Reklama

"Intacto": MÓWI REŻYSER

Po raz pierwszy widzialem tak duzy samolot. "To jumbo jet, synu", rzucil mój ojciec. (...) Samochód, prowadzony przez matke, minal lotnisko, a w mojej pamieci utkwil obraz tego blekitnego kolosa, stojacego na pasie startowym i czekajacego na sygnal startu. Obraz zniknal za drzewami. Kiedy dotarlismy do kawiarni, w przeciwna strone jechaly karetki pogotowia. Po raz pierwszy samochód sie zepsul, dokladnie przy wejsciu na lotnisko. Wysiadlem i obserwowalem chmure dymu, oswietlona swiatlami lotniska. Nie bylo nic widac, ale czulem gorzki zapach w powietrzu. Dwóch usmiechnietych strazników zblizylo sie do naszego samochodu, oferujac swoja pomoc. Pamietam, ze matka pytala ich, co sie stalo na lotnisku, pamietam tez, ze ojciec nie mówil nic.

Reklama

Mysle, ze "Intacto" narodzilo sie wlasnie w tamtej chwili, w milczeniu mojego ojca, w ciekawosci matki i w relacji mezczyzn w mundurach, którzy opowiadali dziwna historie o przypadku i smierci. Nie zdawali sobie sprawy z obecnosci dziewiecioletniego dziecka, które to wszystko obserwowalo i zapamietywalo, tak jak ktos, kto ocalal i kreci relacje ze zdarzenia kamera.

Czuje sie opuszczony. Przez trzy lata bylem w niewoli zaborczej kochanki, "Intacto". Do tej pory byla zazdrosna i nie pozwalala, bym sie nia z kims dzielil, ani zebym przezywal inne historie. Kiedy zobaczylem ja po raz pierwszy na duzym ekranie, mialem wrazenie, ze mnie zdradza. Byla jeszcze niema, bez dzwieku, a juz czulem, ze ode mnie odchodzi; wypuszczala mnie po dlugim czasie na wolnosc i zaczynala uwodzic innych.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Intacto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy