"I sprawiedliwość nie dla wszystkich": ROZMOWA Z REŻYSEREM
Jak można opisać "I sprawiedliwość nie dla wszystkich" potencjalnemu widzowi?
"I sprawiedliwość nie dla wszystkich" opowiada o oficerze policji, który chce być sprawiedliwy,
chociaż wie, że świat wokół niego taki nie jest. To historia człowieka, który wierzy w uczciwość,
nawet jeśli nikt inny tego nie robi. Nie chciałem robić filmu niszowego. Robię filmy dla
wszystkich, ale przy tym nie lubię sprzedawać widzom "skrótów". Nie zamierzam podawać
publiczności taniego sentymentalizmu ani łatwego śmiechu. Głównym celem przy produkcji
"Nieuczciwego świata" było przedstawienie naszego punktu widzenia w możliwie uczciwy
sposób.
"Akademia Platona" była twoim pierwszym filmem, w pełni wyprodukowanym,
nakręconym i dystrybuowanym w Grecji. Czego się wtedy nauczyłeś i jak przydatne
okazało się to przy przygotowywaniu "I sprawiedliwość nie dla wszystkich"?
Przy "Akademii Platona" odkryłem, jak dobrze jest w końcu zrobić film w ojczystym języku i
pracować z ludźmi, którzy urodzili się i wychowali w mieście, z którym wiąże się dla mnie wiele
wspomnień z dzieciństwa. To był raczej ciężki materiał. Ale właśnie to i spotkanie z Antonisem
Kafetzopoulosem sprawiło, że przeniosłem akcję filmu z Niemiec do Grecji. Ale nie chodziło
tylko o język; to był też wygląd, wyrazy twarzy, ostro wymawiane słowa... Komunikacja
niewerbalna była dla mnie prawdziwym objawieniem. Poza tym kręcenie niskobudżetowego
filmu niewiele się różni, niezależnie od kraju.
Skąd wziął się pomysł na "I sprawiedliwość nie dla wszystkich"?
W 2003 roku razem z Dorą Masklavanou zacząłem pisać scenariusz filmu telewizyjnego dla
pewnej niemieckiej stacji. Praca nad tym formatem była naprawdę ciężka i w końcu
porzuciliśmy go. Ale wciąż podobał nam się pomysł - o sprzątaczce, która bezwiednie sprząta miejsce zbrodni - więc trzymaliśmy się go, ale tym razem napisaliśmy scenariusz z myślą o
dużym ekranie.
Greckie kino zyskuje obecnie międzynarodowe uznanie, a twoja "Akademia Platona"
odniosła sukces zarówno wśród krytyków, jak i wśród widzów. Dlaczego więc
sfinansowałeś "I sprawiedliwość nie dla wszystkich" z prywatnych funduszy? Czy to
był twój wybór?
Tak naprawdę kino greckie nie zyskało jeszcze międzynarodowego uznania. To były zaledwie
trzy filmy, które wyróżniały się w festiwalowym obiegu. Nawet jeśli nasze kino będzie
rozpoznawalne za granicą, nadal jeszcze mamy przed sobą długą drogę. Nie wiem nawet, czym
tak naprawdę jest greckie kino. Zrobiłem "I sprawiedliwość nie dla wszystkich", bo musiałem.
To było głębokie pragnienie i po prostu trzeba było to zrobić. To wtedy kraj dostał się w szpony
kryzysu finansowego i Greckie Centrum Filmowe zamknięto w chwilę po tym, jak złożyliśmy
nasz scenariusz. Co miałem zrobić? Ten kraj ma swój własny rytm, a ja mam swój. Na
szczęście genialna ekipa ludzi zgodziła się pracować na specjalnych warunkach, właściwie za
darmo i powstał film zrobiony z miłością, mimo niesprzyjających okoliczności.
Czy czujesz, że Twoje filmy mają określone obywatelstwo?
Nie. Mają mnie i wszystko, co spowodowało, że jestem tym, kim jestem.
"I sprawiedliwość nie dla wszystkich" zawiera w sobie trochę słodkiej rozpaczy
znanej z filmów Aki Kaurismäkiego oraz muśnięcie tradycji komicznej Jacques'a Tati.
Jak bardzo świadomy byłeś tych wpływów?
Bardzo. Byłem też pod wpływem Hitchcocka, Jarmuscha, Tsiolisa, Melville'a, starych filmów
detektywistycznych, Claude'a Sauteta, Monty Pythona oraz starych westernów.
Czy Antonis Kafetzopoulos stał się twoim aktorem, człowiekiem, który może
przekazać w filmie twoje myśli?
Antonis jest jednym z najbardziej wyrazistych aktorów, jakich znam. I jednym z
najmądrzejszych. Rzeczą, którą bardzo lubię w pracy z nim, jest komunikacja. Dziesięć minut
zajęło nam omówienie jego postaci w "Akademii Platona". W "I sprawiedliwość nie dla
wszystkich" też nie trwało to dłużej. To wystarczyło. Resztę odkryliśmy w trakcie kręcenia.
Myślę, że dzielimy tę samą niechęć do zbyt obszernego omawiania poszczególnych scen lub
całego scenariusza. Wolimy go badać na planie. Wymaga to wzajemnego zaufania, które było
między nami od samego początku i nigdy nie zostało zawiedzione.
Mali ludzie w wielkim świecie - to, zdaje się, wspólny wątek wszystkich twoich
filmów. Wydajesz się być bardzo zainteresowany triumfem zwykłego człowieka nad
nieprzewidywalnością życia. Czy to prawda?
Mam pociąg do nic nie znaczących postaci z banalnymi pasjami. Nie ma nic piękniejszego, niż
oglądanie zwyczajnego człowieka, który nagle wyrasta ponad przeciętność, kiedy jego świat się
rozpada, gdy życie wymierza niesprawiedliwe ciosy lub kiedy miłość puka do jego drzwi.
Jaki rodzaj reakcji publiczności sprawi, iż będziesz szczęśliwy, jeśli chodzi o "I
sprawiedliwość nie dla wszystkich"?
Chcę po prostu, żeby mój film spodobał się ludziom i żeby poczuli się tak, jakby oglądali na
ekranie własne życie.
Co byłoby dla ciebie światem fair?
Niestety, taki nie istnieje.
Źródło: Flix