Reklama

"Hotel Ruanda": O PRODUKCJI

Konflikt Ruandyjski, który miał miejsce w latach 90. był jednym z najbardziej krwawych rozdziałów w historii państw afrykańskich. Masakra, która miała wtedy miejsce, była tym bardziej tragiczna, że większość państw świata zignorowało konflikt i trudne położenie mieszkańców Ruandy. Światowe agencje informacyjne donosiły o wojnie plemiennej w Ruandzie, lecz informacje te zamiast wzbudzić międzynarodowe oburzenie, traktowane były raczej jako kolejny nie warty uwagi incydent w Trzecim Świecie.

W ciągu 100 dni w Ruandzie zabitych zostało prawie milion osób. Ulice stolicy państwa, Kigali, spłynęły krwią, ale nikt nie przybył z pomocą. Nie było żadnej interwencji międzynarodowej, nie przybyły siły ekspedycyjne, nie powstała koalicja. Ruanda nie mogła liczyć na pomoc międzynarodową. Ekstremiści z plemienia Hutu mordowali z zimną krwią zarówno swoich sąsiadów Tutsi i jak i innych Hutu, którzy byli przeciwni rzezi, a świat im na to pozwolił.

Reklama

Dziesięć lat później politycy z całego świata przybywali do Ruandy, aby prosić tych, którzy przeżyli o przebaczenie i po raz kolejny padła obietnica „Nigdy więcej” -opowiada reżyser filmu Terry George. Ale ta sama historia powtarza się w Sudanie, Kongo lub w innym miejscu, o którego istnieniu nawet nie wiemy, gdzie życie ludzkie jest nic nie warte; miejscu, gdzie ludzie tacy jak Paul i Tatiana zawstydzają nas swoją dobrocią i odwagą.

Czas wojny to czas, w którym okazuje się, że zwykli ludzie zdolni są do bohaterskich czynów. Tak było też w Ruandzie. Pośród straszliwej przemocy i chaosu, które ogarnęły ten kraj jednym z bohaterów był Paul Rusesabagina, zwykły człowiek, który wiedziony miłością i współczuciem zdołał uratować życie 1268 ludziom.

Terry George dawno już chciał zrobić film, którego akcja działaby się w Afryce ale dopiero historia, którą opowiedział Paul Rusesabagina, zaprowadziła go na ten kontynent. Kiedy mój współpracownik Keir Pearson opowiedział mi całą historię, od razu wiedziałem, że chcę zrobić ten film. - mówi Terry George. Poleciałem do Belgii, gdzie spotkałem się z Paul’em i usłyszałem historię jego życia: w jaki sposób zaczął pracę w hotelarstwie oraz w jaki sposób znalazł się w hotelu Millie Collines w Kigali.

Producent Hotelu Ruanda, Alex Ho, był bardzo poruszony ludzkim aspektem tej opowieści. Historia ta jest mi bardzo bliska i bardzo dla mnie ważna - mówi. Opowiada ona o człowieku, który za namową swej żony i dzięki swojej pozycji decyduje się pomóc innym. I robiąc to sam staje się lepszym człowiekiem.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Hotel Ruanda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy