"Iniemamocni": WSZYSTKO CO KOCHAŁ
Reżyser i scenarzysta filmu, Brad Bird niejednokrotnie podkreślał, że w „Iniemamocnych” chciał zawrzeć wszystko to, co najbardziej kocha w kinie: wielką przygodę, grę nieskrępowanej wyobraźni, ironiczny humor oraz wiarygodne, realistycznie przedstawione postaci, przeżywające prawdziwe emocjonalne i moralne konflikty. Czy to nie za wiele elementów, jak na rozrywkowy film animowany? Bird wierzył, że można je połączyć. Swym entuzjazmem i głębokim przekonaniem o słuszności obranej drogi umiał zjednać sobie producentów. Osią fabuły postanowił uczynić próbę zmieszczenia w kluczowej postaci pana Iniemamocnego dwóch dążeń: dbałości o dobro rodziny i marzeń o spełnieniu osobistych ambicji. A ambicje to wcale nie byle jakie – chodzi przecież o to, by jeszcze raz ocalić świat przed nieuchronną zagładą.
Bob Parr wraz z rodziną wziął udział w Programie Relokacji Superbohaterów, wskutek czego prowadzi spokojne, by nie powiedzieć: gnuśne życie na przedmieściu. Bird wspominał, że początkowo pracował nad dwiema odrębnymi historiami: pierwszą z nich miała być pełna napięcia opowieść przygodowo-szpiegowska, drugą – rzecz o tajemniczej, potężnej sile. Jak mówił: sile rodziny. Tak więc Parrowie ukazani zostali jako rodzina napotykająca na swej drodze codzienne problemy, jak choćby wymagający i niezbyt mądrzy szefowie Boba, czy konflikty powodujące drobniejsze i całkiem poważne sprzeczki. Tyle, że od czasu do czasu ta familia wykazuje się rzeczywiście niezwykłą mocą.
Uważam, że najważniejszy element „Iniemamocnych” to historia rodziny, uczącej się trudnej sztuki zachowania równowagi pomiędzy indywidualnymi, osobistymi potrzebami a wzajemnymi bardzo silnymi uczuciami – tłumaczył swe zamiary Bird. – To także opowieść o superbohaterach odkrywających swe zwykłe, bardzo ludzkie pokłady osobowości. Chciałem połączyć w harmonijną całość te dwa na pozór odległe od siebie światy: świat pełen odwołań do popkultury, szpiegowskich gadżetów, nadzwyczajnych, ponadludzkich zdolności i demonicznych siewców zła, oraz zwyczajny świat, gdzie centralnym punktem jest rodzina. Tu najważniejszym wyzwaniem jest być dobrym mężem, dobrą żoną, czy dobrym rodzicem, siostrą albo bratem, czy też to, by się dobrze zestarzeć. A przede wszystkim – nie zaprzepaścić tej rodzinnej więzi, narażonej na tyle ciężkich prób i wstrząsów.
Bird przyznał, że jednym z najgłębszych źródeł inspiracji były dla niego klasyczne animowane filmy Disneya, zwłaszcza „Zakochany kundel”, który to film reżyser po prostu uwielbia. Wyzwaniem było natomiast przeniesienie tamtego niepowtarzalnego, pełnego ciepła tonu w dzisiejsze czasy, i posłużenie się nowoczesnym wizualnym językiem. Bird doszedł do wniosku, że na pełne zrozumienie i zarazem na rozwinięcie swoich koncepcji może liczyć tylko w jednym miejscu: słynnym studiu animacji komputerowej Pixar. Nie pomylił się: wiceprezes studia John Lasseter wielką wagę przywiązuje do oryginalnych scenariuszy. Zaskakująco szybko docenił pomysł Birda. Dostrzegłem nie tylko ogromny komediowy potencjał tej historii – twierdził Lasseter – ale i jej wielką dramatyczną siłę. Znałem wcześniejsze dokonania Brada i byłem przekonany, że jest on w stanie (a wręcz powinien!) doprowadzić swój pomysł do końca, czyli wyreżyserować ten film.
Lasseter zdawał sobie jednak sprawę z trudności przedsięwzięcia. Przede wszystkim wszyscy bohaterowie to ludzie, co jest pierwszym takim przypadkiem w historii wytwórni Pixar. W dodatku reżyser chciał, by skóra, włosy oraz mimika postaci wyglądały absolutnie wiarygodnie. Scenariusz przewidywał ponad sto miejsc akcji, do tego bardzo zróżnicowanych: od przedmieścia, gdzie mieszkają nasi superbohaterowie, aż po fantazyjną dżunglę wyspy Nomanisan, gdzie dokonują swoich licznych wyczynów. Po akceptacji scenariusza stworzone zostały pierwsze storyboardy. Na ich podstawie scenografowie przedstawili szczegółowe propozycje wyglądu dekoracji, kostiumów i rozwiązań kolorystycznych. Dopiero po zaangażowaniu aktorów i nagraniu próbek ich głosów dopracowano kolejne szczegóły, zwłaszcza te dotyczące wyglądu bohaterów. Wszystkie propozycje zapisywano w roboczej formie dwuwymiarowej animacji, by potem żmudnie zamienić ją w technikę 3-D.
Kluczową kwestią było opracowanie ruchów kamery i jak bardziej naturalnego oświetlenia. We wszystkich tych sprawach – zgodnie z tradycją firmy Pixar – decydujący głos miał reżyser. Pixar to doprawdy stowarzyszenie geniuszy – mówił Bird. – Nie raz i nie dwa widziałem spojrzenia, które mówiły : „Czy ten facet w ogóle wie, o co pyta?” Ale nikt sobie nie odpuszczał, i nigdy nie słyszałem w odpowiedzi, że „to niemożliwe”. Wszyscy zastanawiali się nad tym, jak niemożliwe uczynić możliwym. I zawsze znajdowali rozwiązanie.
Nasi ludzie po prostu przeszli samych siebie – mówił Lasseter. – Gdy spogląda się w oczy animowanych bohaterów tego filmu, widzi się ich duszę i emocje. Jestem zdania, że subtelność animacji, jeśli chodzi o mimikę ich twarzy, a także mowę ciała, nie ma sobie równych. W czasie projekcji nie myśli się o gatunku filmu. Ja poczułem, że opowiadanej tu historii nie będę w stanie zapomnieć.