmieją - do kretynizmu. To tęsknota za pokoleniem, które szukało własnej drogi, chciało w coś wierzyć, miało swoje ideały.
Barbara Hollender, RZECZPOSPOLITA, 23.05.2003