"Inland Empire": PORTRET DAVIDA LYNCHA
David Lynch: gładki, wyprasowany, grzeczny, ze świeżą twarzą szczerego Amerykanina ze Środkowego Zachodu. Przypomina swojego najpopularniejszego bohatera: agenta Dale'a Coopera z Twin Peaks. Pije milkshakes i słodką kawę, zajada wiśniowy pie, rzuca nie do końca zrozumiale żarty. Pogodny i pozytywnie nastawiony do świata, jakby nie do końca pasuje do swoich filmów. O jego filmach mówi się: ekstrawaganckie, barokowe, mroczne, surrealistyczne, oniryczne, chore. Wszyscy zgadzają się co do jednego: kino Lyncha jest dziwne. Nic dziwnego - bohaterką jego filmów jest Tajemnica.
Tymczasem Lynch twierdzi, że prowadzi normalne życie. To znaczy pracuje. Jest wcieleniem wszędobylskiego renesansowego artysty totalnego. Z wykształcenia malarz, maluje obrazy, fotografuje, wystawia w galeriach, prowadzi sklep z meblami, które wykonuje według własnych projektów. Pasjonuje się designem i architekturą nowoczesną. Prowadzi własne studio nagraniowe, od czasu do czasu wraz ze swoim stałym kompozytorem Angelo Badalamentim sam zagra w jakimś kawałku. No i oczywiście kręci filmy. Najbardziej niezwykłe, jakie współcześnie powstają.
Pierwszy kontakt z kinem Lyncha jest zwykle szokiem. Jego nad-ekspresyjny styl dosłownie poraża widza. Wyolbrzymione detale i przejaskrawione kolory. Nie licząca się z prawami logiki narracja. Szokująco drastyczna przemoc i perwersyjna erotyka. Galerie najosobliwszych postaci. Absurdalny humor i nastrój dusznego horroru. Wszystko to sprawia, że seans z Lynchem jest intensywnym doświadczeniem, bardziej przypominającym przedziwny sen niż zwykłą wizytę w kinie.
Reżyser swobodnie żongluje konwencjami. Krwawy film drogi miesza się z baśnią, telenowela obyczajowa zmienia się w groteskowy horror, kino w stylu noir w fantasmagorię. Lynch z upodobaniem wprowadza rozwiązania nijak nie dające się wyjaśnić zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Główna postać może zmienić się w połowie filmu w kogoś zupełnie innego, zwrot sensacyjnej akcji spowodować może wróżka, sprawcą zabójstwa czasem okazuje się demon. Bohaterowie miewają wizje, halucynacje, widzą zjawy i odwiedzają inne wymiary.
Rzeczywistość filmów Lyncha składa się jakby z dwóch warstw. Pierwsza, powierzchowna, to świat jaki znamy, w którym świeci słońce i rządzi rozum. Pod podszewką tego świata znajduje się jednak drugi, ukryty wszechświat. To rzeczywistość jak z sennego koszmaru - irracjonalna, dziwna, niebezpieczna. Normalni ludzie ujawniają tu swoją drugą, mroczną twarz, realizują stłumione, perwersyjne pragnienia. Działają niezbadane siły, króluje szaleństwo, pojawiają się znaki na niebie i ziemi, niegodziwcy z piekła rodem, zjawy i demony. Najdziwniejsze jednak jest to, że ów świat dzikiej, niekontrolowanej podświadomości przenika się na każdym kroku z najzwyklejszą codziennością - jest jej pilnie strzeżoną tajemnicą.
Reżyser mnoży tajemnice i zagadki. Ale nigdy ich nie rozwiązuje. Ba, na końcu filmu wszystko jest jeszcze bardziej niejasne niż na początku. Sekret pozostaje sekretem. Lyncha bowiem najbardziej fascynuje samo istnienie tajemnicy - przeczucie, że pod banalną codziennością kryje się "coś" więcej. Nawet jeżeli tego czegoś nie da się do końca uchwycić i zrozumieć. Do wielu dziwnych scen u Lyncha nie ma żadnego klucza ani wyjaśnienia. Reżyser komponuje swoje historie inaczej niż klasyczni hollywoodzcy scenarzyści. "Moje historie nie są skomplikowane - powiada. - Aby je zrozumieć, trzeba zaufać swoim odczuciom. To może być trudne dla obecnej publiczności, bo współczesne filmy są, jakie są. Wszystko jest w nich bardzo powierzchowne. Więc kiedy wprowadzasz do filmu jakiś motyw abstrakcyjny, umysł widza nie jest przygotowany, by go zobaczyć. Tymczasem muzyka jest zupełnie abstrakcyjna i nikt jakoś nie ma z nią problemu. Ja tymczasem traktuję film jak muzykę; staram się go budować z pewnych harmonii, a nie jasno powiedzianych zdań."
Treść filmów Lyncha tkwi między wierszami fabuły: trzeba ją wyczytać z nastroju, obrazu, muzyki, osobliwych gestów ekstrawaganckich postaci, rebusowych dialogów. U Lyncha nie ma co szukać dosłownego rozszyfrowania fabuł; lepiej rozejrzeć się za oddechem czegoś nienazwanego.
Stach Szabłowski, Zone Europa