"Hubble 3D": MISJA STS-125
Najniebezpieczniejsze na świecie prace na wysokościach!
Misja STS-125 przedstawiona w filmie "Hubble 3D" o mały włos nie doszłaby do skutku. Wedle pierwotnych planów miała się odbyć w 2006 roku, jednak odwołano ją ze względów bezpieczeństwa po tragicznej katastrofie promu kosmicznego Columbia w lutym 2003 roku. Pomimo wsparcia społecznego, środowiska naukowego oraz samej NASA, ryzyko związane z misjami wahadłowców wydawało się zbyt duże, aby ten program kontynuować. Sytuacja zmieniła się dopiero, gdy stworzono plan awaryjny zakładający przygotowanie przez Agencję drugiego wahadłowca, które pozostawałby w gotowości i mógł dla załogi Atlantisa posłużyć jako statek ratunkowy (po połączeniu się obu orbiterów w przestrzeni kosmicznej i przejęciu astronautów).
Dzięki takim gwarancjom w maju 2009 roku prom kosmiczny Atlantis mógł polecieć w kosmos, by spotkać się z Kosmicznym Teleskopem Hubble'a. Siedmioosobową załogą dowodził Scott C. Altman, który miał już za sobą trzy inne loty na orbitę. Poza nim na pokładzie znalazł się także pilot Gregory C. Johnson, dla którego była to pierwsza kosmiczna podróż. Specjalistka Misji Megan McArthur, która również nigdy wcześniej nie była w kosmosie, obsługiwała mechaniczne ramię mające przechwycić i zadokować teleskop w ładowni wahadłowca, gdzie później instrument był serwisowany. Specjalistami misji byli również: John M. Grunsfeld (pięciokrotnie w przestrzeni kosmicznej), Andrew Feustela (pierwszy lot), Michael T. Good (pierwszy lot), Michael J. Massimino (trzy wyprawy w kosmos).
Przez cały okres szkolenia, aż do chwili startu wahadłowca, Altman zastanawiał się nad wszystkimi ewentualnościami. Astronauta tak wspomina te chwile: "Analizowałem plan misji i zadawałem sobie pytania o to, co mogło pójść nie tak. Musieliśmy wiedzieć, że będziemy w stanie temu sprostać, bez względu na to, że Hubble bywa nieprzewidywalny. Musieliśmy być przygotowani na wszystko jeszcze przed lotem".
"To było niebezpieczne, ale warte ryzyka" - dodaje Johnson. "Na całym świecie miliony ludzi chciały, aby Hubble znów działał i naszym zadaniem było do tego doprowadzić. To była wielka misja, zaplanowana dokładnie sekunda po sekundzie". Od powodzenia misji STS-125 miała zależeć przyszłość teleskopu - na odpowiedź czekało pytanie: czy Hubble stanie się jeszcze cenniejszym instrumentem naukowym, czy tylko kolejnym śmieciem na orbicie?
Jednym z celów misji było ulepszenie kamery szerokokątnej i jednego ze spektrografów, a także naprawy kamery przeznaczonej do przeglądów i współpracującego z nią innego spektrografu. Dzięki tym pracom obrazy uzyskane przez Hubble'a miały być jeszcze lepszej jakości. Zespół dokonał również gruntownych napraw, wymieniając baterie i izolacje, instalując sześć nowych żyroskopów oraz naprawiając narzędzie kontrolujące przepływ danych, które uległo zniszczeniu wskutek spięcia elektrycznego.
Grunsfeld opisuje fragment tego, co z pracy EVA zobaczą widzowie. "Jedna osoba obsługuje mechaniczne ramię, które umożliwia przenoszenie ciężkich obiektów, a druga unosi się swobodnie, dzięki czemu jest bardziej mobilna i może sprawnie wykonywać zadania. W tym czasie teleskop obraca się w ładowni wahadłowca".
Wszystkie fragmenty dokładnie zaplanowanych jeszcze na Ziemi pięciu spacerów kosmicznych zostały gruntownie przećwiczone. W sytuacji, gdy uderzenie jakiegoś obiektu mogłoby zniszczyć kombinezon chroniący astronautę, a zgubienie narzędzia oznaczałoby stracenie go na zawsze, każdy niewłaściwy ruch mógłby wywołać ogromne straty. Przez dwa lata poprzedzające misję, załoga brała udział w żmudnych ćwiczeniach, przeprowadzanych głównie pod wodą, w największym basenie na świecie mieszczącym się w Centrum Kosmicznym im. Johnsona w Teksasie.
Mimo to, przeczucia Altmana odnośnie niespodzianek, jakie zgotować miał dla załogi Hubble, okazały się słuszne. Piątego dnia misji, podczas instalacji szerokokątnej kamery, Grunsfeld i Feustel musieli zmierzyć się ze śrubą, która utknęła. W końcu udało się ją usunąć, lecz kosztowało to zespół wiele czasu i nerwów. Wszyscy odetchnęli wtedy z ulgą, nie zdając sobie jednak sprawy z tego, że najgorsze jeszcze przed nimi.
Siódmego dnia, Massimino i Good mieli wymienić przestarzały element teleskopu na najnowszy instrument wykorzystywany między innymi do analizy atmosfer planet znajdujących się w odległym układach planetarnych. Najtrudniejszą częścią tego zadania miała być niezwykle precyzyjna instalacja wewnątrz teleskopu. Znacznie większym problemem okazała się jednak wystająca z osłony teleskopu poręcze.
Massimo wspomina: "Ćwiczyliśmy to zadanie setki razy, od a do z, skupiając się na najmniejszych nawet szczegółach. Na ćwiczeniach cztery główne śruby w osłonie były łatwe do usunięcia i wykręcały się bez problemu. Ale gdy byliśmy w akcji, już na orbicie, ta jedna za nic nie chciała wyjść. To był koszmar - czas leciał, stało się coś nieprzewidywalnego, a ja nie mogłem pójść do sklepu po zapasowe części".
Pomimo rozwiązania problemu, Massimino martwił się o taki przebieg sprawy i możliwe konsekwencje. "Zabawne, co wtedy się dzieje w twojej głowie" - przyznaje. "Myślałem: to okropne, w książkach napiszą o odkryciach Hubble'a: gdyby nie Mike Massimino, teraz wiedzielibyśmy czy na innych planetach jest życie".
Po godzinach stresującej pracy, dyskusji załogi i sugestii zespołu z Centrum Kontroli Misji, najlepszym rozwiązaniem okazało się być to najprostsze, choć niekoniecznie intuicyjne rozwiązanie - złamać śrubę.
Feustel żartuje: "Zerwanie uchwytu nie było częścią planu. Zwykle się tak nie robi. Wręcz przeciwnie, sam zabroniłem Massimino łamania czegokolwiek".
Kiedy rozwiązano problem uchwytu, astronauci zajęli się ostatnimi naprawami. Później mogli już tylko świętować ponowne umieszczenie Kosmicznego Teleskopu Hubble'a na orbicie.
"Na filmie uchwycono wiele podniosłych momentów. Jednym z najpiękniejszych było ponowne wysłanie Hubble'a w kosmos" - mówi Myers. "To wspaniała załoga. Wspaniale wypełnili tak trudną misję, dokonując rzeczy, których nigdy wcześniej nikt w kosmosie nie dokonał. Udało się im rozwiązać problemy, których nie spodziewali się nawet planiści. Móc ich oglądać dzień po dniu, dzielić z nimi te dokonania - to niesamowite".
Wyrażając uczucia reszty załogi, McArthur mówi: "To fantastyczne uczucie. To, że mogliśmy pomóc w gromadzeniu wiedzy o Wszechświecie znaczyło dla nas naprawdę wiele".