"Iniemamocni": NIE TYLKO TECHNIKA
Bird jest zdania, że najwspanialsza, olśniewająca technika i efekty specjalne nie mogą zastąpić bardzo istotnego elementu: gry aktorów. Dlatego właśnie aktywnie uczestniczył w większości castingów, wspomagany przez współpracowników.
Rysownik Teddy Newton blisko współpracował z reżyserem przy castingu. Brad opisał mi jak najprecyzyjniej, jak wyobraża sobie te postaci. Nie używał jednak zbyt wielu przymiotników. Jestem zdania, że znajomość głosu odtwórców głównych ról bardzo pomaga w tworzeniu postaci. To trochę tak, jakbyś słuchał w radiu sugestywnej audycji. Głosy aktorów sprawiają, że właściwie odruchowo wyobrażasz sobie, jak oni mogą wyglądać. W przypadku naszego filmu zadziałał podobny twórczy mechanizm.
Do roli Boba Parra reżyser wybrał aktora Craiga T. Nelsona („Coach”, „The District”), który, jego zdaniem, w doskonałych proporcjach łączy niewymuszony autorytet i poczucie humoru, tak bardzo w tym przypadku potrzebne. Gdy słyszysz jego głos – mówił reżyser – niemal od razu widzisz potężne ciało jego bohatera. I jest w tym głosie jeszcze coś: poczucie straty, pewna melancholia. A o to nam właśnie chodziło.
Nelson twierdził, że bardzo łatwo odnalazł się w tej roli. Poczułem z Bobem prawdziwą empatię – tłumaczył. – Tak, to jest ktoś, kto może dokonywać naprawdę niezwykłych czynów, ale nie to sprawia, że jest naprawdę wyjątkowy. Najistotniejsza jest jego siła moralna i mocny system wartości. Wie, ile jest wart, i co znaczy rodzina. To jeden z tych facetów, których chciałbyś spotkać i serdecznie uścisnąć mu dłoń. Nelson przyznał, że było to jedno z najtrudniejszych zadań w jego aktorskiej karierze. Po pierwsze dlatego, że twórcy filmu, a zwłaszcza Bird, mieli już przed jego zaangażowaniem bardzo precyzyjną wizję całego filmu i relacji łączących bohaterów. Pozwalali oczywiście na eksperymenty i nawet na pewne elementy improwizacji, ale w ściśle określonych ramach. Po drugie, rola wymagała jednoczesnej perfekcyjnej kontroli ekspresji głosu i wyobrażenia sobie niezwykłych sytuacji, w których Bob uczestniczy, oczywiście nawet bez namiastki przeżywania ich, jak to dzieje się na planie filmu aktorskiego.
Natomiast postać żony Boba, Helen (czyli dawnej Elastyny) miała być swoistym hołdem dla dzisiejszych mam, które wedle słów Birda: Każdego dnia muszą ujawnić swą moc i pomysłowość na wiele sposobów. Uznał, że połączenie matczynych zalet i swoistego stoicyzmu wobec najbardziej zaskakujących wydarzeń doskonale odda Holly Hunter. Holly wydała mi się idealna do roli osoby wrażliwej, która jednocześnie nigdy się nie załamuje. Znam ją nieźle i wiem, że w jej osobowości, także jako człowieka, a nie tylko aktorki, zawarta jest prawdziwa twardość: Holly po prostu jest nie do pokonania – mówił realizator.
Hunter twierdziła, że nie przypadkiem wiele jej najlepszych ról (jak w „Fortepianie” czy „Trzynastce”) dotyczyło rodzinnych relacji. To nie była tylko kwestia propozycji obsadowych, to także jej własny, całkowicie świadomy wybór. Zawsze intrygował mnie ten temat. A przecież pomimo tych wszelkich niezwykłych przygód, „Iniemamocni” to przede wszystkim historia rodziny, różnic, konfliktów, a nawet dziwactw, jakie mogą się w niej pojawiać – wyraziła swe zdanie aktorka. Podkreślała też, że całkowicie zaufała reżyserowi, ponieważ była to jej pierwsza praca w animacji i nie czuła się do końca pewnie na tym nowym dla siebie terytorium. Brad ma niezwykły słuch muzyczny. Pomagał nam wszystkim znaleźć właściwy rytm i intonację dialogów – on po prostu słyszał je w głowie, zanim jeszcze je wypowiedzieliśmy. Są w tym filmie niezwykle szybkie dialogi, często w narastającym rytmie staccato, co jest bardzo trudne, ale gdy się uda, naprawdę przynosi satysfakcję.
Tworząc postaci pozostałych członków rodziny – nastolatki Violi, niesfornego dziesięcioletniego Maksa i malutkiego Jack-Jacka – Bird miał w pamięci „typową amerykańską rodzinę”. Stąd też pomysł, by niezwykłe moce były niejako emanacją ich charakterów i niepokojów, co jest zresztą typowym zabiegiem w wielu komiksowych opowieściach. Viola ma problemy typowe dla nastolatki: nie czuje się już dzieckiem, a nie jest jeszcze dorosła. To mało komfortowa i naprawdę frustrująca sytuacja. Dlatego niewidzialność to, moim zdaniem, jak najbardziej odpowiednia dla niej właściwość – mówił reżyser. – Z kolei Maks potrafi poruszać się z szybkością błyskawicy. Kto zna dzieciaki w jego wieku, ten z pewnością wie, że jest to dla nich bardzo charakterystyczne. Po prostu nie sposób za nimi nadążyć! Co do Jack-Jacka to jedno na razie jest pewne: jak do tej pory jest najnormalniejszy z całej tej rodziny. A w przyszłości? Może będzie kombinacją taty i mamy. Na to się chyba zanosi.
Grający Maksa jedenastolatek Spencer Fox jest debiutantem wyłonionym podczas castingu. Jeśli chodzi o Violę, to Bird przyznał, że poszukując osoby do tej roli, doznał czegoś w rodzaju olśnienia. Tak o tym opowiadał: Jestem wielkim wielbicielem programu radiowego „This American Life” w National Public Broadcasting. Uczestniczy w nim regularnie autorka niezwykle celnych książek i esejów – Sarah Vowell. Pewnego dnia jechałem samochodem i swoim zwyczajem słuchałem jej. I nagle doznałem iluminacji: przecież to jest Viola! Sarah miała pewne obawy: podobnie jak Holly nie uczestniczyła nigdy w realizacji filmu animowanego. Pomogłem jej jednak je zwalczyć i jestem zdania, że wypadła po prostu świetnie.
Jako Mrożon, bohater, który zamraża swych przeciwników, wystąpił Samuel L. Jackson („Pulp Fiction”, „Regulamin zabijania”). Nikt nie jest obecnie w Hollywood bardziej „cool” niż Samuel. Jego głos jest nie do podrobienia. Potrafi być twardy jak stal i właściwie w tym samym momencie wręcz łagodny. Animatorzy uwielbiają pracę z nim, ponieważ jego występy są pełne delikatnych niuansów – komentował Bird.
W roli czarnego charakteru, Syndroma, wystąpił Jason Lee („W pogoni za Amy”, „U progu sławy”). W jego głosie słyszymy dziecko, ale wiemy dobrze, że to już nie dziecko, ale ktoś naprawdę niebezpieczny – mówił Bird. – Widziałem Jasona w wielu filmach niezależnych i już wtedy zwrócił moją uwagę swoją wielką wrażliwością i upodobaniem do niezwykłości.
To było zabawne zagrać naprawdę złego faceta, który chce być kimś więcej – komentował Lee. – Poza tym, kiedy moje dziecko wystarczająco podrośnie, będę mógł powiedzieć: obejrzyj „Iniemamocnych”. Twój tata tam grał.
Do roli Edny Mode, zwanej inaczej „E”(postać jest parodystycznym echem „M” z serii bondowskiej), która przygotowuje kostiumy bohaterów, też przeprowadzono intensywny casting. Ale nie przynosił on zadowalających rezultatów. Wreszcie koledzy z Pixara, którzy pokładali się ze śmiechu, gdy Bird mówił głosem Edny, przekonali reżysera, że powinien obsadzić sam siebie. Nie miałem zamiaru zagrać tej roli – tłumaczył się reżyser. – Ale mieliśmy naprawdę trudności z jej obsadzeniem. Nie ukrywam, wyjątkowo lubię tę postać. Powstała ona jako odpowiedź na pytanie, które od bardzo dawna mnie nurtowało: kto projektuje te wszystkie uniformy superbohaterów? To przecież bardzo ważne – one określają ich osobowość. Nikt jakoś tego specjalnie nie wyjaśniał: skąd one się w ogóle biorą. Pomyślałem sobie o Niemcach i ich słynnej precyzji i o Japończykach z ich zadziwiającymi gadżetami. W rezultacie Edna jest pół-Japonką, pół-Niemką. Bardzo lubię „E” – jest pewna własnego zdania, ma własny świat. A słowo „nie” nie istnieje w jej słowniku, zwłaszcza jeśli ktoś chce je wypowiedzieć pod jej adresem. Szczerze mówiąc, pod wieloma względami mnie przypomina – śmiał się Bird.