"Iluzjonista": ILUZJA VERSUS RZECZYWISTOŚĆ
"Zadaniem każdego magika jest przypominanie nam o tajemnicy egzystencji, oraz inspiracja do chęci poznania tej tajemnicy. Widok sztuczki magicznej, lub iluzji sprawia, że człowiek dostaje dreszczy i zaczyna się zastanawiać, czy jednak nie ma czegoś ponad siły człowieka, niezależnie od tego czy konkretny magik je posiada, czy nie." - tłumaczy Neil Burger.
"A co, jeżeli magik może odprawić prawdziwe czary? Czy wtedy nadchodzi groźba, że ogarną nas ciemne, czarnoksięskie moce? Przez cały film przewija się pytanie, czy Eisenheim naprawdę posiada nadprzyrodzone siły, czy to wszystko tylko iluzja?"- kontynuuje Burger. -"Nigdy do końca nie potrafimy na to pytanie odpowiedzieć i naszym wyzwaniem było wykreowanie takiej magii, by to pytanie stało się cieniutką linią łączącą oba światy."
Burger chciał, żeby iluzja zdawała się być wynikiem działalności sił nadprzyrodzonych, ale żeby jednocześnie dało się to wszystko wytłumaczyć naukowo. "Widz musi mieć możliwość interpretowania tego, jak chce. Każdy występ oparty jest o prawdziwe zasady poszczególnie wykonywanych sztuczek w tamtych czasach, ale za każdym razem podnosiliśmy to do trochę bardziej nieprawdopodobnego wymiaru."
"Pierwszą osobą, o której pomyślalem, kiedy pisałem scenariusz, był Rick Jay" - kontynuuje Burger. "Jest nie tylko wspaniałym iluzjonistą, ale posiada również niezwykłą wiedzę na temat magii i jej historii. Szczególnie na temat magii czasów końca XIX wieku. Spotkaliśmy się już wcześniej, całkiem przypadkowo. Pokazał mi wtedy prostą sztuczkę z kartami. Pół metra od moich oczu, karta, którą miał w ręku przemieniła się w inną kartę. Jestem pewien, że była to dla niego tylko prosta igraszka, ale we mnie wzbudziło to prawdziwe dreszcze. A potem dostałem dreszczy, na myśl o tym, że magia wzbudziłe we mnie dreszcze?. No własnie, to jest reakcja, którą chciałbym wywołać u widzów. Emocje i niepokój, że się te emocje w ogóle ma."
Scenarzysta / reżyser spotkał się z magikiem / historykiem podglądając i podpytując ile się da mechaniki iluzji, i najbardziej popularnych sztuczk "Złotego Wieku Magii", oraz cały czas pamiętając o wyolbrzymianiu magii na miarę filmu. "Pracowaliśmy kilkanaście tygodni razem. Przez ten czas dopracowaliśmy wszystkie elementy scenariusza. Rick Jay okazał się niezastąpionym źródłem pomocy i wiedzy."
Ed Norton również studiował z Jay'em przed rozpoczęciem zdjęć do ILUZJONISTY, by zgłębić techniki i styl magików tamtych czasów. "Nauczył się wszystkich sztuczek z kartami i stał się ekpertem. Wszystko, co widać na filme, Edward naprawdę sam wykonuje. Jak w każdej poprzedniej roli, jego umiejętność całkowitego wcielenia się w postać jest imponująca. W tym przypadku nie tylko się wierzy, że on to sam robi, ale że również podejrzewamy, że on posiada moce nadprzyrodzone, którymi byłby w stanie zwyciężyć imperium. Jest absolutnie przekonywujący."- mówi Burger.
Po przeniesieniu się do Pragi, konsultantem w sprawach magii był brytyjski iluzjonista, James Freedman (członek elitarnego Magic Circle, z zawodu - kieszonkowiec scen teatralnych). Freedman trenował również Nortona Aarona Johnsona, który gra młodego Eisenheima. "Dużo studiowaliśmy, by się upewnić że metody i efekty są zgodne z tym, co robiono w tamtych czasach." - tłumaczy Freedman. "Jeśli magia jest twoim życiem od dziecka, jak w moim przypadku - zwykle i tak znasz już wiele tego rodzaju sekretow, bo przekazywane są pokolenia na pokolenie.
Jedna z przemian, ktorej dokonujemy na scenie, została zaprojektowana przez iluzjonistę, który się nazywał Jean Paul Robert-Houdin. Nazywa się się go "Ojcem Współczesnej Magii", a jego ulubionym trickiem było pożyczanie husteczek od dam na widowni. Sprawiał, że chusteczka znikała, w jej miejscu wyrastało drzewko pomarańczowe, a z drzewka wyfruwały dwa motylki niosące tę chusteczkę. Była to niewiarygodna sztuczka, a my jeszcze ją troszkę podrasowaliśmy, więc to, co widać na filmie, niemal już przekracza granicę prawdopodobieństwa. Właśnie na tym powinna polegać dobra magia."
Norton był bardzo entuzjastycznie nastawiony do szansy pracy z prawdziwymi iluzjonistami, a jednocześnie sam bardzo dużo na ten temat czytał. "Pamiętniki Roberta Houdina, to jedna z moich ulubionych pozycji. Był to Francuz, występował w połowie XIX wieku, i nie miał wtedy sobie równych. To człowiek, który nobilitował magię ze zwykłej uciechy dla mas, jaką były uliczne misteria teatrów wędrownych, do rozrywki wyższych klas Paryża, godnej wielkiej sceny. Bardzo dużo tego, co robi nasz Eisenheim, jest zaczerpnięte z jego repertuaru." - wyjaśnia aktor. "Po odrobieniu lekcji czytania książek, oraz praktyki z Rickiem, czułem się relatywnie dobrze przygotowany. A fakt, że obok był James, naprawdę pomagał. To była chyba najlepsza część tej roboty - praca z ludzmi, ktorzy są gwiazdami w tej dziedzinie."
Trudno nazwać to inaczej, niż "magicznym zbiegiem okoliczności",ale Norton i iluzjonista Rick Jay spotkali się, kiedy aktor świeżo skończył studia. "Chałturzyłem, jako bileter, w okolicznych teatrach, a Ricki zaprojektował własny show, który wystawił w NY. Robiłem za chłopca od rozsadzania ludzi na jego przedstawieniach. Widziałem je jakieś dwadzieścia razy pod rząd. Raz, czy dwa, Ricky wzywał mnie na scene, by mu przy czymś pomóc. Jak się spotkaliśmy wiele lat później, i powiedział mi, że jest moim fanem, ja mu na to, "to ja jestem twoim, tym bardziej, że kilka razy wchodziłem na scenę, by ci pomagać w występach" - nie mógł uwierzyć. Urocze jest takie zamknięcie się kolejnego koła. Rick był jednym z moich największych bohaterów w tamtym świecie. Nie miał sobie równych. Jak i teraz. Fajnie było wymienić doświadczenia. Jest wiele tricków w świecie iluzji bardzo przydatnych w aktorstwie, i na odwrót."
Kolej na kilka słów od Jamesa Freedmana, (przydomek artystyczny: "Człowiek ze stali"). Występował przed członkami rodzin królewskich, głowami państw, i sławami na całym świecie. "Zacząłem udzielać Aaronowi korepetycji z magii jeszcze zanim wyjechaliśmy do Czech. Nauczyłem go sztuczek z kartami, oraz zasad psychologii, które stoją za sztuczkami, które będzie pokazywał na scenie. I trochę klasyki, czyli znikająca karta, potłuczona waza, i tego rodzaju rzeczy, których nauczyłem się jeszcze jako chłopiec. On uwielbia magię, praktykował po nocach. Zupełnie, jak ja, u początków swej drogi. Zacząłem w wieku 4 lat, jak większość chłopców, kiedy dostałem "magiczny komplet" na urodziny" - opowiada Freedman.
Ale niektóre ze sztuczek odprawianych podczas zdjęć, miały magiczną moc dla całego zespołu - Berger zawiesza głos. "Przez pierwszy tydzień zdjęć było nas, razem ze statystami, ponad 350 osób w teatrze, a Edward pokazał nam trick nabierając wszystkich - tych na widowni i tych za kamerami. I nie był to tani chwyt, bo jak to robił później, kiedy musiał stworzyć coś z powietrza, znów mu się udało. Nawet Jessica i Rufus podeszli do niego z pytaniem, "jakżeś ty to zrobił???" W każdym z nas jest gdzieś coś, co nadal pragnie wierzyć w magię. Kolejny dowód na to, jak jest silna, ile ma w sobie mocy.