Reklama

"Immortals. Bogowie i herosi 3D": ŚWIATŁA, KAMERA, AKCJA... I JESZCZE WIĘCEJ AKCJI

Ambitne sceny bitewnego szału wymagały armii choreografów, trenerów i kaskaderów wyćwiczonych zarówno we władaniu mieczem, jak i sztukach walki takich jak karate. Planowanie choreografii rozpoczęto pół roku przed rozpoczęciem zdjęć, ażeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Już na samym początku Singh zdecydował, że chce mieć w filmie walki, które są mniej wystylizowane niż w innych współczesnych produkcjach. "Chciałem pokazać na ekranie prawdziwe starcia, z użyciem różnego rodzaju broni. Nic nie jest w stanie zastąpić poczucia prawdziwej fizycznej walki. To się po prostu czuje". Zatrudniono Artiego Malesci, który pracował jako koordynator scen kaskaderskich między innymi przy filmach z serii "Transporter". Grupa trzynastu specjalnie przeszkolonych mężczyzn z Montrealu trenowała przez trzy miesiące, by po wejściu na plan być przygotowanym na każdą ewentualność. "Wszystko nagrywaliśmy dla Tarsema, a on zgadzał się na nasze propozycje lub nie. Przy okazji tych ćwiczeń, trenowaliśmy również ekipę kaskaderów, ażeby po wejściu na plan nie było żadnych przykrych niespodzianek. Pięć dni w tygodniu, całkowicie wypełnionych ćwiczeniami - jeśli czyjeś ciało nie wytrzymało, tracił pracę".

Reklama

Henry Cavill rozpoczął intensywny trening sześć miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć. "Kiedy go poznałem, był bardzo sprawny", opowiada Singh, "ale od razu mu powiedziałem, że nie chodzi mi o "sześciopak" na brzuchu, tylko "ośmiopak"!; że nie uznaję żadnego tłuszczu, bo nie będzie nosił zbyt wielu strojów. Henry narzucił sobie niesamowitą dyscyplinę". Cavill wręcz poprosił o fotograficzną dokumentację osiąganego przez niego postępu. "Ciągle trenowałem, osiem godzin dziennie na siłowni, przez pięć dni w tygodniu", wspomina aktor. Pinto była pełna podziwu: "Tarsem powiedział mi, że aktorzy przechodzą fizyczną transformację, że ich ciała będą naprawdę maksymalnie gotowe, ale uświadomiłam to sobie dopiero kiedy spotkałam się po raz pierwszy z Henrym. Wyglądał jak młody bóg".

Taki trening zapewnił Cavillowi także wielką przewagę w pracy na planie. "Każdy dzień przynosił coś nowego, więc ciągle zdobywaliśmy doświadczenie, które później procentowało". Aktor przyznał jednak, że bez grupy kaskaderów nakręcenie scen bitewnych nie byłoby możliwe. "Byli po prostu niesamowici. Choreografia niektórych scen była bardzo skomplikowana, a oni wykonywali wszystkie ruchy bez mrugnięcia okiem, więc musiałem być maksymalnie skoncentrowany, by nie zawalić dobrego ujęcia", wspomina Cavill. Najtrudniejszą sceną było jednak finałowe starcie Tezeusza z królem Hyperionem. "To bardzo brutalna i nieczysta walka dwóch wyczerpanych, zdesperowanych mężczyzn, którzy pragną tylko dobrać się do gardła przeciwnika", opowiada aktor. "Nie ma żadnej stylizacji, tylko bolesne doświadczenie w ograniczonej przestrzeni, w której ci dwaj rzucają sobą o ściany i wykorzystują wszystko, co im się nawinie pod ręce. To ludzka reprezentacja konfliktu pomiędzy bogami i Tytanami. Pojawia się jujitsu, trochę staromodnych zapasów, ale przez większość czasu walka polega na tym, że dwóch facetów spuszcza sobie łomot. Byłem tak zmordowany, że po zakończeniu zdjęć wróciłem do domu i dosłownie padłem".

Singh intencjonalnie nakręcił finałową scenę w ograniczonej przestrzeni. "Gdyby walczyli na zewnątrz, utrudniłoby to realizację", wyjaśnia reżyser. "Mamy tunel, na końcu którego czeka potężna armia, ale w środku wszystko staje się osobiste". Dodatkowym wyzwaniem było nakręcenie trzech różnych rodzajów walk, z których składa się finałowa bitwa. "Tezeusz i Hyperion walczą po męsku, ludzie usiłują powstrzymać potwory przed przedostaniem się do tunelu, a bogowie starają się ujarzmić rozsierdzonych Tytanów", ekscytuje się reżyser. "Wymyśliliśmy trzy różne style kręcenia - pierwsza walka to same emocje, druga jest niezwykle efektowna, a trzecia poraża skalą". Jednak Singh największe wyzwania rzucał i tak sobie. "Tarsem pierwszy pojawiał się na planie i ostatni z niego schodził", wspomina Mark Canton. "Ciągle był w ruchu, praktycznie nie używał swojej przyczepy. Postawił sobie zadanie stworzenia tego dzieła na własnych zasadach. Udało mu się to osiągnąć. To wizjoner. Tak bardzo się cieszymy, że to właśnie jego zatrudniliśmy do tego projektu".

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy