Reklama

"Impostor - Test na człowieczeństwo": WIELKI BRAT PODGLĄDA PRZYSZŁOŚĆ

Ponieważ akcja "Impostora" rozgrywa się w przyszłości, której być może dożyją dzisiejsze dzieci, Gary'emu Flederowi zależało na tym, by nadać jej prawdopodobny, ale jednak wyraźnie futurystyczny charakter. Dlatego rzeczywistość jaką nam proponuje w roku 2079 jest podobna do naszej - ale niepokojąco bardziej przypomina orwellowskiego Wielkiego Brata. Fleder chciał uniknąć dwóch stereotypów wizji przyszłości: idyllicznej Utopii i odczłowieczonej, zimnej Dystopii. Pragnął połączyć je razem w jedną spójną wizję, w rzeczywistość, która mogłaby się naprawdę wydarzyć.

Reklama

"Absolutnie kluczową kwestią było dla mnie zachowanie pewnego stopnia prawdopodobieństwa. Chciałem pokazać końcowy efekt badań i doświadczeń, nad którymi pracuje się obecnie - poczynając od urządzeń uruchamianych brzmieniem głosu, poprzez całkowicie zautomatyzowane domy mieszkalne, po najnowsze osiągnięcia w medycynie, takie jak mikroskopijne roboty wszczepiane w ludzki organizm, które naprawiają wszystko, co w naszym ciele się psuje". - wyjaśnia Gary Fleder.

"Chcieliśmy, by widz potrafił odnaleźć się w tym świecie. Rozpoznać w nim to, co już zna a jednocześnie miał wrażenie, że poznaje rzeczy z przyszłości." - dodaje producent Marty Katz. Producent i reżyser zaprosili do współpracy scenografa Nelsona Coatesa, który zajął się oprawą wizualną całego przedsięwzięcia. Jako kierownik artystyczny z pomocą futurologów w każdej dziedzinie życia, zaprojektował wizualną Rzeczywistość "Impostora". "Chcieliśmy zorientować się, nad jakimi ultranowoczesnymi produktami obecnie się pracuje, i jak mogłyby one wyglądać po niezbędnych udoskonaleniach, jakieś 75 lat później. Nie chcieliśmy aby pod jakimkolwiek względem przypominały gadżety z "Mad Maxa" czy "Obcego". To miała być nasza unikalna wizja przyszłości. Poza tym w filmie każdemu mieszkańcowi Ziemi, tuż po przyjściu na świat, wszczepia się w kręgosłup specjalny zakodowany zindywidualizowany mikroprocesor, zwany w języku "Impostora" - simcodem. Za każdym razem, gdy ktoś wchodzi do budynku, robi zakupy, telefonuje, albo dokonuje jakiejkolwiek transakcji, mikroprocesor jest skanowany, a każda czynność rejestrowana przez odpowiednie komputery. Ten pomysł to tylko oczywista kontynuacja czegoś, co sami dobrze znamy - od lat już wszczepia się psom w uszy czujniki, dzięki którym zwierzęta można zawsze zlokalizować, jeśli się zgubią."- mówi reżyser

"Wyobraziliśmy sobie, że te czujniki będą znajdować się pomiędzy łopatkami; wszczepia się je tuż po urodzeniu i przez całe życie stanowią rodzaj zarówno dowodu tożsamości, jak i swoistej karty kredytowej - gwarantując łatwy dostęp do wszelkich usług i towarów. Oczywiście, efektem ubocznym posiadania takiego czujnika jest to, że władze mogą śledzić każdy twój krok." - dodaje autor scenografii Nelson Coates.

Ekipie filmowej zależało by iście orwellowski system obserwacji i indoktrynacji był wszechobecny w "Impostorze". Od mikroprocesorów w kręgosłupach Ziemian, po kamery i monitory na zewnątrz i w każdym pomieszczeniu. Nawet tak zwyczajne czynności codzienne, jak kąpiel i golenie zostały futurystycznie przedstawione. "Bohater wchodzi do pomieszczenia, które widz dobrze zna, powiedzmy do łazienki. Wszystko niby jest tak samo a jednak inaczej. Olham bierze prysznic, ale kabina działa na podobieństwo myjni samochodowej, tyle że dostosowanej do ludzkiego ciała. Olham się goli, ale polega to na tym, że po prostu nadstawia twarz automatycznej golarce. To gadżety, na które się patrzy i myśli - fajne, chciałbym mieć coś takiego w domu - i właściwie jest to całkiem prawdopodobne" - dodaje Coates.

Coates zmieniał scenografię w miarę jak klimat filmu stawał się coraz bardziej mroczny i paranoidalny. " Wszystko zaczyna się w idealnie uporządkowanym, bezpiecznym świecie. Dlatego w początkowej fazie zastosowałem jasne, ciepłe, miłe dla oka barwy, które stopniowo przechodzą w ciemne, nieokreślone, złowieszcze kształty w miarę jak życie Spencera Olhama diametralnie zmienia się. Identyczny proces zachodzi w umyśle Olhama, kiedy wkracza w świat chaosu i próbuje walczyć o swoje człowieczeństwo oraz pokonać dręczącą go niepewność". Coates najchętniej wspomina jedną z najbardziej spektakularnych scen w filmie - moment lądowania pojazdów, które osiadają na Ziemi po uprzednim przejściu przez wrota w kopule elektromagnetycznej otaczającej planetę. Ta scena została sfilmowana dzięki zastosowaniu matowych ścian trójwymiarowych uzyskanych komputerowo. Wszystkie efekty specjalne nadzorował producent Joe Grossberg, który był także odpowiedzialny za to, by używane przez bohaterów wideofony i superczułe skanery namierzające w filmie nieuchwytnego Olhama, naprawdę działały.

Jedynym projektem, które nie były autorstwa Nelsona Coates'a byli... najeźdźcy z kosmosu. "Uznaliśmy, że lepiej będzie pozostawić ich wygląd całkowicie wyobraźni widzów. Bez przerwy się o nich mówi, znajduje ślady ich obecności, ale to wszystko opiera się na bardzo subtelnej grze naszych zmysłów i lęków. Właściwie cały świat "Impostora" jest tak zmechanizowany, że trudno odróżnić to co ludzkie, od tego, co nim nie jest. Beton i stal - już dziś przeważające w naszej miejskiej architekturze - w przyszłości całkowicie ją zdominują. Rozmawialiśmy z ekspertami o przyszłych trendach w architekturze. Ich zdaniem, tak to właśnie będzie wyglądać. Zaprojektowaliśmy miasto, które naprawdę może kiedyś powstać"" - wyjaśnia Coates. Budynkiem, który istnieje naprawdę i który zagrał w filmie - siedzibę sztabu głównego Urzędu Bezpieczeństwa Ziemi ( Earth Security Agency) były biura znanego światowego producenta okularów, firmy Oakley. Colin Baden, założyciel i prezes firmy - wielbiciel literatury Philipa K. Dicka chciał, by jego biura wyglądały tak, jakby żywcem były wyjęte z jego książek . Po raz pierwszy Colin Baden zgodził się na sfilmowanie budynku oraz by zagrał on jako jeden z obiektów zdjęciowych w filmie. "Budynek Oakleya - to jedna z najnowocześniejszych, futurystycznych konstrukcji jakie widziałem w życiu" - mówi producent Marty Katz. W filmie wykorzystano także Kalifornijskie i Arizońskie Centrum Nauk Ścisłych oraz potężny zakład filtrowania wody w dolinie San Fernando w Kalifornii, gdzie nagrywano sceny ucieczki Olhama i Cale'a przed Hathawayem.

Twórcy filmu kreując swoją wizję przyszłości, szybko odkryli, że to, czego poszukiwali, już w gruncie rzeczy istnieje. Postęp techniczny i styl życia, jaki będzie obowiązywał, ich zdaniem w 2079 roku, można już odnaleźć. A naszemu niecierpliwemu oczekiwaniu przyszłości niezmiennie towarzyszy to samo pytanie, które ponownie zadaje "Impostor": Dokąd to wszystko prowadzi? I czy wciąż będziemy wiedzieć, kim jesteśmy, kiedy tam dotrzemy?

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy